Głoszenie potrzeby poprawy funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości słychać niemal na co dzień. Postulatorzy naprawy tego obszaru naszej państwowości prezentują różne pomysły i recepty. Często krzewiącymi potrzebę zmian są politycy. Nie zauważają oni jednak, że sami przyczyniają się do psucia, choćby poprzez stanowienie złego prawa.
Niedostatki w jego stosowaniu obciążają z kolei uczestników wymiaru sprawiedliwości. Oni nie mają niemal żadnego wpływu na kształt prawa stanowionego, są za to świetnym obiektem krytyki, anegdot a nawet pogardy. I to także ze strony polityków. Reformowanie wymiaru sprawiedliwości zostaje więc zapisane na sztandarach pochodów idących po władzę. Dzieje się tak przy okazji każdych kolejnych wyborów. Dostrzegamy to również obecnie. Sztandary gnane są wiatrem innych chwytliwych deklaracji, które nierzadko mają swoje źródło w zafałszowanym – nawet jeśli nieumyślnie – obrazie rzeczy.
To prawda, że obraz naszej Temidy nie napawa tylko radością i nie upoważnia do lekceważenia głosów wskazujących na niedostatki. Z drugiej jednak strony obecny stan rzeczy nie uzasadnia potrzeby przedsiębrania środków o nadzwyczajnym charakterze. Jeśli już jednak te ostatnie okazałyby się celowe, to na pewno nie tylko wobec instytucji stosujących prawo, lecz także wobec tych, które to prawo stanowią.
Temida kojarzy się z rozwagą. Równie rozważne powinny być debaty o jej współczesnym wizerunku, a w szczególności te dotyczące reformowania instytucji sprawujących wymiar sprawiedliwości. Powadze tych instytucji, która jest jednym z warunków ładu prawnego w państwie, nie służy wypowiadanie o nich ocen pochopnych, opartych na wybiórczych przykładach, często już anachronicznych lub służących wykazaniu jedynie słusznych – według oceniających – tez. Tezą taką jest na przykład twierdzenie o wyjątkowo przewlekłym rozpatrywaniu spraw w polskich sądach. Dowcip o starym adwokacie, który gani syna adwokata za to, że młody cieszy się z szybkiego doprowadzenia do końca sprawy, dzięki której ojciec przez lata utrzymywał rodzinę, nadal krąży po salonach. Nawet tak wydawałoby się pragmatyczny i rzetelny think tank jak Forum Obywatelskiego Rozwoju prof. Leszka Balcerowicza sądownictwo, a nawet szerzej – wymiar sprawiedliwości uważa za hamulcowego szybszego wzrostu gospodarczego. Media – i to wcale nie tylko brukowe – za dobrą monetę i wypełnianie swojej misji uważają opisywanie sensacyjek i potknięć w orzeczeniach sądów uważanych za niesprawiedliwe.
Misja prawdziwie zainteresowanych naprawą wymiaru sprawiedliwości nie powinna moim zdaniem koncentrować się tylko na promilach. Tyle bowiem w łącznej liczbie spraw aktualnie zawisłych w polskich sądach powszechnych (ok. 15 mln tak karnych, jak i cywilnych) stanowią jednoinstancyjne procesy trwające dłużej niż rok. W europejskim rankingu wyprzedzamy pod tym względem jeszcze kilka – jak to się zwykło mówić i pisać – bardziej rozwiniętych krajów. Czas rozpatrywania spraw w sądach administracyjnych stawia nas natomiast w europejskiej czołówce.
Postulatorzy naprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości powinni rozważnie zapełniać szale, kładąc na wadze jego wady i zalety. Inaczej będziemy mieli do czynienia nie z ważeniem, ale z przewracaniem wagi. Rozejrzyjmy się i myślmy pozytywnie. Takie myślenie na pewno pomoże w naprawianiu.