System pomiaru średniej prędkości nie wyłapie piratów drogowych. Przyczyni się jednak do poprawy warunków jazdy w miejscach, gdzie zostanie zamontowany. I tylko tam
Planowane lokalizacje odcinkowego pomiaru prędkości / Dziennik Gazeta Prawna
Centrum Automatycznego Nadzoru Nad Ruchem Drogowym (CANARD) zmodyfikowało listę miejsc, w których od przyszłego roku zacznie obowiązywać odcinkowy pomiar prędkości. System, który mierzy średnią prędkość, z jaką kierowca przejechał z punktu A do B, będzie zastosowany w miejscach, gdzie dochodzi do największej liczby wypadków. Obejmie odcinki o długości od niespełna 900 metrów do 7,4 km w 29 miejscowościach. Jednak im bliżej uruchomienia nowego typu fotoradarów, tym więcej pytań i wątpliwości.
Lokalni kierowcy
By skutecznie ukarać prowadzącego przekraczającego prędkość, musi on przejechać cały odcinek pomiędzy bramownicami wyposażonymi w urządzenia pomiarowe. Jeśli po minięciu pierwszej bramki zjedzie na inną drogę, na stację paliw albo do posesji, wówczas jest dla systemu niewidzialny. Nadal bezkarnie może przekraczać prędkość.
– Braliśmy to pod uwagę, dlatego staraliśmy się wybierać odcinki, gdzie możliwość zjazdu będzie ograniczona. Priorytetem była jednak kwestia poprawy bezpieczeństwa. Jeśli dany fragment jest bardzo niebezpieczny, to decydowaliśmy się na wprowadzenie odcinkowego pomiaru, mimo ryzyka, że część kierowców będzie zjeżdżać wcześniej – tłumaczy Łukasz Majchrzak z CANARD. – Inaczej musielibyśmy odcinkowo mierzyć prędkość tylko w tunelach – dodaje.
Adam Jasiński, prawnik specjalizujący się w prawie drogowym, przyznaje, że nie jest to do końca sprawiedliwe. Jednocześnie jednak podkreśla, że nie da się stworzyć takiego rozwiązania, które by pozwoliło wyłapać wszystkich piratów drogowych.
Z kolei Maciej Wroński, prawnik ze stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, zauważa, że większość niebezpiecznych zdarzeń na drogach powodują kierowcy, którzy przejeżdżają przez daną miejscowość tranzytem.
– W przeciwieństwie do kierowców lokalnych, którym zazwyczaj się nie spieszy, oni jeżdżą szybciej, bo mają do pokonania długą trasę – mówi.
Sceptycznie do nowego sposobu na walkę piratami drogowymi podchodzi Wojciech Kotowski, redaktor naczelny pisma „Paragraf na Drodze”.
– Miejsca pomiaru będą oznakowane, więc kierowcy bardzo szybko nauczą się, że na danym odcinku trzeba zwolnić i gdy je miną, od razu przyspieszają. Już to przerabialiśmy ze zwykłymi fotoradarami – zauważa prawnik.
Ale zdaniem Macieja Wrońskiego, nawet jeśli system spowoduje tylko punktową poprawę bezpieczeństwa, to i tak warto go wprowadzać.
– Lepiej poprawić bezpieczeństwo poprzez wybudowanie sygnalizacji świetlnej, chodników, przebudowanie skrzyżowań na ronda czy odseparowanie pasów ruchu. Ale po pierwsze, nie zawsze jest to możliwe, a po drugie, jest to kosztowne i czasochłonne. – wskazuje Wroński.
– To dobrze, że sięga się po takie nowoczesne rozwiązania, bo one będą naprawdę efektywne. Szkoda, że resorty infrastruktury i rozwoju oraz sprawiedliwości czy też Sejm nie stanęły na wysokości zadania i w parze z przetargami na budowę systemu, nie idą zmiany w prawie. Odpowiedzialność oparta na kodeksie wykroczeń nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo polscy kierowcy są kreatywni i zaraz znajdą liczne furtki, którymi będą chcieli uniknąć kary – zauważa Wroński.
Kto przyspieszył
Odpowiedzialność za przekroczenie prędkości spoczywa na kierującym. Nie ma problemu, gdy na zdjęciu kamery w punkcie A i na zdjęciu kamery w punkcie B będzie widniał wizerunek tego samego kierującego. Gorzej, gdy się okaże, że pomimo iż pojazd pokonał trasę pomiaru szybciej, niż jest to dozwolone w przepisach, to w tym czasie kierowca zdołał się zamienić miejscami z pasażerem. Wówczas rodzi się dylemat, który kierujący jest odpowiedzialny za wykroczenie.
– Gorzej, mogą się zdarzyć tacy kierowcy, którzy będą udowadniać, że choć ich twarz została sfotografowana przez obie kamery, to w tym czasie jechała też np. żona. Wówczas organ nie będzie miał możliwości nałożenia mandatu, ale sprawa zostanie skierowana do sądu i to on będzie rozstrzygał tę kwestię – mówi Adam Jasiński.
Zdaniem ekspertów będzie to kolejny argument za tym, aby wobec sprawców wykroczeń drogowych stosować odpowiedzialność administracyjną. Ale wówczas właściciel pojazdu będzie ponosił odpowiedzialność za naruszenia popełnione przez osobę, której użyczył samochód.