Felieton głos w dyskusji o wynagrodzeniach

Jacek Czabański, doktor prawa, wpisany na listę adwokatów niewykonujących zawodu w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie / Dziennik Gazeta Prawna
Niskie stawki za prowadzenie przez adwokatów i radców prawnych spraw z urzędu to ostatnio tak gorący temat, że nawet stał się impulsem do zorganizowania pierwszego w historii tej grupy zawodowej protestu ulicznego.
Jak powszechnie wiadomo, wynagrodzenia wypłacane przez Skarb Państwa nie rekompensują prawnikom nakładu pracy włożonego w prowadzenie poszczególnych spraw. W dyskusji na ten temat rzadko jednak wprost pada pytanie, ile tak naprawdę powinni zarabiać adwokaci i radcy prawni za urzędówki?
Uważam, że w tym przypadku odpowiedzi nie może dostarczyć nam urzędnik, czyli minister sprawiedliwości. Lepiej, aby udzielił jej sam rynek. Dlatego zamiast administracyjnego systemu ustalania stawek za sprawy z urzędu warto moim zdaniem zastanowić się nad wprowadzeniem możliwości organizowania przez sądy dorocznego konkursu na prowadzenie urzędówek, dzieląc je na cywilne, rodzinne, pracownicze (niewykluczone, że według rozeznania danego sądu bardziej skomplikowany podział byłby również wskazany).
Każdy adwokat lub radca prawny przesyłałby wówczas do sądu swoją ofertę (najlepiej drogą elektroniczną) wraz z proponowaną stawką za sprawę danego typu oraz wskazaniem maksymalnej liczby spraw, które gotów byłby przyjąć.
Sąd po zebraniu i zanalizowaniu wszystkich ofert ustalałby stawkę za udzielanie pomocy prawnej w taki sposób, aby liczba chętnych odpowiadała przewidywanej liczbie zlecanych spraw. Następnie stworzyłby listy prawników chętnych do prowadzenia spraw danego typu, które trafiałyby do nich w losowej kolejności. W ten sposób moglibyśmy co roku uzyskiwać rynkową wycenę wynagrodzenia za pomoc prawną świadczoną w poszczególnych okręgach sądowych. Stawki te najprawdopodobniej różniłyby się w zależności od miejscowości, ale nie ma w tym nic złego.
Zaproponowany przeze mnie system miałby wiele zalet. Sprawy urzędowe trafiałaby bowiem jedynie do tych prawników, którzy rzeczywiście chcą się nimi zajmować. Co więcej, oferowane adwokatom i radcom prawnym wynagrodzenie dawałoby im dużą motywację do rzetelnego prowadzenia spraw i ponownego wystartowania w konkursie, gdyż byłoby ono zgodne z tym, jak sami wyceniają swoje usługi.
Warto też zauważyć, że stawki nie byłyby wyznaczane administracyjnie, ale miałyby charakter rynkowy, dzięki czemu właściwie odzwierciedlałyby rzeczywiste koszty usług adwokackich i radcowskich obowiązujących w danym miejscu i czasie. To z kolei oznaczałoby, że stanowią one właściwą rekompensatę dla prawnika: ani zbyt niską, ani zbyt wysoką. Trzeba też podkreślić, że system konkursowy sprzyjałby konkurencji pomiędzy samymi prawnikami, również tymi z sąsiadujących ze sobą okręgów sądowych.
Wprowadzenie przedstawionej przeze mnie procedury wymagałoby oczywiście istotnej zmiany przepisów. Niemniej jednak jestem przekonany, że właśnie dzięki niej ustałaby w końcu dyskusja o tym, czy stawki adwokackie i radcowskie są na odpowiednim poziomie oraz co on właściwie oznacza.