Już nie tylko zakupy będą robione w sądownictwie w sposób scentralizowany. Resort sprawiedliwości pracuje właśnie nad utworzeniem centrów usług wspólnych.
Ile sądy wydają na obsługę kadrowo-finansową / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z projektem Ministerstwa Sprawiedliwości centrów, które zajmowałyby się obsługą finansową i kadrową sądów, powstanie 12 – po jednym w każdej apelacji, plus jedno wyspecjalizowane zajmujące się obsługą finansową postępowań elektronicznych. Proces wdrażany będzie etapowo – na początku pilotażowo powstanie jedno centrum w apelacji białostockiej. Kompleksowe zmiany – zgodnie z założeniami resortu – mają zostać wdrożone w całym kraju do 31 grudnia 2019 r.
Cel reformy
Obecnie obsługą finansowo-kadrowo-płacową sądów co do zasady zajmują się dyrektorzy poszczególnych jednostek. Jednak, zdaniem resortu takie rozwiązanie ma wiele wad, choćby problem z zapewnieniem osób o odpowiednich kwalifikacjach. Jak podkreśla MS w założeniach projektu „Budowa, uruchomienie i rozwój Centrów Usług Wspólnych” jest to szczególnie widoczne w małych sądach położonych w niewielkich miejscowościach. Największą jednak wadą obecnego zdecentralizowanego modelu są oczywiście koszty, jakie co roku generuje (patrz: grafika).
Powołanie w każdej apelacji jednego centrum usług wspólnych ma więc stanowić remedium na te bolączki. Jak podkreślono w resortowym dokumencie: „oszczędności w zakresie kosztów tej obsługi (finansowo-kadrowej – red.) uwolnią dodatkowo zasoby ludzkie, techniczne, lokalowe danego sądu, a przede wszystkim w większym stopniu pozwolą realizować zadania w sposób bardziej wyspecjalizowany i profesjonalny”.
– Samo założenie wydaje się sensowne. Jest to bowiem działalność uboczna sądów, a czynności podejmowane w jej ramach są czynnościami powtarzalnymi, a więc z założenia nadającymi się do standaryzacji – ocenia Łukasz Piebiak, przewodniczący zespołu ds. ustroju sądów Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Zaznacza jednak, że ma obawy, czy założenia te uda się sensownie wprowadzić w życie.
– Nie wszystko, co sprawdza się w biznesie, musi sprawdzić się w sądownictwie – podkreśla.
Plany vs. rzeczywistość
Przestrogą mogą być tutaj doświadczenia z Centrum Zakupów Wspólnych dla Sądownictwa. Działa ono przy Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. Zdaniem resortu jego powołanie było absolutnym sukcesem. „Oszczędności uzyskiwane wskutek centralizacji pewnych kategorii zakupów (...) są znaczące” – czytamy w projekcie założeń.
Innego zdania są praktycy. – Efektem wprowadzenia scentralizowanego sposobu dokonywania zakupów dla wszystkich sądów jest to, że brak właściwych narzędzi do pracy stał się normą. Jakość materiałów biurowych kupowanych przez centrum jest bardzo niska, a pracownicy nieraz nie mają w ogóle na czym pracować, ponieważ muszą miesiącami czekać na zamówione materiały – wskazuje Edyta Odyjas, przewodnicząca komisji Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
Podobne odczucia ma sędzia Piebiak, który przypomina, że właśnie na skutek centralizacji zakupów sądy muszą obecnie korzystać z mocno okrojonego systemu informacji prawnej. Z przygotowanej przez Centrum Zakupów Wspólnych specyfikacji istotnych warunków zamówienia na ten produkt wynikało bowiem, że o wyborze najkorzystniejszej oferty aż w 60 proc. decyduje cena. Tak więc, aby wygrać, wydawnictwo Wolters Kluwer zaproponowało skromniejszy niż zwykle dostęp do tzw. kontentu autorskiego (komentarzy i monografii).
– Gdy o zakupie produktów dla poszczególnych sądów decydowali ich prezesi w porozumieniu z dyrektorami, takie sytuacje nie miały miejsca – zauważa sędzia Piebiak.
Zdaniem naszych rozmówców istnieje więc uzasadniona obawa, że z podobnym chaosem będziemy mieli do czynienia po wprowadzeniu centralizacji usług.
– Już obecnie w tych sądach, w których nie ma dyrektorów, pracownicy muszą wysyłać drogą elektroniczną wnioski o urlop na 10 dni przed jego rozpoczęciem. To przecież absurd, a należy się spodziewać, że po tym, jak tego typu kwestiami będzie zajmować się tylko jeden ośrodek na całą apelację, takie absurdy staną się regułą – przewiduje Odyjas.
I zaznacza, że jej związek z całą pewnością będzie oponował przeciwko tej reformie.
Trzeba przekwalifikować
Tymczasem resort zachwala, że jego pomysł pozwoli również usprawnić postępowania: osoby zatrudnione obecnie przy obsłudze finansowo-kadrowej sądów zostaną przekwalifikowane, dzięki czemu będą mogły wspomagać działalność orzeczniczą.
– Czarno to widzę. W praktyce będzie to raczej problematyczne z wielu powodów, m.in. braku odpowiednich procedur przekwalifikowywania i szkoleń dla tych osób. Wiele z nich może podjąć decyzję o zwolnieniu się z pracy – przewiduje Edyta Odyjas.
Łukasz Piebiak z kolei obawia się, że to, co zapisano w projekcie, okaże się tylko pobożnymi życzeniami jego twórców.
– Skąd pewność, że oszczędności poczynione na etatach księgowo-kadrowych rzeczywiście zostaną przesunięte na etaty, które wsparłyby pracę sędziów? Kto nam dziś zagwarantuje, że środki te nie zostaną przeznaczone np. na wyposażanie kolejnych sal sądowych w coraz wymyślniejszy sprzęt do nagrywania rozpraw? O tym przecież ostatecznie nie zdecydują osoby, które pracowały nad omawianym projektem, ale rząd – kwituje sędzia.