Przedsiębiorstwa, którym termin na złożenie odwołania wypada szóstego dnia tygodnia, powinny je wnieść dzień wcześniej. Tak uznały sądy okręgowe w dwóch niezależnych orzeczeniach
Ile czasu na złożenie odwołania / Dziennik Gazeta Prawna
Zapadły dwa wyroki w sprawie skarg prezesa Urzędu Zamówień Publicznych na orzeczenia uznające sobotę za dzień pracujący. Zarówno Sąd Okręgowy w Nowym Sączu, jak i Sąd Okręgowy w Warszawie doszły do wniosku, że racja stoi po stronie Krajowej Izby Odwoławczej. Dla przedsiębiorców oznacza to jedno – krótszy termin na składanie odwołań. Jeśli upływa on w sobotę to odwołanie musi fizycznie dotrzeć do KIO już w piątek w godzinach pracy UZP. W przeciwnym razie sprawa nie trafi na wokandę. Innymi słowy, zostaje zachowana zasada, która obowiązywała przez lata, a którą próbował zmienić UZP, odwołując się do prawa unijnego.
– Wyroki te pokazują jedno: trzeba doprecyzować przepisy i jednoznacznie przesądzić w nich, jak należy traktować sobotę. Jeśli UZP, odwołując się do przepisów unijnych, uważa, że powinna być ona traktowana jako dzień wolny od pracy, to powinien to wpisać wprost do ustawy – Prawo zamówień publicznych – ocenia Dariusz Ziembiński, ekspert Grupy Doradczej KZP.
– Niestety, przygotowany przez UZP projekt nowej ustawy całkowicie pomija tę kwestię – ubolewa.
Skarga do TK
Od 2010 r., kiedy zreformowano system środków ochrony prawnej w przetargach, o dacie wniesienia odwołania nie decyduje już stempel pocztowy. Liczy się to, kiedy fizycznie trafi ono do prezesa KIO. Przesyłając je pocztą czy kurierem, przedsiębiorcy muszą więc doliczyć czas potrzebny na doręczenie. Zasadę tę wprowadzono, by skrócić czas na rozpoznanie odwołania, a tym samym trwania przetargów.
Jeśli więc termin na wniesienie odwołania upływa w sobotę, to faktycznie jest skracany o jeden dzień. Sobota nie jest w Polsce dniem ustawowo wolnym od pracy, a tylko wówczas termin byłby przedłużony o kolejny dzień. W sobotę kancelaria UZP jednak nie pracuje, dlatego odwołanie powinno wpłynąć do piątku, i to do godz. 16.15. A to oznacza, że wykonawcy mają o jeden dzień mniej, niż wynikałoby z przepisów. Jest to o tyle istotne, że ustawa – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 907 ze zm.) przewiduje wyjątkowo krótkie terminy na wniesienie odwołania: 5, 10 i 15 dni. Jeśli na dodatek upływają one w sobotę, to firmy mają realnie 4, 9 lub 14 dni.
Ta sytuacja, chociaż bez wątpienia niekorzystna dla przedsiębiorców, od lat nie budziła kontrowersji. Sytuację zmieniło wniesienie do Trybunału Konstytucyjnego skargi na przepisy dotyczące terminów na wniesienie odwołania (sygn. SK 38/14). Zarzuty nie ograniczają się tylko do dni wolnych. Grzegorz Jurczak, radca prawny, który napisał skargę, podnosi też problem godzin: w przypadku terminu liczonego w dniach zgodnie z kodeksem cywilnym czas kończy się o północy. W przypadku odwołań, które muszą zostać złożone w kancelarii KIO, termin ten zostaje faktycznie skrócony do godzin urzędowania Izby. „Nie do pogodzenia z zasadą racjonalnego ustawodawcy jest przyjęcie, że zwodzi on niejako adresatów normy prawnej, wskazując termin dziesięciodniowy, który w rzeczywistości nie wynosi dni 10, a mniej, oraz nie obejmuje 24 godzin, a jedynie 9,5 godziny” – napisał radca prawny w skardze, odnosząc się do godzin pracy kancelarii UZP. Zresztą jakiś czas temu zmieniono je i pracuje ona od 7.30 do 16.15, a więc jeszcze krócej (poza wtorkiem).
Skarga ta skłoniła też dwóch posłów PiS do złożenia interpelacji. Właśnie w odpowiedzi na nią wiceprezes Urzędu Zamówień Publicznych Dariusz Piasta odwołał się do przepisów unijnych, które jego zdaniem wskazują przeciwnie: że sobota musi być traktowana jako dzień wolny od pracy. A w związku z tym skarga do TK jest bezpodstawna, bo firmy, którym termin na wniesienie odwołania upływa w sobotę, mają tak naprawdę dwa dni więcej. Wiceprezes UZP wskazał wówczas na rozporządzenie Rady (EWG, EURATOM) z 1971 r. (nr 1182/71), które – jego zdaniem – powinno mieć pierwszeństwo przed krajowymi przepisami. A ono – w przeciwieństwie do kodeksu cywilnego – uznaje sobotę za dzień wolny od pracy.
Dotychczasowa linia
KIO nie podzieliła jednak tej interpretacji i w kolejnych orzeczeniach trzymała się dotychczasowej linii orzeczniczej. Zgodnie z nią sobota jest dniem pracującym, bowiem unijne rozporządzenie sprzed ponad 40 lat nie ma zastosowania w postępowaniu odwoławczym. Najszerszą argumentację KIO przedstawiła w wyroku z 4 maja 2015 r. (sygn. akt KIO 818/15). Uznała w nim, że rozporządzenie jest adresowane do unijnych organów tworzących prawo. Co więcej, o ile w dyrektywie klasycznej (2004/18/WE) i sektorowej (2004/17/WE) znajdują się odwołania do rozporządzenia z 1971 r., o tyle w dyrektywie odwoławczej (2007/66/WE) już ich nie ma.
W kolejnym postanowieniu z 13 maja 2015 r. (sygn. akt KIO 910/15) potwierdziła ten pogląd. I właśnie to rozstrzygnięcie zostało zaskarżone przez prezesa UZP do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu, który skargę oddalił.
Nie ma na razie uzasadnienia tego wyroku, więc nie wiadomo, co dokładnie zaważyło na werdykcie sądu. Sprawa dotyczyła przetargu o wartości niższej od progów unijnych. Sąd mógł więc uznać, że dyrektywa unijna dotycząca odwołań – a tym samym i rozporządzenie unijne – go nie obejmuje. UZP przekonywał w swej skardze, że dyrektywa nie ma tu jednak znaczenia. Rozporządzenie jest bowiem adresowane do wszystkich postępowań, a jego celem jest ujednolicenie zasad dotyczących dat i terminów we wszystkich państwach członkowskich.
W uzasadnieniu skargi znalazła się też polemika z tezą, że wspomniane rozporządzenie jest adresowane wyłącznie do organów unijnych tworzących prawo. „Rozporządzenia mają najszerszy zakres obowiązywania, tak pod względem geograficznym, jak i podmiotowym. Adresatami ich norm są nie tylko wszystkie państwa członkowie, ale i jednostki (osoby fizyczne i prawne)” – zacytowano fragment publikacji „Prawo Unii Europejskiej. Zagadnienia systemowe” pod red. J. Barcza. Rozporządzenie jest więc zdaniem UZP wiążące dla KIO, stosuje się bezpośrednio i wyprzedza polski porządek prawny.
Podobną argumentację prezes UZP przedstawił w skardze skierowanej do Sądu Okręgowego w Warszawie. Ta również została oddalona (nie znamy motywów rozstrzygnięcia). Jeszcze jedna, dokładnie taka sama, trafiła też do Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Trybunał Konstytucyjny na razie nie wyznaczył terminu na rozpoznanie skargi w tej sprawie.