Musimy zaakceptować to, że zamachy i inne nieszczęścia będą powracać. Nie jesteśmy w stanie ich wyeliminować, nawet jeśli zgodzimy się na podskórne czipy i pełną inwigilację - twierdzi Katarzyna Szymielewicz
Katarzyna Szymielewicz prezeska Fundacji Panoptykon / Dziennik Gazeta Prawna / Wojtek Gorski
Parlament Europejski planuje kontynuować prace nad zintegrowanym systemem kontroli pasażerów lotów (PNR) – po to, aby we wszystkich państwach UE wiadomo było, kto lata samolotami, jak często i na jakich trasach. Projekt ma być odpowiedzią na ostatnie zamachy we Francji. Czy w Pani ocenie pod wpływem konkretnych wydarzeń należy zmieniać prawo?
Zmiana obowiązującego prawa w reakcji na tragiczne wydarzenie zakrawa na populizm. Istotą demokracji reprezentatywnej nie jest natychmiastowe reagowanie na każde wzburzenie opinii publicznej, ale faktyczna reprezentacja szeroko pojętych interesów obywateli. W naszym interesie bynajmniej nie leży przyjmowanie krótkowzrocznych i nieskutecznych rozwiązań, które dodatkowo ograniczą nasze prawa i wolności.
A za takie, jak rozumiem, uważa Pani propozycję wdrożenia systemu PNR.
Tak. Z propozycją, w odpowiedzi na ostatni zamach w Paryżu, wyszli liderzy Unii Europejskiej. Postulat szybkiego przyjęcia europejskiego systemu PNR wygląda na pragmatyczne, polityczne zagranie Komisji i Rady Europejskiej: mamy gotowy projekt, który dotyczy walki z terroryzmem, a którego nie udało się przepchnąć przez Parlament ze względu na poważne zastrzeżenia i możliwą niezgodność z Kartą Praw Podstawowych; lepszego pretekstu do przyjęcia go mimo tych kontrowersji nie dostaniemy, więc trzeba korzystać.
Może z perspektywy poprawy bezpieczeństwa warto skorzystać?
Trudno takie działanie uznać za właściwą odpowiedź na wzrost zagrożenia terrorystycznego. Rzetelna odpowiedź wymagałaby przede wszystkim przeanalizowania, czego zabrakło i co poszło źle w Paryżu. Jest oczywiste, że służby miały dość danych. A dokładanie kolejnego stogu siana z pewnością nie pomoże im w znalezieniu zaginionej igły. Problemem może być brak koordynacji służb lub skutecznych narzędzi do analizy zabranych danych. Znaczące, że tych problemów w debacie politycznej się nie podnosi – łatwiej wyjąć z szuflady gotowy projekt prawa, niż zmierzyć się z bardzo złożoną sytuacją.
Ale w Polsce podejście jest podobne. Trybunał Konstytucyjny w wyroku sprzed kilku dni, w którym orzekał o uprawnieniach kontrolerów NIK, podkreślał m.in., że dostęp do danych zbieranych przez kontrolerów dotyczących pochodzenia może pomagać w walce z terroryzmem (sygn. akt K 39/1). Jak się Pani na to zapatruje?
Uważam, że profilowanie, szczególnie oparte na stereotypach i danch dotyczących pochodzenia lub wyznania, to bardzo ryzykowne i zwodnicze narzędzie w walce z terroryzmem. Mogę sobie wyobrazić, że policja wykorzystuje dane dotyczące pochodzenia jako element dużo większej, złożonej układanki. Jednak – z perspektywy praw człowieka – za niedopuszczalną uważam sytuację, w której policja i służby tworzą kategorie osób podejrzanych wyłącznie na podstawie takich danych czy informacji PNR. To oczywista dyskryminacja i stygmatyzacja, która – zamiast pomóc w walce z terroryzmem – będzie tylko prowadzić do zaostrzenia konfliktów społecznych.
A czy nie jest tak, jak twierdziła niedawno na naszych łamach dr Aleksandra Zięba z UW, że po prostu bezpieczeństwo ma swoją cenę i skoro zagrożenie terroryzmem się zwiększa, to siłą rzeczy trzeba choć trochę zmniejszać prawa i ograniczać wolności? Przecież od ograniczenia prawa do prywatności nikt nie umarł, a od bomb i owszem.
Logika, zgodnie z którą musimy oddać te resztki wolności i prywatności za obietnicę bezpieczeństwa, prowadzi prostą drogą do autorytaryzmu i opresji. Żyjemy w niebezpiecznym świecie – nigdy zresztą nie było inaczej – więc musimy zaakceptować to, że zamachy i inne nieszczęścia będą powracać. Nie jesteśmy w stanie ich wyeliminować, nawet jeśli zgodzimy się na podskórne czipy i pełną inwigilację. Każdy system ma słabe punkty, które posłużą odpowiednio zdeterminowanym terrorystom. Z drugiej strony ograniczenie prywatności i wolności zmniejsza nasze bezpieczeństwo wobec władzy, która może te nowe uprawnienia wykorzystać przeciwko nam. I w wielu krajach już wykorzystuje, także aby pozbawiać życia. Masowa inwigilacja i życie w świecie, w którym wszyscy jesteśmy podejrzani, z żadnego punktu widzenia nam się nie opłaca.