Polscy kibice, grając u zagranicznych bukmacherów, de facto finansują zagraniczne kluby sponsorowane przez te firmy - stwierdza Jakub Pietrasik, radca prawny w kancelarii Grykowski i Januszczyk.
Coraz więcej mówi się o wyciąganiu konsekwencji wobec uczestników zakładów bukmacherskich. Powszechna jest opinia, że na razie zastosowana zostanie taryfa ulgowa, jako że nie wszyscy wiedzieli, iż nie można obstawiać meczów w internecie u większości bukmacherów.
Rzeczywiście, często obstawianie zakładów bukmacherskich jest nielegalne w Polsce. Oczywiście przy założeniu, że gramy u – nazwijmy ich tak – nielegalnych bukmacherów, czyli podmiotów, które działają bez zezwolenia ministra finansów. Bowiem można też grać zgodnie z przepisami: u tych, którzy w Polsce funkcjonują legalnie i odprowadzają tu podatki. Problem polega na tym, że przeciętny konsument nie ma pojęcia, gdzie grać może, a gdzie nie. A oczekiwanie od niego, że będzie zapoznawał się ze stosownym rejestrem, to w mojej ocenie jednak zbyt duży wymóg. Karanie graczy w tej sytuacji to zwalczanie skutków, a nie przyczyny.
Dlaczego firmy, niektóre przecież bardzo duże, nie chcą w Polsce działać legalnie?
W Polsce są restrykcyjne normy dla tego typu biznesu. Ale główny powód to kwestie podatkowe. Wysoki podatek (12 proc. od sumy wpłaconych stawek) powoduje, że gracz obstawiający legalnie np. 10 zł, faktycznie inwestuje 8,80 zł. A kwota tego obstawiającego u zagranicznego bukmachera działającego bez zezwolenia nie jest pomniejszana. I tu się zastanawiam, czy obniżenie podatku do np. 5 proc. w czymkolwiek by pomogło. Bo 5 proc. to nadal więcej niż 0 proc.
Czy to dobrze, że normy w Polsce są tak restrykcyjne?
Z jednej strony dobrze, że istnieją, bo stanowią zabezpieczenie dla graczy. Ale z drugiej – w praktyce dotyczą tylko tych legalnie działających. Ci nielegalni przecież i tak ich nie respektują. Powoduje to, że w praktyce ograniczeni są wyłącznie bukmacherzy legalni. Mamy do czynienia z podwójnym standardem. Egzekwowanie, albo raczej brak egzekwowania polskiego prawa, jest tutaj ogromnym problemem.
Jak w ogóle funkcjonują ci nielegalni bukmacherzy?
Najczęściej prowadzą działalność w rajach podatkowych. W Polsce nie występują o żadne zezwolenia. Gdzieś w regulaminie, małym druczkiem, jest zapisane, że grać mogą wyłącznie Polacy mieszkający za granicą. I tu wracamy do kwestii odpowiedzialności samych graczy. Nie dziwię się im, że się powołują na nieświadomość tego, że dany bukmacher działa nielegalnie. Trudno od nich wymagać wiedzy, gdzie mogą grać, skoro strony internetowe nielegalnie działających firm są bardzo dobrze wykonane, dostępne w całości po polsku oraz reklamowane na wielu portalach, choćby przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.
Jak to jest z tą reklamą? Na wielu stronach zamieszczone są reklamy firm, które w Polsce należą do szarej strefy, a ich promowanie jest niedozwolone.
Gdy pan wejdzie na stronę promującą bukmacherkę, znajdzie zapis np. takiej treści: „Jesteśmy serwisem przeznaczonym dla osób posługujących się językiem polskim, ale zamieszkałych poza Polską, w krajach, w których internetowe reklamy bukmacherskie są legalne – takich jak Anglia”. Do tego spółka jest zarejestrowana poza Polską. Co prawda nie można powiedzieć, że tacy przedsiębiorcy są nietykalni, ale ich ewentualne ściganie jest znacznie utrudnione. Łatwiej ścigać graczy.
Jednak mało kto postrzega obstawianie meczów w internecie jako coś złego.
To prawda. Świadczy o tym choćby to, że szara strefa w Polsce, jak wynika z badań, sięga 90 proc. A strony firm bukmacherskich należą do najpopularniejszych w polskim internecie.
Czy grupa znajomych grających w piłkę po pracy, którzy zakładają się o kilka złotych, kto wygra, łamie prawo?
To modelowy i w mojej ocenie absurdalny przykład nielegalnej bukmacherki. Nie ma zezwolenia, więc jeśli przyjąć, że byłaby to działalność zorganizowana, wówczas wymogi ustawowe byłyby niespełnione. Ale tych absurdów możemy znaleźć znacznie więcej. Przykład? Gra w Polsce zagraniczny klub, mający na koszulkach reklamę swojego sponsora – firmy bukmacherskiej, która u nas oficjalnie nie działa. To niezgodne z polskim prawem. Niemniej jednak w praktyce nikt nie wyobraża sobie sytuacji, w której polskie służby zatrzymują piłkarzy za promowanie nielegalnego hazardu.
Czy nasze regulacje nie powodują, że polskie kluby sportowe mają mniej pieniędzy niż drużyny z innych krajów?
Oczywiście. To, że światowi potentaci na rynku zakładów wzajemnych nie reklamują się na strojach Polaków, powoduje, że nasze kluby wobec drużyn z innych krajów są pokrzywdzone. Polscy kibice, grając u zagranicznych bukmacherów, de facto finansują zagraniczne kluby sponsorowane przez te firmy. Kto wie, może gdyby nie ten zakaz, nie czekalibyśmy na piłkarską Ligę Mistrzów od tylu lat. I to ma przełożenie na cały polski sport i wszystkie dyscypliny.

Jakub Pietrasik, radca prawny w kancelarii Grykowski i Januszczyk, menedżer sportowy w agencji Olympia Sports Management