Ma już 18 lat, ale najlepszy czas za sobą. Do niedawna uwielbiana w towarzystwie, teraz wszyscy się od niej odwracają. Powód? Ponoć jest nieuczciwa i głupia. A przy tym niezdecydowana: nie wie, czego chce, nie odnajduje się w sytuacjach stresowych. Ona – ustawa zasadnicza.
Polskie konstytucje / Dziennik Gazeta Prawna
Maj 2015 r., gabinet ministra sprawiedliwości. Rozmawiam z nowo wybranym na to stanowisko Borysem Budką. W mediach Paweł Kukiz w ofensywie. Narzuca temat, głosząc, że trzeba jak najszybciej uchwalić nową ustawę zasadniczą. Dziennikarze i eksperci polemizują: trzeba czy może jednak niekoniecznie?
Pytam o to ministra Budkę. Krzywi się, a po chwili odpowiada w dość okrągłych zdaniach: „warto rozmawiać o zmianie konstytucji. Jednak gruntowna przebudowa ustawy zasadniczej nie może być narzędziem w rozgrywce politycznej. Dlatego zgłaszane w ostatnim okresie propozycje, czy mówienie wręcz o pisaniu prawa od nowa, uważam raczej za polityczną grę i tani populizm. Dyskusję o zmianach powinniśmy rzeczywiście rozpocząć, jednak nie tylko w gronie polityków, lecz przede wszystkim z udziałem praktyków prawa, legislatorów, czołowych polskich sędziów”. Tłumacząc to z języka polityków na język zwykłych obywateli: mamy dobrą konstytucję, nie wymaga poważnych zmian.
Grudzień 2015 r. Poseł Borys Budka mówi niemal to samo, co pół roku wcześniej: „jako Platforma Obywatelska jesteśmy otwarci na debatę o zmianie konstytucji”. Ma jednak zupełnie inny ton. Teraz naprawdę wierzy w to, że ustawę zasadniczą można poprawić.
– Konflikt związany z wyborem sędziów do Trybunału Konstytucyjnego pokazał w bezwzględny sposób, że obecna konstytucja nie zabezpiecza przed dominacją większości parlamentarnej. Jest ona zdolna zrobić wręcz wszystko – przekonuje jeden z polityków PO. Zaznacza, że nieoficjalnie. Wersja oficjalna? „Chętnie podejmiemy dyskusję na temat zmiany konstytucji”.
Lew(icow)a komisja
Profesor Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Można powiedzieć o nim wiele, ale bez wątpienia nie to, że jest rewolucjonistą. Może on stanie w obronie konstytucji? Nic z tego. W mikołajkowym programie telewizyjnym „Młodzież kontra” prof. Zoll mówi, że zgodnie z ustawą zasadniczą prezydent ma pozycję nieadekwatną do mandatu wynikającego z powszechnych wyborów. I tłumaczy, skąd to się wzięło. Zdecydowała nie wizja konstytucjonalistów, lecz prymitywna gra polityczna. Komisja Konstytucyjna Zgromadzenia Narodowego została utworzona w 1992 r. Szybko zdominowali ją przedstawiciele Socjaldemokracji RP z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele. Prezydentem był Lech Wałęsa i wszystko wskazywało na to, że wygra on wybory również w 1995 r. Stąd też w ramach prac nad nową ustawą zasadniczą poważnie osłabiano pozycję głowy państwa na rzecz innych organów, w tym głównie większości parlamentarnej i rządu. Nieoczekiwanie wybory wygrał Kwaśniewski. Wtedy spróbowano wzmocnić pozycję prezydenta w projektowanej konstytucji. Ale brakowało już i czasu, i chęć do pracy była ograniczona, gdyż to lewica miała zarówno większość w parlamencie, jak i pierwszego obywatela RP.
Wyszła konstrukcja dość szkaradna. Uwidoczniło się to doskonale podczas konfliktu między prezydentem Lechem Kaczyńskim a premierem Donaldem Tuskiem. Walczyli o to, kto ma reprezentować Polskę na forum międzynarodowym – konstytucja tego nie precyzowała. Używane były nawet tak bezsensowne argumenty jak ten, że prezydent nie może lecieć na unijny szczyt, bo nie będzie dla niego krzesła. Sprawę rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny. Obie strony sporu po wyroku obwieściły, że miały rację i teraz mają na to dowód w postaci orzeczenia TK.
Pędzący królik
Artykuł 235 ust. 4 konstytucji stanowi: ustawę o zmianie konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. Próg nie do przekroczenia dla jednej partii czy nawet koalicji. Doświadczenie pokazuje, że udawało się go osiągnąć tylko w przypadkach ponadpartyjnych korekt. I tak w 2006 r. zmieniono art. 55 pozwalający teraz na ekstradycję polskiego obywatela na wniosek innego państwa. Trzy lata później w art. 99 wskazano, że do Sejmu lub do Senatu nie może być wybrana osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne, ścigane z oskarżenia publicznego. Politycznej burzy wokół tych zagadnień nie było. Czy więc dyskusja o zmianie konstytucji, nie jest bezprzedmiotowa?
– Oczywiście, że jest. Trudno sobie wyobrazić większość parlamentarną, która byłaby w stanie uchwalić nowy akt – twierdzi jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Naiwnie dopytuję. Przypominam, że prezes Jarosław Kaczyński mówił w swoim wystąpieniu po exposé premier Beaty Szydło o zmianie konstytucji.
– Nie bądźmy dziećmi. Chodzi o to, aby gonić króliczka, a nie o to, by go złapać. Nowa ustawa zasadnicza nie jest nam niezbędna do życia – wyjaśnia parlamentarzysta. – Pół roku byśmy się żarli o treść preambuły. I zawsze ktoś byłby niezadowolony. A to ateiści, że odesłanie do Boga, a to katolicy, że na równi z Bogiem znalazłaby się cywilizacja europejska. Powoływać się na Unię czy nie? – tłumaczy się poseł PiS.
Na proponowaniu zmian zresztą obóz rządzący już raz się sparzył. Jeszcze kilka tygodni temu główna narracja polityków PO opierała się na wypominaniu PiS-owi projektu konstytucji. Doszło do tego, że został on zdjęty ze strony internetowej, aby przeciwnicy polityczni i dziennikarze nie pastwili się nad poszczególnymi rozwiązaniami.
– Te zmiany w sądach, czynnik ludowy przy orzekaniu przez Sąd Najwyższy, to trochę przesada – podpuszczałem kilka tygodni temu czołowego prawnika PiS Stanisława Piotrowicza, przywołując jeden z pomysłów. – A dlaczego mnie pan o to pyta? Nie odpowiadam za innych. Mogę opowiedzieć o tym, co ja uważam za potrzebne – odparł.
Dobrze wie, że ten temat to pułapka. Ludzie oczekują od władzy, aby poprawiła sytuację w sądach. Zarazem wcale im się nie marzy, aby o ich losie decydował sąsiad z naprzeciwka. Prawda jest taka, że nie lubimy radykalnych zmian. Partie polityczne swoje ugrają, oferując pieniądze na dzieci lub niższe składki na ubezpieczenia społeczne. Nie muszą wywracać ustroju.
Zło tego świata
Są jednak politycy, którzy naprawdę wierzą, że konstytucję trzeba zmienić; że to ona odpowiada za wszelkie zło w Polsce. To ruch Kukiz’15. Posłowie od Kukiza prześcigają się w epitetach wymierzonych w kierunku ustawy zasadniczej. Słyszymy, że konstytucja jest fatalnie napisana (zwracał na to uwagę już Zbigniew Herbert), oszukańcza, dyskryminuje słabszych, wspiera partiokrację czy wreszcie, że konstytucję mamy, owszem – ale bolszewicką.
Kukizowcy są w narzekaniach szczerzy. Ale pytani o szczegóły zmian, odpowiadają ogólnikami. A gdy im się to zarzuci, oburzają się, wskazując, że jeśli dla kogoś „oddanie władzy w ręce obywateli” to ogólnik, to rozmowa jest zbędna. Skąd ta złość? Zasadne wydaje się tu odwołanie do Samoobrony Andrzeja Leppera. On ludzkiej krzywdy, która wydarzyła się po transformacji ustrojowej, dopatrywał się w działaniach Leszka Balcerowicza. Paweł Kukiz i jego ekipa upatrują problemów Polaków w ustroju, a emanacją tegoż jest właśnie konstytucja przyjęta w czasach glorii Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak płachta na byka działają również sędziowie trybunału. Powód? Nie orzekają w interesie Polaków, lecz wpatrują się bezmyślnie w przepisy. Odwieczny problem: czy ważniejsze jest prawo, czy istotniejsza wola suwerena.
– Trybunał nie jest po to, by był lubiany przez polityków – odpowiadał w telewizji sędzia TK prof. Marek Zubik.
Koniec historii
Czy konstytucja mogłaby być lepsza? Nawet jej zwolennicy uważają, że tak. Wskazują przy tym jednak, że nawet najlepsza nie będzie w stanie rozwiązać wszelkich konfliktów i rozstrzygnąć wątpliwości. Gdyby temu miała służyć, musiałaby mieć objętość co najmniej ustaw dotyczących prawa upadłościowego (czyli kilkaset stron). Istotne jest, by nawet prosta, krótka konstytucja, była postrzegana w duchu prawa; to wystarczy.
– Proszę spojrzeć na sytuację, która wydarzyła się w Rosji. Zgodnie z tamtejszą ustawą zasadniczą Władimir Putin nie mógł zostać trzeci raz prezydentem. A został. Czy to oznacza, że zła jest konstytucja, czy że politycy się z nią nie liczą? – pyta retorycznie prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zwraca uwagę, że akurat na naszych zachodnich sąsiadów moglibyśmy spojrzeć i jedno rozwiązanie skopiować.
– W niemieckiej konstytucji jest pewne ciekawe rozwiązanie. Otóż przewiduje ona, że niektórych jej postanowień nie można w żaden sposób zmienić. Chodzi o te kluczowe, jak przyznanie praw podstawowych ludziom, czy podział terytorialny federacji – wskazuje prof. Kamiński.
Jakiś czas temu odebrałem, jak zwykle, pocztę elektroniczną. A w skrzynce wiadomość o znamiennym tytule: „Konstytucja III RP przechodzi do historii”. Na szczęście to tylko reklama portalu numizmatycznego. Można kupić ekskluzywny zestaw 13 sztabek srebra odpowiadających trzynastu rozdziałom ustawy zasadniczej.