Autorytetu dziekana nie buduje się na straszeniu opozycji dyscyplinarkami. Wciąż mam nadzieję, że Paweł Rybiński będzie naśladował swoich poprzedników, którzy rozumieli, że powinni mediować pomiędzy rozmaitymi środowiskami izby - podkreśla warszawski adwokat.

Z niemałym smutkiem przeczytałem na łamach Prawnika.pl wywiad z dziekanem Izby Adwokackiej w Warszawie Pawłem Rybińskim (czytaj TUTAJ). Nie chodzi tu bynajmniej o bezpardonowy atak na opozycję demokratyczną w izbie, do której i ja się zaliczam, ale o wizję urzędu dziekana, którą kol. Rybiński zarysował.

Otóż zdaje się on prezentować wizję dziekana suwerennego, panującego niepodzielnie tak w Okręgowej Radzie Adwokackiej, jak i nad ogółem stołecznych adwokatów. Tak pojmowany dziekan jest uprawniony jako jedyny do posiadania wizji warszawskiej adwokatury. Nie musi przy tym dzielić się nią z innymi adwokatami, czy też opinią publiczną, gdyż adwokaci powinni ślepo wierzyć, że wszystko co dziekan robi, czyni z troski o ich los. W tak rozumianym modelu nie ma oczywiście miejsca dla partnerów dla dziekana: pozostali członkowie władz Izby powinni się zadowolić rolą doradców. Głos reszty jest bez znaczenia. To wykonawcy poleceń dziekana i płatnicy składek m.in. na utrzymanie władz izby. Dziekanowi należy się godna pensja - z tym, że dziekan, zapewne przez przeoczenie powiedział, że otrzymuje 14 000 zł miesięcznie, podczas gdy w rzeczywistości dostaje 14 800 zł.

Warszawska adwokatura to ja - zdaje się wynikać z wywiadu. Dziekan jest nieomylny, krytyka dziekana pochodząca z izby jest więc zdradą, a z zewnątrz agresją, chociażby dla niepoznaki miała nawet formę propozycji mediacji. Nie ma tu miejsca na prezentowanie poglądów inaczej myślących. Dziekan nie będzie też odpowiadał na zarzuty opozycji, wszystkie są bowiem „bzdurą”. Każdy atak należy odeprzeć, przeciwnik wewnętrzny gorszy od wroga zewnętrznego, pokój z opozycją jest klęską. Zgromadzenie izby, niczym carska duma, powinna ograniczyć się do czołobitnego przyjęcia przedłożeń dziekana. Zgłoszenie własnych wniosków przez adwokatów jest nadużyciem i marnotrawstwem czasu, a zwrócenie uwagi, że cesarz jest nagi, to jest sala pusta i brak kworum, w oczach dziekana jest warcholstwem. Składka 120 zł-niedopuszczalna, grozi w oczach dziekana likwidacją izby. Zauważmy, że w zgłoszonej przez adw. Zdunka propozycji budżetu ze składką 120 zł jedyne cięcia obejmują w zasadzie tylko pensje działaczy i wydatki na komisje. Czyżby więc dziekan uważał, że obcięcie mu pensji będzie tak katastrofalnym wydarzeniem dla naszej izby?

Niestety (dla wizji dziekana rzecz jasna) nawet z wypowiedzi przytoczonych w wywiadzie wynika, że możliwości działań dziekana wobec demokratycznej opozycji są mimo wszystko ograniczone. Najpierw w rozmowie pada bowiem stanowcza deklaracja, że z opozycją rozmów nie będzie, mediacja prezesa NRA jest zbędna, gdyż izba warszawska sama sobie poradzi. Jak? Tu pada groźna zapowiedź „Zwrócę się do rzecznika dyscyplinarnego, żeby przeanalizował wszystkie publiczne wypowiedzi i wpisy mec. Nogala i podjął stosowne kroki. Po zgromadzeniu”. A chwilę potem, gdy redaktor prowadząca wyjaśnia dziekanowi niestosowność tego, aby o sprawie adw. Nogala decydowała osoba, której odwołania tenże adwokat się domagał, dziekan wycofuje się „przekażemy sprawę do NRA”. Czyli jednak bez udziału NRA problemu opozycji rozwiązać się nie da. Zwróć uwagę Czytelniku na formę mnogą wypowiedzi dziekana: „przekażemy”. Dziekan Rybiński pełni swój urząd dopiero 8 miesięcy, a już mówi o sobie w liczbie mnogiej! Trudno o większe poczucie dostojeństwa urzędu. Chociaż ... Wspomniany rzecznik dyscyplinarny zwykł podpisywać się purpurą, niczym cesarz rzymski ...

Tydzień temu jedna trzecia zgromadzonych, przeszło 180 adwokatów, poparło propozycje opozycji demokratycznej i domagało się debaty i głosowania nad odwołaniem dziekana i szeregu innych członków władz. I to pomimo tego, że zaangażowano autorytety by udowadniać, że z przyczyn formalnych takie wnioski są niedopuszczalne. W mojej ocenie adwokaci wyrazili sprzeciw tak wobec stylu rządów obecnej ekipy, jak i przeciwko bizantyjskiemu przepychowi.

W tej sytuacji pozostaje mi zaapelować do dziekana Rybińskiego, aby nie kroczył dalej dotychczasową drogą. Wciąż mam nadzieję, że będzie naśladował swoich poprzedników, którzy rozumieli, że ich rolą jest jednoczenie i mediowanie pomiędzy rozmaitymi środowiskami izby warszawskiej. Pełnili swój urząd nie dla pensji i władzy, ale by służyć ogółowi kolegów. Zawsze też traktowali z szacunkiem zarówno odmiennie myślących, jak i członków naczelnych władz adwokatury. Dzięki temu adwokatura była silna, a ogół adwokatów darzył zaufaniem swoje władze.

Andrzej Nogal, adwokat