Jeszcze w tym roku zmieni się 1/5 składu Trybunału Konstytucyjnego. Jego byli prezesi apelują o merytoryczną dyskusję nad kandydatami. A posłowie... wyrzucają z prezydenckiego projektu przepisy, które miały to gwarantować.
Co proponował prezydent / Dziennik Gazeta Prawna
W zamian zaproponowali jedynie, aby kandydaci byli przedstawiani z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, a nie – tak jak to jest obecnie – z trzydziestodniowym.
– Termin trzydziestodniowy jest zbyt krótki. Jego wydłużenie pozwoli na przeprowadzenie rzetelnej debaty publicznej na temat kandydatów – przekonywał na ostatnim posiedzeniu komisji poseł Witold Pahl.
Polityczna preselekcja
Prezydent w przekazanym do Sejmu projekcie nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym proponował wprowadzenie swoistej preselekcji kandydatów na sędziów TK (patrz: grafika). Dzięki temu wybory miały stać się mniej upolitycznione, a bardziej uspołecznione. Przepis ten jednak został usunięty z projektu podczas prac podkomisji. Wszystko więc wskazuje na to, że selekcji kandydatów na TK – tak jak to jest obecnie – będą dokonywali wyłącznie politycy (grupa co najmniej 50 posłów lub prezydium Sejmu).
Tymczasem im bliżej wyborów nowych sędziów TK, tym częściej słyszy się apele autorytetów o to, by były one tak dalekie od polityki, jak to tylko możliwe. Jak zaznaczyli w specjalnym oświadczeniu czterej byli prezesi TK, wybór „nie może się opierać wyłącznie na domniemanych preferencjach politycznych kandydatów”. Dlatego też Jerzy Stępień, jeden z sygnatariuszy apelu, ubolewa nad decyzją posłów.
– Żałuję, że posłowie zrezygnowali z tego rozwiązania. To przecież w żaden sposób nie ograniczało kompetencji parlamentu – posłowie nadal mogliby zgłaszać swoich kandydatów. Tymczasem zaangażowanie w ten proces korporacji prawniczych oraz przedstawicieli uniwersytetów stwarzałoby lepszą sposobność wyboru osób o odpowiedniej wiedzy i kwalifikacjach – mówi Jerzy Stępień.
Co na to konstytucja
Posłowie rezygnację z preselekcji kandydatów na sędziów TK tłumaczyli wątpliwościami konstytucyjnymi. I takie rzeczywiście pojawiały się w trakcie prac parlamentarnych. Zgłaszało je m.in. Biuro Analiz Sejmowych (BAS). W jego opracowaniu znalazło się stwierdzenie, że propozycja ta, choć idzie w dobrym kierunku, bez zmiany konstytucji jest niemożliwa do przeprowadzenia. Art. 194 ustawy zasadniczej mówi bowiem wprost, że sędziów TK wybiera Sejm. „Włączenie zewnętrznych względem Sejmu podmiotów w procedurę preselekcji kandydatów na sędziego trybunału nasuwa zasadnicze zastrzeżenia jako prowadzące do obejścia wyłączności kompetencyjnej wspomnianej izby parlamentu” – wskazywali Andrzej Herbet i Marzena Laskowska z BAS.
A prof. Bogusław Banaszak z Uniwersytetu Wrocławskiego uważa nawet, że proponowana preselekcja i tak nie zapewniłaby odpolitycznienia TK. „Przy wielości podmiotów zgłaszających wstępnie osoby na listę osób, spośród których mogą być zgłaszani kandydaci na sędziego trybunału, bez trudu będzie można znaleźć osoby z różnych względów odpowiadające tej większości (parlamentarnej – red.)” – wskazuje naukowiec.
Ale nie wszyscy dali się przekonać, że proponowane przez głowę państwa rozwiązanie naruszałoby ustawę zasadniczą. Obrońcą preselekcji kandydatów był m.in. Stanisław Biernat, sędzia TK, oraz Andrzej Rzepliński, prezes TK.
– Decydujące znaczenie ma tutaj art. 23 prezydenckiego projektu, który stanowi przecież, że kandydatów nadal zgłasza grupa co najmniej 50 posłów oraz prezydium Sejmu – podkreślał podczas jednego z posiedzeń podkomisji sędzia Biernat. A prezes Rzepliński w wywiadzie dla DGP oceniał prezydencką inicjatywę w tym zakresie jako niezwykle cenną. Posłowie mają jednak inne zdanie.
Zmarnowana szansa
Co gorsza, podkomisja niemal całkowicie zrezygnowała z rozwiązań mogących uczynić wybory sędziów TK bardziej transparentnymi. Wprowadzono jedynie zapis, zgodnie z którym Sejm będzie musiał z trzymiesięcznym wyprzedzeniem zgłaszać kandydatów.
– To dobry pomysł. Zdarzały się przecież w przeszłości sytuacje, kiedy kandydaci byli zgłaszani w ostatnim momencie i to uniemożliwiało weryfikację ich kwalifikacji – komentuje dr Adam Bodnar, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Jerzy Stępień również uważa, że to krok w dobrym kierunku. – Choć moim zdaniem okres ten powinien być jeszcze dłuższy. Taka debata powinna trwać minimum pół roku.
Szerokiej debaty o tym, kto powinien pełnić funkcję sędziego konstytucyjnego, raczej więc się nie doczekamy. I to mimo że rozwiązanie, które z pewnością nie wzbudzałoby wątpliwości konstytucyjnych, było podane na talerzu. Otóż w opinii BAS pojawia się propozycja, aby zapisać w ustawie obowiązek wysłuchania publicznego kandydatów na sędziego trybunału, poszerzony np. o wymóg zasięgnięcia o nich opinii od podmiotów, które prezydent chciał włączyć w procedurę (jako zgłaszające prekandydatury). Zdaniem legislatorów to byłoby bezpieczniejsze prawnie. – To byłoby świetne rozwiązanie. Wysłuchanie publiczne mogłoby stać się formą zinstytucjonalizowania tego, co od lat próbują robić organizacje społeczne – ocenia dr Bodnar.
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do II czytania