Dziś, aby założyć spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, trzeba dysponować kapitałem zakładowym w wysokości co najmniej 5 tys. zł. W rzeczywistości wystarczą trzy krzesła i dwa stoły, ale pięć mebli to też już coś. Ministerstwo Sprawiedliwości już kilka lat temu dostrzegło jednak, że próg ustalony na tak niskim poziomie to fikcja i lepiej, aby w ogóle go nie było. Słusznie. A jak resort coś wymyślił, to zaczął nad tym pracować. I tak pracował, aż wypracował całkiem dobre rozwiązanie. Sęk w tym, że za późno. Na koniec lipca sekretarz Rady Ministrów sprawił prezent ministrowi sprawiedliwości i powiedział, że rząd nie zajmie się spółką za złotówkę. Są ważniejsze projekty: jak ulżenie frankowiczom.Władza przed wyborami skupia się na pomaganiu tym, którym źle, a nie na tworzeniu prawa dla tych, którzy jeszcze wierzą, że im się uda dzięki założeniu biznesu.

Decyzję rządu, aby porzucić projekt, nad którym pracowano przez kilkanaście miesięcy, opisałem na łamach DGP i sądziłem, że o sprawie spółki za złotówkę można zapomnieć. W końcu to nie pierwszy projekt, który miał być rewolucyjny dla biznesu, ale ostatecznie został zapomniany.
Jednak projekt okazał się żyć życiem poza- grobowym. Wczoraj rano depesza PAP informowała optymistycznie, że spółka za złotówkę będzie, że prace są na finale. Hurra! Z każdym kolejnym przeczytanym słowem dochodziłem jednak do wniosku, że ktoś jest mocno nie na czasie. Mówiąc wprost: zgubił gdzieś ostatnich kilka tygodni i decyzję Rady Ministrów, że jednak projekt wyląduje w koszu. To nie PAP była winna zamieszaniu. Na stronach rządowych, na portalu kwartalnika Ministerstwa Sprawiedliwości „Na wokandzie”, ktoś umieścił 12 sierpnia tekst napisany pewnie w czerwcu. I teraz w internecie hula informacja, że już od 1 stycznia rewolucyjne zmiany w spółkach z o.o. A tu jedyna zmiana, która może nastąpić, to zmiana osoby prowadzącej ministerialną stronę. Tylko ona raczej przedsiębiorcom w niczym nie pomoże.