Prof. Przemysław Szustakiewicz z Uczelni Łazarskiego przekonywał, że bez prawa do informacji publicznej nie ma demokracji. Mówił, że w państwach dryfujących w kierunku autorytaryzmu w pierwszej kolejności podporządkowuje się sądownictwo władzy wykonawczej, drugim krokiem jest właśnie ograniczenie dostępu do informacji, by społeczeństwo nie miało możliwości kontroli rządzących.

Prawnik podkreślił jednak, że informacja publiczna może być także źródłem "wspaniałego rozwoju pieniactwa". Według niego zdarzają się obywatele, którzy składając 200 wniosków o informację publiczną miesięcznie, paraliżują działalność swojej gminy. Jak podał Szustakiewicz, w latach od 2008 do 2013 r. ośmiokrotnie wzrosła liczba spraw w zakresie informacji publicznej rozpatrywanych w sądach administracyjnych.

Prezes warszawskiego oddziału Centrum Zrzeszenia Prawników Polskich Karol Bielski podkreślił, że sądy administracyjne są zalewane skargami wnioskodawców "w celu, co jest niejednokrotnie oczywiste, nękania organu, np. wójta, burmistrza, prezydenta miasta". Wnioskodawcy masowo składający wnioski o informację, "robią to dla swoich indywidualnych potrzeb, z indywidualnych pobudek" - zaznaczył mecenas.

Mówił, że ustawa nie przewiduje ograniczeń prawa do informacji publicznej, "stąd takie szerokie pole do popisu osób, które nie mają intencji tak czystych, jak wynikałoby to z ustawy". Oznacza to też, jak podkreślił, że urząd zamiast wykonywać swoje obowiązki, poświęca czas na rozpoznawanie wniosków o informację publiczną.

Dlatego w ocenie Szustakiewicza sądy coraz częściej odchodzą od wykładni mówiącej o tym, że urzędy muszą ujawniać wszystko, włącznie z dokumentami wytworzonymi na potrzeby wewnętrzne, np. wariantami projektów uchwał rady gminy czy opinii prawnej w sprawie postępowania, które nie zostało wszczęte.

Według prawnika przykładem nadużywania prawa dostępu jest kierowanie do urzędów skarbowych wniosku o interpretację podatkową jako wniosku o informację publiczną, na który zgodnie z ustawą organ musi odpowiedzieć w ciągu 14 dni. Tymczasem - jak mówił prawnik - sporządzenie interpretacji podatkowej trwa kilka miesięcy.

Szustakiewicz podkreślił, że żaden wniosek o informację publiczną nie może pozostać bez odpowiedzi, podmiot musi odpowiedzieć na wniosek nawet wtedy, gdy nie zna odpowiedzi lub gdy jest ona umieszczona w Biuletynie Informacji Publicznej.

Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej maksymalny termin udostępnienia wynosi 14 dni; jeżeli informacja publiczna nie może być udostępniona w tym terminie, podmiot obowiązany powiadamia o powodach opóźnienia oraz o terminie, w jakim udostępni informację, nie dłuższym jednak niż dwa miesiące od dnia złożenia wniosku.

Za informację publiczną - jak mówił Szustakiewicz - nie należy uznawać numeru telefonu komórkowego burmistrza czy prezydenta miasta, bo służy on do komunikacji wewnętrznej; inaczej jest z numerami telefonów stacjonarnych, które są oficjalne i służą obywatelom. Wątpliwości nie ma jednak w przypadku informacji o tym, ile kosztował telefon komórkowy wójta i ile gmina wydaje na jego comiesięczne utrzymanie; rozliczenie finansowe jako sposób wydatkowania finansów publicznych jest bowiem informacją publiczną.

Bielski zwrócił uwagę, że w przypadku, gdy odpowiedź wiąże się koniecznością przygotowania analiz i dużym zaangażowaniem kadr - co określane jest jako informacja przetworzona - organ może zwrócić się do wnioskodawcy o wykazanie, że informacja jest szczególnie istotna ze względu na interes publiczny. To na wnioskodawcy - jak podkreślał prawnik - ciąży wówczas obowiązek wykazania interesu publicznego.

Jak podkreślił mecenas, w przypadku konieczności przygotowania odpowiedzi, "warto i należy korzystać" z narzędzia przewidzianego ustawą - "organ powinien żądać (...) od wnioskodawcy wykazania, że jego wniosek jest szczególnie istotny dla interesu publicznego".

Konferencję pt. "Dostęp do informacji publicznej w praktyce samorządu terytorialnego" zorganizowała w piątek w Sejmie Komisja Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej pod kierownictwem przewodniczącego komisji, posła Piotra Zgorzelskiego.