O tym, że Ministerstwo Sprawiedliwości szykuje zmiany w zasadach odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, pisaliśmy już na początku kwietnia. Teraz pojawiła się nowsza wersja projektu zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych. Najwięcej kontrowersji wywołuje znaczące wydłużenie okresu przedawnienia.

Nierówne traktowanie

Zgodnie z najnowszymi ministerialnymi propozycjami postępowania dyscyplinarne nie będą mogły być wszczynane po upływie pięciu lat od chwili popełnienia czynu. Obecnie termin ten wynosi trzy lata. Co więcej, zgodnie z projektem sąd będzie miał nie pięć, lecz aż osiem lat od popełnienia czynu na wymierzenie sędziemu kary dyscyplinarnej. Termin ten będzie obowiązywał również w tych przypadkach, w których postępowanie nie zostało jeszcze wszczęte.
– To zbyt długi okres, zwłaszcza jeżeli się weźmie pod uwagę, że delikty pracownicze przedawniają się dla innych funkcjonariuszy, np. służby cywilnej czy celnej, już po czterech latach, a termin do wszczęcia postępowania wynosi zaledwie dwa lata – zauważa Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu, członek Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
A jak dodaje, większość deliktów dyscyplinarnych popełnianych przez sędziów można określić właśnie jako przewinienia quasi-pracownicze. Od lat bowiem zmorą sądów dyscyplinarnych są postępowania wszczynane za to, że sędziowie nie nadążają z pisaniem uzasadnień orzeczeń.
– Trudno jest racjonalnie uzasadnić tak znaczne zróżnicowanie traktowania – kwituje sędzia Puchalski.
Przeciwnikiem najnowszego pomysłu resortu jest również Waldemar Żurek, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa.
– Obecnie problemem nie jest przedawnianie się deliktów dyscyplinarnych sędziów – zapewnia.
A nawet jeżeli takie przypadki się zdarzają, to – aby ich uniknąć – należałoby wprowadzić zmiany, dzięki którym sądy dyscyplinarne działałyby sprawniej.
– Nie chodzi przecież o to, aby te postępowania ciągnęły się latami, ale żeby szybko wymierzać kary tym, którzy na nie zasługują – podkreśla sędzia Żurek.

Łagodniejszy wymiar

W najnowszej wersji projektu znalazły się jednak także takie poprawki, które cieszą środowisko. Chodzi o wymiar kary dyscyplinarnej polegającej na procentowym pomniejszeniu miesięcznego wynagrodzenia sędziego winnego deliktu dyscyplinarnego. Na początku resort proponował, aby z uposażenia odejmować od 15 do 25 proc. Teraz ma to być od 5 do 15 proc.
– To krok w dobrym kierunku, choć sam pomysł, aby karać sędziów finansowo, uważam za chybiony. Takie rozwiązanie będzie szczególnie krzywdzące i niesprawiedliwe, dopóki nie rozwiąże się największej bolączki naszego sądownictwa, czyli nierównomiernego obciążenia pracą sędziów – zaznacza sędzia Żurek.
Resort pozostawił natomiast bez zmian okres, na jaki będzie mogła zostać orzeczona kara finansowa (od dwóch miesięcy do sześciu lat). W projekcie utrzymało się również rozwiązanie, zgodnie z którym już wymierzenie kary nagany będzie pociągało za sobą niemożność ubiegania się przez sędziego o awans przez pięć lat.
– Nagany wymierzane są tym, którzy dopuścili się lżejszych przewinień, np. nie nadążali z pisaniem uzasadnień wyroków. Karanie za tego typu czyny pozbawieniem możliwości awansu na tak długi okres jest nieadekwatne – uważa Barbara Zawisza, sędzia Sądu Rejonowego Warszawa-Praga Północ.
– Powinno się zachować jakąś proporcjonalność czynu do kary – stwierdza.
Brak awansu to bowiem brak przejścia do wyższej stawki uposażenia. A to dla sędziego strata rzędu kilkuset złotych miesięcznie. Dziś sędzia nie może awansować przez kolejne pięć lat dopiero, jeżeli wymierzono mu karę usunięcia z zajmowanej funkcji lub przeniesiono na skutek orzeczenia sądu dyscyplinarnego na inne miejsce służbowe.
Etap legislacyjny
Projekt w uzgodnieniach