Wywód marszałka Sejmu w odpowiedzi na wniosek Naczelnej Rady Lekarskiej o uznanie przepisów dotyczących klauzuli sumienia za niekonstytucyjne opiera się na prymitywnym schemacie: regulacja jest przydatna, bo jest, a jest, bo jest przydatna - pisze prof. Oktawian Nawrot.
W pierwszych dniach lutego, niejako w tle innych spraw, marszałek Sejmu w imieniu izby ustosunkował się do wniosku Naczelnej Rady Lekarskiej o stwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny niezgodności zapisów ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, dotyczących tzw. klauzuli sumienia, z konstytucją i Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych. Stanowisko to ująć można lapidarnym zwrotem: jest dobrze, a w zasadzie, to lepiej być nie może. Wszystkie sformułowane przez NRL zarzuty są bezzasadne, zaś sumienia lekarzy, nawet tych najbardziej konserwatywnych, należycie zabezpieczone. Lekarz w każdym przypadku ma czynić to, do czego ustawa go zobowiązuje, np. wskazywać innego lekarza lub podmiot leczniczy, w którym nieakceptowane przez niego ze względów moralnych świadczenie pacjent uzyska. Nie może jednocześnie odczuwać z tego powodu choćby najmniejszych ukłuć sumienia. Jak w ślad za Komitetem Bioetyki przy prezydium PAN, stwierdził bowiem marszałek: „Z perspektywy lekarza, na którym ciąży obowiązek informacyjny, informacja jest aksjologicznie neutralna, a jej wykorzystanie dla sumienia lekarskiego ambiwalentne”.
(...)
Tym co najbardziej zaskakuje w stanowisku Sejmu, jest – jak się wydaje – przyjęcie optyki, zgodnie z którą wolność sumienia, a zwłaszcza istnienie prawa do sprzeciwu sumienia (klauzula sumienia) uzależnione jest od woli ustawodawcy zwykłego: „umożliwiając lekarzowi legalne powstrzymanie się od wykonania świadczenia medycznego niezgodnego z jego sumieniem, ustawodawca zastrzegła konieczność spełnienia kilku przesłanek”. Następnie marszałek odwołuje się do ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.
Tym samym dochodzi do zanegowania podstawowego standardu demokratycznego państwa prawnego, bez którego nie może ono istnieć. Społeczeństwo prawdziwie demokratyczne tworzą wolne jednostki, które dokonują wyborów, także moralnych, nie dlatego, że ustawodawca dał im do tego prawo, ale dlatego, że są istotami z natury zdolnymi do dokonywania wyborów i w ten właśnie sposób określającymi się w świecie. Właśnie poprzez dokonywane wybory kształtuje się tożsamość jednostki.
Kardynalnym błędem, zwłaszcza w społeczeństwie demokratycznym, dla którego pluralizm stanowi konieczną przesłankę istnienia, jest przyjęcie optyki, w myśl której wolność sumienia jednostki jest swoistym przywilejem wynikającym z woli państwa. To w istocie zamach na społeczeństwo demokratyczne. Jak więc, przy poważnym potraktowaniu idei demokratycznego państwa prawnego, należałoby zinterpretować zapisy ustawy? Oczywiście nie jako źródło prawa do sprzeciwu sumienia, lecz jako jego ograniczenie. Lekarz, tak jak i każdy człowiek ma przyrodzone prawo do sprzeciwu sumienia, które w wyjątkowych, określonych w ustawie okolicznościach, doznaje ograniczenia.
Kolejnym zaskakującym elementem stanowiska Sejmu jest podkreślenie, iż obecna regulacja spełnia postulat proporcjonalności. Odwołując się do stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, marszałek wyjaśnia, że „racjonalny prawodawca stanowi prawo, kierując się najlepszą dostępną wiedzą naukową (postulat racjonalności prakseologicznej) i spójnym, uznanym w danym społeczeństwie systemem wartości (postulat racjonalności aksjologicznej) oraz wybierając środki najbardziej adekwatne do realizacji celów”, następnie zaś stwierdza: „Sejm uznaje, że ingerencja ustawodawcy w wolność sumienia spełnia wymóg przydatności (adekwatności). Zakwestionowana regulacja nadaje się bowiem do realizacji celów deklarowanych przez ustawodawcę, służąc ochronie wartości, jaką stanowi prawo do ochrony zdrowia i prawo do prywatności, realizowane przez dostępność do świadczeń zdrowotnych”.
Marszałek poszedł nawet dalej, podkreślił bowiem, że przyjęte w ustawie rozwiązane jest konieczne: „ustawodawca miał prawo założyć, że bez zastosowania odesłania w art. 39 u.z.l. do art. 30 u.l. [niezgodności w skrótach nazwy ustawy pojawiają się w oryginalnym dokumencie podpisanym przez marszałka – O.N.] nie osiągnąłby konstytucyjnie uzasadnionego celu, jakim jest ochrona prawa do ochrony zdrowia oraz prawa do prywatności”.
Nie można nie postawić pytania, z czego wynika rzeczone prawo ustawodawcy? Na podstawie jakich przesłanek doszedł on do wniosku, że w inny sposób wspomnianego celu nie można osiągnąć, aniżeli idąc tak daleko w ograniczeniu sumienia lekarskiego? Zauważyć należy, że cały wywód marszałka opiera się na prymitywnym schemacie: regulacja jest przydatna (adekwatna, proporcjonalna), bowiem jest, a jest, bowiem jest przydatna (adekwatna, proporcjonalna). Podobnie można by uzasadnić ochronę bezpieczeństwa publicznego poprzez wprowadzenie godziny policyjnej. Tego rodzaju rozwiązanie niewątpliwie przełożyłoby się na poprawę bezpieczeństwa, zaś jego przydatność (adekwatność) można by uzasadnić dokładnie w ten sam sposób. Należy więc raz jeszcze powtórzyć, w demokratycznym państwie prawnym nie można tak lekkomyślnie ograniczać podstawowych praw i wolności, gloryfikując skuteczność regulacji, wszak najskuteczniejsze regulacje prawne funkcjonowały w państwach, które z demokracją i rządami prawa niewiele miały wspólnego.
Wątpliwości budzi również wywód marszałka dotyczący konstytucyjności ograniczenia wolności sumienia w „innych przypadkach niecierpiących zwłoki”. W jego opinii „ustawodawca – w sposób założony – posłużył się pojęciem niedookreślonym, aby lekarz a casu ad casum mógł konkretyzować, czy w danej sytuacji doszło do aktualizacji przesłanki »innego przypadku niecierpiącego zwłoki«, wyłączającej skorzystanie przez niego z klauzuli sumienia”.
Wydaje się, że warunek ten nie przechodzi testu legalności, lekarz bowiem może mieć kłopoty w zidentyfikowaniu przesłanek, których zaistnienie faktycznie prowadzić powinno do limitacji wolności sumienia. Oddając sprawiedliwość marszałkowi, należy zauważyć, że ten wskazał zapis ustawy określający dyrektywy, którymi powinien kierować się lekarz w wykonywaniu zawodu, niemniej jednak niewiele to zmienia. Zapytać bowiem można, czy lekarz może odmówić przerwania ciąży z uwagi na jego zastrzeżenia moralne, jeśli w skutek upływu czasu wykonanie zabiegu staje się coraz bardziej niebezpieczne dla zdrowia ciężarnej? Jeśli udzielimy odpowiedzi przeczącej, wówczas zanegujemy sens klauzuli sumienia.
Prima facie zgodzić się należy z uwagą marszałka, „że powstrzymanie się przez lekarza od wykonania świadczenia ze względu na jego konflikt sumienia rodzi sytuację, kiedy prawo pacjenta do uzyskania świadczenia zdrowotnego zostaje ograniczone”. Po chwili zastanowienia okaże się jednak, że wcale tak być nie musi. Odmowa lekarza ogranicza prawo pacjenta jedynie w przypadku źle skonstruowanego systemu. Jeśli bowiem pacjent z góry wiedziałby, gdzie może uzyskać określone świadczenie, wówczas nie byłby zaskakiwany odmową ze strony lekarza.
Konsekwentnie wywody marszałka dotyczące konstytucyjności ciążącego na lekarzu obowiązku wskazania realnych możliwości uzyskania kwestionowanego świadczenia u innego lekarza lub w innym podmiocie leczniczym, opierają się na całkowicie błędnym założeniu. Ponownie przy tym wraca zagadnienie granic ingerencji władzy w sferę wolności sumienia jednostek. Czy zmuszenie lekarza do udzielenia określonej informacji jest jedynym sposobem na osiągnięcie efektu w postaci uzyskania przez pacjenta potrzebnej mu wiedzy? Wydaje się, że nie. Pacjent mógłby przecież pozyskiwać tego rodzaju informacje z innego źródła. Założony efekt zostałby więc osiągnięty, a dodatkowo nie doszłoby do ograniczenia wolności lekarza.
W kontekście powyższego całkowicie niezrozumiałe są wywody marszałka, zgodnie z którymi „Korelatem prawa pacjenta do informacji jest obowiązek jej udzielenia przez lekarza”, jeśli zestawi się je ze stwierdzeniem „lekarz może zrealizować obowiązek [posiadania aktualnych informacji – O.N.] przez to, że zwróci się do NFZ o stosowną informację. Pozyskanie jej będzie proste i można je przyrównać do zdobywania i uaktualniania przez lekarza danych dotyczących leków refundowanych, co jest mu przydatne przy wykonywaniu zawodu”.
W tym miejscu narzuca się wręcz pytanie: skoro dla lekarza zdobycie określonych informacji jest tak proste, dlaczego nie można skonstruować systemu prawnego tak, aby pacjent miał do tych danych równie prosty dostęp, bez konieczności zwracania się do lekarza? Na marginesie zauważyć należy poważną niekonsekwencję – w schemacie opisanym przez marszałka lekarz jest swoistym pośrednikiem, którego dla efektywniejszej realizacji prawa pacjenta do informacji należałoby wyeliminować.
Naturalnie wątpliwości budzi sam obowiązek udzielenia przez lekarza informacji dotyczącej możliwości uzyskania nieakceptowanego przez niego ze względów moralnych świadczenia. Czyli, jak już wskazywałem, włączenie lekarza w czynność, której jednoznacznie się sprzeciwia. Dalece nieprzekonująca jest argumentacja marszałka, który stwierdził: „pozyskanie informacji przez pacjenta niejako przenosi na niego odpowiedzialność moralną za dalsze działanie. Pacjent może bowiem nigdy nie udać się do innego lekarza lub podmiotu leczniczego wskazanego przez lekarza, albo, po wizycie we wskazanym ośrodku, nie wyrazić zgody na wykonanie świadczenia. Lekarz nie ponosi więc żadnej odpowiedzialności za sposób wykorzystania otrzymanej przez pacjenta informacji”.
W przytoczonym fragmencie niepokojące jest jeszcze jedno. Oto reprezentant władzy ustawodawczej udziela lekarzom lekcji moralności – ba, oświeca ich sumienia, które najwyraźniej błądzą. Istotą klauzuli sumienia jest to, by jednostka mogła autonomicznie dokonywać oceny moralnej poszczególnych działań, nawet tych uznawanych i pochwalanych przez władzę. Rolą władzy ustawodawczej jest zaś tworzenie prawa, nie zaś oświecanie ciemnych sumień.
Kontynuując lekcję moralności marszałek dodał: „W tym miejscu Sejm pragnie jednocześnie zauważyć, że na tle analizowanego problemu wyłania się dodatkowa perspektywa odpowiedzialności moralnej lekarzy. W sytuacji odmowy przez lekarza świadczenia niezgodnego z jego sumieniem i braku wskazania realnej możliwości uzyskania tego świadczenia u innego profesjonalisty, pacjent, który jest zdeterminowany, by otrzymać świadczenie, będzie szukał innych ku temu sposobów, abstrahując od ich legalności, niekoniecznie bezpiecznych dla jego życia lub zdrowia”.
Najwyraźniej nieomylny moralnie marszałek stwierdził więc, że w przypadku udzielenia przez lekarza określonej informacji, jego sumienie pozostanie nieskażone, bowiem niejasne pozostaje co pacjent uczyni, a jeśli nawet wybierze rozwiązanie nieakceptowane przez lekarza, to będzie to wybór samego pacjenta, który obciąży wyłącznie jego sumienie. W odwrotnej sytuacji, czyli gdy lekarz odmówi udzielenia określonej informacji (pomimo iż nadal w istocie nie wiadomo co pacjent uczyni), będzie odpowiedzialny moralnie za wybór pacjenta. Co więcej, odpowiedzialność ta wzrośnie, gdy pacjent całkowicie autonomicznie zdecyduje się szukać rozwiązania niezgodnego z prawem...
(...)
Cały artykuł czytaj w eDGP.