W przeszłości mieliśmy docentów marcowych, teraz przyszła pora na rejentów deregulacyjnych.
Krzysztof Maj, prezes Izby Notarialnej w Krakowie / Dziennik Gazeta Prawna
Deregulacja stała się ciałem. Ustawa weszła w życie. Ciało to może nie ma jeszcze ducha, ale ma już literę. Prawa. A ta, jak wiadomo, jest najważniejsza. Od czego winien zacząć lekturę każdy, kto chce się zapoznać ze zmianami? Z przepisami przejściowymi. W ustawie deregulacyjnej, oprócz zmian ustawy – Prawo o notariacie, to one są najważniejsze. I to one budzą największy niepokój.
Otóż zgodnie z art. 33 ust. 1 ustawy każdy, kto zdał egzamin notarialny i nie został powołany na stanowisko notariusza lub asesora notarialnego, może stać się zastępcą notarialnym (jeżeli egzamin notarialny zdał po 22 sierpnia 2008 r.) i może starać się o nominację na notariusza (brak ograniczenia co do daty złożenia egzaminu notarialnego). Nieważne, czy egzamin zdał rok, dwa czy piętnaście lat temu.
A przecież przed zmianami prawa z lat 2005–2007 egzamin notarialny był czymś innym. Kończył aplikację notarialną. Dzisiejsze słowa ustawy, że egzamin ów sprawdza przygotowanie prawnicze do samodzielnego i należytego wykonywania zawodu notariusza, dla osób mających kilkadziesiąt dni praktycznej nauki zawodu (aplikanci pozaetatowi) brzmią niczym pobożne życzenia. I jak ten przepis ma się do nowej regulacji przedłużającej aplikację o rok? Ustawodawca uznał: likwidujemy asesurę, ale przedłużamy o rok aplikację. Takie rozwiązanie powinno wystarczyć – padały argumenty w czasie prac komisji. Ale to ma być na przyszłość. Jak grom z jasnego nieba spadła natomiast decyzja ustawodawcy stwierdzającego, że osoby, które dotychczas zdały egzamin, są doskonale przygotowane. Byli już docenci marcowi, czy będą notariusze deregulacyjni?
Podobnie ma się sprawa z asesorami. Jeżeli po wejściu w życie ustawy ich umowa o pracę zostanie rozwiązana (nieważne, w jaki sposób, choćby nawet wtedy, gdy sam zainteresowany posadę bezkarnie porzuci), mogą oni stać się zastępcami notarialnymi i starać się o nominację na stanowisko notariusza. Innymi słowy sami mają decydować o tym, kiedy mogą zostać notariuszami. Czy zatem ostatnie 80 lat istnienia asesury notarialnej to efekt zmowy elit – sanacyjnych, komunistycznych i III RP? Bo przecież zakwestionowany model funkcjonował przed wojną, po wojnie oraz przez ostatnie 20 lat. Ten, kto twierdzi, że asesura jest feudalnym przeżytkiem, niech prześledzi dyskusję na temat jej powrotu do sądownictwa.
Środkiem ochronnym mają być wizytacje po pół roku od uruchomienia kancelarii. W razie stwierdzenia rażącej i oczywistej obrazy przepisów prawa minister może nowo powołanego notariusza odwołać. Jeśli tak będzie, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można założyć wadliwe czynności notarialne dokonane w tym czasie. Kto odpowie za utratę zaufania społeczeństwa do notariatu w tym przypadku ?
Zdumienie budzą nowe regulacje dotyczące zastępstwa notarialnego. Zastępca notarialny (osoba, która zdała egzamin notarialny i złożyła ślubowanie) nie musi wprawdzie pozostawać w stosunku pracy, aby mieć możliwość zastępowania notariusza, ale nie może też podejmować innego zatrudnienia czy zajęcia bez zgody rady izby notarialnej. Jeżeli nie będzie pozostawać w stosunku pracy, to jak ma utrzymać siebie i rodzinę, gdy będzie zastępował notariusza okazjonalnie? Oczywiście może starać się o nominację na notariusza, ze wszystkimi tego ryzykami. Głównie ekonomicznym, to jest obawą, że z powodu braku wystarczających przychodów, a jednocześnie przy istniejących realnie stałych kosztach prowadzenia działalności, może nie utrzymać kancelarii.
Zjawisko zamykania kancelarii notarialnych z powodów ekonomicznych w Krakowie spowszedniało. Młody rejent, tnąc koszty, stanie się królem bez ziemi. Nie zatrudni nikogo. Wszystko będzie robił sam – w oczywistej sprzeczności z treścią art. 4 par. 2 ustawy. Także i to zjawisko w izbie krakowskiej przybiera coraz większe rozmiary. Jednak nie potrafię wyobrazić sobie zastępstwa notariusza, który nie może pełnić swoich obowiązków, przez innego notariusza.
Oprócz podstawowych oporów natury systemowej (każda z tych osób jest funkcjonariuszem publicznym, działającym na własny rachunek, równym drugiemu w prawach i obowiązkach) nie jest dla mnie wyobrażalne takie zastępstwo w praktyce. Czy notariusz zastępujący będzie dokonywał czynności w swojej kancelarii, czy notariusza zastępowanego? Jeśli w swojej, to czy będzie zastępcą nieobecnego z innej kancelarii? Jeśli w kancelarii notariusza zastępowanego, oprócz pytania, w czyim będzie działał imieniu, pojawia się pytanie, co w tym czasie z jego własną kancelarią? Co z odpowiedzialnością za dokonane czynności? Pytania te można mnożyć.
Ustawa wprowadza obowiązek objęcia patronatem aplikanta notarialnego przez każdego notariusza przynajmniej raz na trzy lata i sześć miesięcy. Skoro deregulacja ma być wyrazem uwolnienia z gorsetu niepotrzebnych obciążeń, ma doprowadzić do zwiększenia konkurencji, skąd taki antykonkurencyjny obowiązek? Dlaczego ja, jako notariusz, mam objąć patronatem i szkolić mojego przyszłego konkurenta? Odpowiedź na to pytanie jest prosta – notariat i nieograniczona konkurencja to sprzeczności.
Ale w tym zakresie ustawodawca zachowuje się jak Temida z opaską tylko na jednym oku. Tam, gdzie jest mu to wygodne dla celów politycznych, nakłada na notariuszy i organy samorządu notarialnego obowiązki (także o wymiarze finansowym – dodatkowe wizytacje), uzasadniając to publicznym charakterem notariatu. Tam zaś, gdzie notariat apeluje o zmiany w imię interesu publicznego, odpowiedzią jest credo wyznawcy skrajnego liberalizmu.

Młody rejent, tnąc koszty, stanie się królem bez ziemi. Nie zatrudni nikogo. Wszystko będzie robił sam – w oczywistej sprzeczności z treścią art. 4 par. 2 ustawy

Krzysztof Maj, prezes Izby Notarialnej w Krakowie