Dostawcy produktów do dużych sklepów wciąż spotykają się z przypadkami wymuszania na nich ponoszenia różnego rodzaju opłat promocyjnych, marketingowych itp. Czy praktyki takie są dopuszczalne?

Opłaty zwane półkowymi są w świetle prawa niedozwolone, a dostawcy coraz częściej skutecznie walczą o ich odzyskanie. Podstawą takich roszczeń jest przede wszystkim art. 15 ust. 1 pkt 4 ustawy z 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 153, poz. 1503 z późn. zm.; dalej: u.z.n.k.). Mówi on, że czynem nieuczciwej konkurencji jest utrudnianie innym przedsiębiorcom dostępu do rynku, w szczególności przez pobieranie innych niż marża handlowa opłat za przyjęcie towaru do sprzedaży.
Marżę handlową definiuje art. 3 ust. 1 pkt 6 ustawy z 5 lipca 2001 r. o cenach (Dz.U. z 2001 r. nr 97, poz. 1050 z późn. zm.). Jest to różnica między ceną płaconą przez kupującego a ceną uprzednio zapłaconą przez przedsiębiorcę, wynikającą z kosztów i zysku przedsiębiorcy (przy czym może być wyrażona kwotowo lub w procentach).
Każda inna opłata za przyjęcie towaru do sprzedaży jest niedozwolona na mocy art. 15 ust. 1 pkt 4 u.z.n.k.. Nie ma też znaczenia, czy postanowienia umowne zastrzegające prawo kupującego do pobierania niedozwolonych opłat były przez strony negocjowane i w jakim stopniu (por. wyrok Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z 13 października 2010 r., sygn. akt I ACa 707/10; wyrok SA w Lublinie z 25 stycznia 2012 r., sygn. akt I ACa 639/11). Wprawdzie zasadą jest swoboda zawierania umów, ale zgodnie z art. 3531 kodeksu cywilnego ich postanowienia nie mogą być ustalone sprzecznie z naturą stosunku prawnego, ustawą lub zasadami współżycia społecznego.

Pomysłowy nadmarketing

Tymczasem w praktyce handlowej powszechne stało się zjawisko nadmarketingu – jak określił to Sąd Najwyższy w wyroku z 12 czerwca 2008 r. (sygn. akt III CSK 23/08). Polega to na pobieraniu przez odbiorcę opłat pod pozorem świadczenia w zamian za nie usług marketingowych, np. zamieszczenia fotografii i opisu produktów w bezpłatnych gazetkach dla klientów.
Sądy z reguły zwracają uwagę na to, że działania marketingowe dotyczą towarów należących po zakupie już do odbiorcy, a nie do dostawcy. Odbiorca promuje zatem w gazetkach własne towary, a nie towary, które zamierza dopiero kupić. Jak zauważył SA w Warszawie w wyroku z 14 marca 2013 r. (sygn. akt I ACa 1123/12), odbiorca swoje zamierzenia marketingowe realizowałaby niezależnie od podpisanej umowy, a rzeczywistym celem jej zawarcia w takiej postaci było pozyskanie dodatkowych opłat za wprowadzenie towaru do sprzedaży.
Z tego właśnie powodu odbiorcy często nie są w stanie wykazać w sądzie, że dostawca zlecał im takie usługi i że podejmowane przez nich działania reklamowe rzeczywiście przełożyły się na wzrost sprzedaży u dostawcy. Nawet jeżeli w okresie działań reklamowych faktycznie wzrosła sprzedaż towarów dostarczonych przez danego dostawcę, to z reguły umowa z odbiorcą nie daje mu żadnej gwarancji kolejnych zakupów. Umowy są bowiem tak konstruowane, że nie zobowiązują odbiorcy do zakupów o z góry określonej wartości i tylko od niego samego zależy, czy nadal będzie kupował towary od danego dostawcy.

Te same usługi, kilka opłat

Bywa też, że pod różnymi nazwami usług – promocyjne, reklamowe, marketingowe – kryje się wiele różnorakich opłat, lecz gdy spór trafia do sądu, odbiorca nie jest w stanie wykazać, na czym polegały różnice między poszczególnymi usługami i dlaczego pobierał ich kilka zamiast na przykład jednej.
Czasem opłaty pobierane są nawet za „gotowość akcji promocyjnych”. Nie znajduje to akceptacji sądów, ponieważ – w ich zgodnej opinii – opłata powinna być pobierana za konkretne działania, a sama tylko gotowość do świadczenia usług nie dowodzi wykonania jakiejkolwiek usługi.
Wątpliwości mogą też budzić opłaty za usługi informacji marketingowej albo – zbliżone do nich – usługi elektronicznej wymiany danych o udziale towarów dostarczonych przez dostawcę w ogólnej sprzedaży odbiorcy. W praktyce opłaty te często nie mają żadnego związku ze sposobem i z zakresem korzystania przez dostawcę z systemu informacji, ponieważ – jak zauważył SA w Krakowie w wyroku z 2 października 2012 r. (sygn. akt I ACa 864/12) – są pobierane jako procent od obrotu, a to „nie znajduje żadnego logicznego uzasadnienia, oderwane jest od sposobu i zakresu korzystania z systemu i stanowi rodzaj nieuzasadnionej opłaty dodatkowej innej niż marża handlowa”. Poza tym – jak stwierdził SA w Krakowie w wyroku z 15 listopada 2012 r. (sygn. akt I ACa 1006/12) – sprawdzanie przez internet stanów magazynowych sprzedanych produktów nie ma dla ich dostawcy żadnego znaczenia ekonomicznego, bo to nie dostawca, tylko odbiorca musi monitorować stan swoich zapasów w magazynie i dbać o bieżące zaopatrzenie.
Te same zastrzeżenia dotyczą opłat za usługi logistyczne, obejmujące dostarczenie towaru z magazynu do poszczególnych sklepów. Odbiorca musi umieć wykazać, że wartość wykonanej usługi odpowiada pobranej opłacie, a jeśli jest ona ustalona procentowo od obrotu – że taki system naliczania ma związek z rzeczywistymi, ponoszonymi przez niego kosztami transportu i że usługi te były faktycznie wykonane w interesie dostawcy (wyrok SA w Warszawie z 14 marca 2013 r., sygn. akt I ACa 1123/12).

Premie, rabaty, upusty

Niedozwolony charakter mogą mieć też premie pieniężne i rabaty. Zasadniczo nie są one zabronione, są jednym z instrumentów kształtowania cen w zależności od wielkości obrotu. Jeżeli jednak przewidziany w umowie bonus nie odnosi się do ceny towaru dostarczanego przez dostawcę, ale do obrotu osiągniętego przez odbiorcę, to bardzo prawdopodobne jest, że nie chodzi o upust, czyli o pomniejszenie ceny, lecz o ukrytą opłatę za przyjęcie towaru do sprzedaży. Jak stwierdził SA w Krakowie w wyroku z 15 listopada 2012 r. (sygn. akt I ACa 1006/12), bonus za osiągnięcie określonego poziomu obrotów nie może być uznany za element cenotwórczy.
Tak samo gdy po upuście udzielonym przez dostawcę odbiorca żąda po przeprowadzonej transakcji kolejnego upustu, i to przy ustalonym, bardzo niskim poziomie zakupów. Podobne żądanie może budzić wątpliwości, czy nie doszło do narzucenia zbyt wielu rabatów i czy w praktyce nie było to działanie utrudniające dostawcy dostęp do rynku w rozumieniu art. 15 ust. 1 pkt 4 u.z.n.k. (por. SA w Warszawie w wyroku z 12 marca 2013 r., sygn. akt I ACa 1119/12). Na niedozwolony charakter upustów może również wskazywać wymuszanie przez odbiorcę stałego korygowania przez dostawcę pierwotnie wystawionych faktur sprzedaży.

Bezpodstawne wzbogacenie

Zgodnie z art. 18 ust. 1 pkt 5 u.z.n.k. przedsiębiorca może żądać wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści, na zasadach ogólnych. Roszczenia tego – co podkreślił Sąd Najwyższy w uchwale z 19 sierpnia 2009 r. (sygn. akt III CZP 58/09) – można dochodzić niezależnie od innych roszczeń wynikających z umowy, w szczególności roszczenia o spełnienie świadczenia wynikającego ze stosunku umownego.
Odesłanie w art. 18 ust. 1 pkt 5 u.z.n.k. do zasad ogólnych oznacza, że w tym zakresie stosowane są przepisy kodeksu cywilnego o bezpodstawnym wzbogaceniu. Jak wyjaśnił SA w Warszawie w wyroku z 9 sierpnia 2012 r. (sygn. akt I ACa 66/12), dostawca, żądając zwrotu bezpodstawnie uzyskanych korzyści, musi jedynie udowodnić, że odbiorca popełnił czyn nieuczciwej konkurencji i wzbogacił się z tego tytułu kosztem dostawcy oraz że istnieje związek między tymi faktami.
Musi być ekwiwalentnie
Jeśli z rozliczeń między dostawcą a odbiorcą nie wynika, by w zamian za uiszczane opłaty dostawca faktycznie otrzymywał świadczenia wzajemne o przybliżonej wartości, sądy sięgają po prosty sposób – obliczają, jakie koszty poniósłby dostawca, gdyby samodzielnie przeprowadził działania promocyjno-marketingowe. Okazuje się, że niejednokrotnie byłyby one dużo niższe. Ekwiwalentność świadczeń zakłada, że korzyści odnoszą obie strony kontraktu, przy czym świadczenia nie muszą być obiektywnie równoważne. Nie ulega wątpliwości, że korzyść, którą ma uzyskać dostawca, musi być możliwa do identyfikowania – podkreślił SA w Warszawie w wyroku z 9 sierpnia 2012 r. (sygn. akt I ACa 66/12).

Piotr Małek