Joanna Solska, publicystka tygodnika „Polityka” / Dziennik Gazeta Prawna
Zadośćuczynienia, jakie przyznają sądy osobom procesującym się z towarzystwami ubezpieczeniowymi, są przeciętnie czterokrotnie wyższe niż te, które gotów był od razu wypłacić ubezpieczyciel. To dane Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości. Wniosek z nich taki, że na krzywdzące warunki, proponowane przez sprzedawców polis nie warto się godzić. Lepiej dochodzić sprawiedliwości w sądzie.
Rzeczywistość nie jest jednak taka różowa, zwłaszcza w naszym kraju. Sprawy w sądach toczą się latami, są kosztowne, ponieważ zwykle korzystać trzeba z pomocy prawnika. Jeśli poszkodowanym jest ofiara wypadku drogowego, która w jego wyniku straciła zdrowie i – co nierzadko też się zdarza – zdolność do normalnego funkcjonowania, doradzanie jej dochodzenia sprawiedliwości w sądzie jest nieludzkie.
Ubezpieczyciele świetnie zdają sobie z tego sprawę. Wyroki sądów nie skłaniają ich wcale do tego, by od razu proponować przyzwoite odszkodowanie. Wręcz odwrotnie. Więcej zarobią wtedy, gdy na wejściu zaproponują poszkodowanym śmiesznie małą sumę. Bo po pierwsze – tylko niewielu zdecyduje się na proces. Po drugie – wyrok (zwykle dla ubezpieczyciela niekorzystny) zapadnie za kilka lat. Biznesplany oparte na krzywdzeniu ofiar są dokładnie przemyślane. Nieludzkie.
Ale wkrótce będzie jeszcze bardziej nieludzko. Wniosek, jaki mogą wyciągnąć ubezpieczyciele po niedawnej uchwale Sądu Najwyższego, brzmi – hulaj dusza, piekła nie ma. Z uchwały wynika, że np. ofiary wypadków drogowych nie są konsumentami. Konsumentami są tylko osoby, które zawarły z towarzystwem ubezpieczeniowym umowę, kupiły np. OC. Jeśli więc pieszy, idąc poboczem jak najbardziej zgodnie z przepisami, zostanie potrącony przez ciężarówkę i w wyniku wypadku straci zdrowie – to nie ma on w ogóle prawa procesować się z ubezpieczycielem, od którego kierowca tej ciężarówki kupił polisę OC. Niech się procesuje z kierowcą. A że kierowca się od następstw tego rodzaju wypadków ubezpieczył, kupując OC? To niech teraz on procesuje się z ubezpieczycielem. Ubezpieczyciel, jeśli nawet w rezultacie będzie musiał odszkodowanie wypłacić, to nie – jak teraz – po jednym, trwającym kilka lat procesie, ale po dwóch.
To niejedyna konsekwencja tej zdumiewającej, bo antykonsumenckiej uchwały SN. Do tej pory było tak, że jeśli Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że niektórzy ubezpieczyciele w jakiejś sprawie zachowują się wobec konsumenta karygodnie, mógł im wymierzyć wysoką karę finansową. Sama świadomość, że mogą zostać ukarani, odstraszała od nierzetelnych zachowań. No, przynajmniej mogła odstraszać. UOKiK był instytucją, która nie reagowała w pojedynczych przypadkach – jak może to robić rzecznik ubezpieczonych czy Federacja Konsumentów – ale odstraszała od powszechnych złych praktyk. To ten urząd miał do tego narzędzie. Uchwała Sądu Najwyższego teraz mu to narzędzie z rąk wytrąca. Skoro bowiem konsumentami są tylko osoby, które z krzywdzicielem podpiszą umowę, to ofiary wypadków już nimi nie są. Taka konkluzja idzie w poprzek prawu unijnemu, które stara się konsumentów bronić coraz bardziej.
Co gorsze, potencjalnymi ofiarami uchwały będą nie tylko ofiary wypadków drogowych. Prawnicy ostrzegają, że w podobnej sytuacji mogą się znaleźć ofiary błędów lekarskich. One także, idąc do szpitala, nie wykupują polisy, ubezpieczają się lekarze. UOKiK nie będzie też mógł karać nierzetelnych reklamodawców, którzy obiecują w reklamach gruszki na wierzbie, wprowadzając w błąd konsumentów. W tej sytuacji konsumenci także nie będą już konsumentami.
Uchwała SN jest tak bulwersująca, że podnoszą się przeciwko niej głosy coraz liczniejszych prawników. Jej interpretacja wynika ze złego zapisu kodeksu cywilnego. Trzeba go jak najszybciej zmienić. Ale obecny Sejm już tego nie zrobi, kończy kadencję. Czyli – do zimy ofiary uchwały mogą się mnożyć? Jest inne wyjście. Niech się SN zastanowi jeszcze raz, w szerszym składzie. Czy ważniejsza jest litera źle zapisanego prawa, czy jego duch. W przeciwnym razie będziemy mieli jeszcze jeden powód do wkurzenia na nasze państwo.