Żeby nie było: uważam posła Stanisława Żmijana za bardzo pracowitego parlamentarzystę, który w odróżnieniu od wielu innych zabiera głos tylko w tych sprawach, na których się zna. Jednak muszę przyznać, że ucieszyło mnie, że w ubiegłym tygodniu odczuł dobrodziejstwa ustawy o pijanych kierowcach na własnej skórze.

Poseł Żmijan, jak pozostałych 198 posłów PO, głosował za przyjęciem ustawy, która pozwala m.in. na zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym. Nie tylko podniósł rękę podczas głosowania, lecz także komisja infrastruktury, której przewodniczył, pozytywnie opiniowała ten projekt. W ubiegłą środę sam jechał o 53 km/h za szybko i dokument utracił. Daleki jestem od stwierdzenia, że Żmijan to cyniczny pirat drogowy, który walczy z drogowymi bandytami jedynie przed kamerami. Podejrzewam, że jeździ jak większość zwyczajnych kierowców. Polskie drogi są tak oznakowane, że trzeba się bardzo pilnować, czy przypadkiem nie przekracza się prędkości o 50 km/h, bo często teren zabudowany jest nim tylko z nazwy. Pamiętacie państwo pierwszego kierowcę, któremu zatrzymano prawo jazdy na podstawie nowych przepisów? Pędził nocą 123 km/h na pustej trzypasmówce.
Partyjna koleżanka posła Żmijana Ewa Drozd straciła prawo jazdy już w lipcu. Ona też głosowała „za”. Czy siebie uważa za pirata? Wątpię. Nieco inaczej jest z Haliną Szymiec-Raczyńską z PSL, która także „zamyśliła się i depnęła”, co kosztowało ją zatrzymanie prawa jazdy. Ona też głosowała „za” – choć być może myślała, że to przepisy dla ludu, a nie dla posłów. To, że potem chciała odzyskać prawo jazdy, powołując się na przysługującą parlamentarzystom ochronę przed sankcjami karnymi, każe podejrzewać, że nie rozumiała, za czym głosuje. Bo immunitet, owszem, chroni przed mandatem karnym, ale zatrzymanie prawa jazdy jest sankcją administracyjną.
Pointę do historii ustawy o pijanych kierowcach dopisała była już wiceminister sprawiedliwości Monika Zbrojewska, złapana na jeździe na podwójnym gazie. Było to możliwe dzięki kierowcy, który zauważył jadące wężykiem auto, zajechał pani minister drogę i uniemożliwił ucieczkę do czasu przyjazdu policji. W ten symboliczny sposób pokazał, że lepiej, jak my sami zaczniemy się bronić przed wymiarem sprawiedliwości, zamiast pozwolić, żeby wymiar sprawiedliwości bronił nas przed innymi. Przynajmniej tak jak to usiłuje robić za pomocą ustawy o pijanych kierowcach.