Przepis wymagający, aby to minister sprawiedliwości osobiście podpisywał każdą decyzję o przeniesieniu sędziego, jest niekonstytucyjny – twierdzi resort. I przygotowuje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego
Najważniejsze argumenty SN przmawiające za uznaniem, że decyzje o przenoszeniu sędziów muszą być podpisywane osobiście przez ministra sprawiedliwości / Dziennik Gazeta Prawna
– Rozważamy zwrócenie się do Trybunału Konstytucyjnego o wydanie wyroku interpretacyjnego w tej sprawie – potwierdza Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości.
I choć to resort będzie odpowiedzialny za jego opracowanie merytoryczne, składać go w trybunale będzie premier. Wnioskować do TK o stwierdzenie niezgodności ustaw z konstytucją mogą bowiem tylko podmioty wskazane w art. 191 ustawy zasadniczej. Nie ma wśród nich ministra sprawiedliwości, ale jest jego szef, czyli prezes Rady Ministrów. Byłby to prawdopodobnie pierwszy wniosek do TK tego organu.

Wątpliwości resortu

Kwestionowany przez MS przepis to art. 75 par. 3 prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2013r. poz. 427 – dalej: u.s.p.). Zgodnie z nim decyzję o przeniesieniu sędziego bez jego zgody m.in. z powodu reorganizacji sądownictwa podejmuje minister sprawiedliwości. Przy czym resort nie podważa literalnego brzmienia tego przepisu, lecz taki sposób jego rozumienia, jaki zaprezentował Sąd Najwyższy w uchwale z 17 lipca 2013 r. (sygn. akt III CZP 46/13).
W tym rozstrzygnięciu sędziowie przesądzili bowiem, że przepis ten nie pozwala ministrowi sprawiedliwości scedować na swoich zastępców (sekretarza lub podsekretarzy stanu) uprawnienia do podpisywania takich decyzji. A to oznacza – zdaniem SN – że wszystkie decyzje o przeniesieniu sędziów bez ich zgody niepodpisane osobiście przez ministra są nieważne. Tymczasem taka praktyka funkcjonowała w resorcie od lat. Skutkiem takiej interpretacji SN byłoby więc przyjęcie, że wszystkie wyroki wydane przez sędziów przeniesionych w ten sposób są dotknięte nieważnością. Do powtórki byłoby więc kilkaset tysięcy procesów.
– Nie mogę pojąć, dlaczego Sąd Najwyższy uznał, że wszystkie wyroki w sądach powstałych po 1997 roku w wyniku reorganizacji – choćby w Szczecinie czy Poznaniu – są nieważne. Ani też, na ile poważnie należy traktować pogląd SN, który choć uznał istnienie obowiązku kontroli prawidłowości obsadzenia sądu z urzędu na każdym etapie postępowania, nigdy nie dokonał tego wobec orzeczenia któregokolwiek z tych sądów – komentuje wiceminister Królikowski.
Resort postanowił więc szukać ratunku w trybunale.
– Trybunał Konstytucyjny z reguły bierze bowiem pod uwagę skutki swoich orzeczeń – podkreśla wiceminister Królikowski.

Paraliż administracji

Zdaniem resortu art. 75 par. 3 u.s.p. rozumiany w opisany powyżej sposób jest niezgodny z konstytucyjną zasadą rzetelności i sprawności działania instytucji publicznych. Nie pozwala on bowiem ministrowi sprawiedliwości tak podzielić obowiązków w resorcie, aby funkcjonował w sposób sprawny i efektywny. A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że minister ma za zadanie zapewnić realizację i ochronę prawa do sądu, to może się okazać, że art. 75 par. 3 u.s.p. narusza również i tę konstytucyjną wartość.
Ponadto resort zarzuca, że przepis ten jest sprzeczny z uregulowanym w konstytucji modelem sprawowania władzy wykonawczej przez Radę Ministrów. Zgodnie z nim członek RM jest odpowiedzialny za kierowanie przydzielonym mu działem administracji rządowej. I aby się z tego obowiązku wywiązać, musi dysponować odpowiednimi narzędziami. Jednym z nich jest możliwość powierzania zadań swoim zastępcom.
„Zasada ta znajduje rozwinięcie i uszczegółowienie m.in. w ustawie o Radzie Ministrów, która przewiduje, że minister wykonuje swoje zadania przy pomocy sekretarzy i podsekretarzy stanu, gabinetu politycznego ministra oraz dyrektora generalnego urzędu. Brak jest przesłanek uzasadniających ograniczenie tej ustrojowej zasady w sprawach, które reguluje omawiana norma” – czytamy w projekcie wniosku do TK.

Zachwiana równowaga

Ale najmocniejszym zarzutem, jaki resort formułuje wobec takiej interpretacji art. 75 par. 3 u.s.p., jest naruszanie konstytucyjnej zasady równowagi władz. „Takie rozumienie przepisu ogranicza sposób wykonywania władzy wykonawczej, w dziale administracji sprawiedliwość, ze względu na jej związki w tym aspekcie z władzą wykonawczą” – czytamy w projekcie.
Tymczasem minister sprawiedliwości, wykonując określone przez ustawy kompetencje – także te dotyczące władzy sądowniczej – nie traci statusu organu władzy wykonawczej. I ma prawo wykonywać swoje obowiązki przy pomocy podległego mu ministerstwa.

Wniosek w imieniu ministra sprawiedliwości będzie musiał złożyć premier