Nowa ustawa miała zwiększyć bezpieczeństwo i zachęcić do składania zeznań. Rykoszetem uderzyła jednak w policję i prokuraturę, którym przybyło papierkowej roboty
Ponad milion śledztw i dochodzeń rocznie / Dziennik Gazeta Prawna
Dziś mija miesiąc od wejścia w życie ustawy o ochronie i pomocy dla pokrzywdzonego i świadka (Dz.U. z 2015 r. poz. 21). Nowe prawo ma zapewnić większe bezpieczeństwo zeznającym w postępowaniu karnym. I to nie tylko poprzez takie środki, jak możliwość przyznania ochrony czy pomoc w zmianie miejsca zamieszkania. Nowe prawo wprowadza też jako zasadę anonimizację danych osób zeznających.
Większe koszty
Zgodnie z nowym art. 148 par. 2a kodeksu postępowania karnego danych dotyczących miejsca zamieszkania i miejsca pracy nie umieszcza się w protokole przesłuchania, lecz w specjalnym załączniku. Tu mają też trafić wszelkie „inne dokumenty w całości lub w części, w jakiej zawierają dane dotyczące miejsca zamieszkania i miejsca pracy pokrzywdzonych i świadków”. Do akt sprawy trafić mogą tylko ich uwierzytelnione kopie, na których zamazano adresy.
– Gama dokumentów podlegających anonimizacji jest bardzo szeroka. Objęte są nią nie tylko protokoły przesłuchania pokrzywdzonego (świadka), lecz także np. wezwania i zawiadomienia adresowane do niego, zwrotne potwierdzenia odbioru pism, zaświadczenia, informacje czy decyzje administracyjne ich dotyczące, uzyskiwane z różnego rodzaju urzędów (np. urzędów pracy, ośrodków pomocy społecznej, urzędów miast, urzędów skarbowych), dokumentacja medyczna, niektóre protokoły oględzin (np. w przypadku włamania do domu) – wylicza dr Sławomir Dudziak, prokurator Prokuratury Rejonowej w Międzyrzeczu.
Zanonimizowanie tak dużej liczby dokumentów oznacza konieczność zaangażowania znacznych sił.
– Każdy dokument należy wypiąć z akt, skopiować, zaczernić fragmenty zawierające dane chronione, zazwyczaj ponownie skopiować (tylko taka forma gwarantuje bowiem brak możliwości odczytania wykorektorowanych miejsc), uwierzytelnić, sporządzoną kopię wpiąć do akt, a oryginał umieścić w załączniku adresowym – opisuje prok. Dudziak.
To wszystko zajmuje czas i podnosi koszty.
– Teraz tworzy się niejako drugi komplet dokumentów. Oczywiście zazwyczaj prokuratorzy nie robią tego osobiście, lecz zlecają pracownikom sekretariatów. A tam tworzy się wąskie gardło i sekretariaty już mi zgłaszają, że należałoby zwiększyć obsługę kadrową – przyznaje Tomasz Moskwa z Prokuratury Rejonowej Kraków-Nowa Huta.
Nie zawsze potrzebne
Jeszcze gorzej, gdy sprawa jest rozbudowana, z dużą liczbą świadków i dokumentów (np. faktur opatrzonych przecież adresem).
– W skrajnych przypadkach trzeba zanonimizować nawet po kilkaset dokumentów. Nałożono nowe obowiązki, ale dodatkowych środków na ich realizację już nie przewidziano – narzeka jeden z pomorskich prokuratorów rejonowych.
Jeszcze trudniej jest w policji, bo anonimizacją muszą zajmować się sami funkcjonariusze prowadzący postępowanie. Przy tym można mieć poważne wątpliwości, czy we wszystkich sprawach zatajanie danych jest konieczne. Jeśli sprawa dotyczy np. przemocy domowej, to sprawca i tak zna dane świadków i pokrzywdzonego.
– Cała skomplikowana procedura jest wtedy wyłącznie stratą czasu oraz marnotrawieniem pieniędzy podatników. Powoduje, że funkcjonariusze policji zamiast zajmować się prowadzeniem spraw i zbieraniem materiału dowodowego, kserują i korektorują akta – krytykuje prok. Dudziak, dodając, że rygorystyczne przestrzeganie obowiązku anonimizacji prowadzić może do kuriozalnych sytuacji.
– Nie bardzo nawet wiadomo, jak sformułować wobec sprawcy np. włamania postanowienie o przedstawieniu zarzutu, skoro dokument taki wymaga wskazania miejsca popełnienia czynu, a miejscem takim jest zazwyczaj miejsce zamieszkania pokrzywdzonego – wskazuje prokurator.
Dlatego jego zdaniem anonimizacja powinna być uzależniona od faktycznego zagrożenia dla pokrzywdzonego czy świadka lub choćby od woli tych osób. Tak jak to jest w kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenia, na gruncie którego zatajenie danych odbywa się nie z urzędu, a wyłącznie na wniosek.
– Pozostawienie procedury anonimizacji w jej obecnym kształcie czyni z niej kolejny balast spowalniający postępowanie karne, podnoszący jego koszta, a przede wszystkim w przeważającej mierze nieprzynoszący żadnych realnych korzyści procesowych ani pokrzywdzonemu, ani świadkowi – uważa prokurator Dudziak.
Tyle że przed wyjściem w życie ustawy o ochronie świadka utajnienie danych adresowych świadków odbywało się właśnie na wniosek (na podstawie art. 191 par. 3 k.p.k.). Prokurator przychylał się do wniosku, jeśli zachodziła uzasadniona obawa użycia wobec nich lub ich bliskich przemocy bądź groźby bezprawnej. To oskarżyciel decydował, czy strach świadków jest uzasadniony i na tej podstawie ewentualnie decydował o anonimizacji danych. Po drugie, świadkowie, nie wiedząc o możliwości zastrzeżenia danych, występowali o to dopiero wtedy, gdy sprawa trafiła do sądu. Po tym już, jak oskarżony mógł zapoznać się z aktami sprawy (i danymi adresowymi) po sformułowaniu aktu oskarżenia.