Reorganizacja, która miała przynieść usprawnienie postępowań, jak na razie generuje organizacyjny zamęt.Tak twierdzą sędziowie i pracownicy zniesionych 1 stycznia najmniejszych sądów rejonowych.
Zmiana sądu to nie zmiana składu / DGP
„W związku z reorganizacją sądów rejonowych Minister Sprawiedliwości zdecydował o przeniesieniu 545 sędziów na inne miejsce służbowe. (...) Jednocześnie 264 sędziów złożyło odwołanie do Sądu Najwyższego od decyzji MS (...). Wszyscy przeniesieni sędziowie wykonują jednak swoją pracę bez zakłóceń” – to treść oficjalnego komunikatu wydanego przez resort kierowany przez Jarosława Gowina. Zdaniem sędziów z 79 zlikwidowanych jednostek, nie jest jednak do końca prawdziwy. – Trudno uznać, że nasza praca przebiega bez zakłóceń – mówią.

Sądzić czy odraczać

– Jako sędziowie, którzy odwołali się od decyzji ministra sprawiedliwości o przeniesienie do Sądu Rejonowego w Międzyrzeczu, nie mamy pewności, czy posiadamy obecnie uprawnienie do orzekania, ponieważ nasze odwołania nie zostały jeszcze rozpatrzone przez Sąd Najwyższy. Pierwszy termin został wyznaczony na 7 lutego – wskazuje Bartłomiej Starosta, sędzia zlikwidowanego sądu w Sulęcinie.
Podkreśla on, że część sędziów ma wyznaczone wokandy na terminy styczniowe. Nie wiedzą, czy mogą prowadzić rozprawy i wydawać orzeczenia, ponieważ w ustawie ustrojowej nie przewidziano i nie uregulowano takiej sytuacji.
– Najprawdopodobniej będą je odraczać, żeby nie wydać orzeczeń, będąc do tego nieuprawnionymi – akcentuje Starosta.
Niektórych sędziów nie przekonało wydane w listopadzie 2012 r. stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa, która uznała, że decyzja w sprawie przeniesienia podlega realizacji z chwilą w tej decyzji wskazaną, bez oczekiwania na wynik postępowania odwoławczego.
– Bardziej przekonujące i lepiej uargumentowane prawnie wydaje się stanowisko Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, zgodnie z którym dopóki takie odwołanie nie zostało rozpatrzone, ministerialna decyzja nie jest wykonalna –wskazuje sędzia Starosta.
– Takie zachowanie sędziów to sprawa bezprecedensowa, ale i sytuacja jest bezprecedensowa. Sędziowie skorzystali z prawa zakwestionowania decyzji o przeniesieniu do innego sądu. Jednakże, moim zdaniem, nie zwalnia to ich – do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia tego problemu – z wykonywania obowiązków, a tym bardziej nie pozbawia ich prawa orzekania – twierdzi Teresa Romer, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku.
Dodatkowy aspekt wskazuje jednak Paweł Pośpiech, sędzia ze zlikwidowanego Sądu Rejonowego w Wołowie:
– Ministerialny argument jest taki, że sędziowie, którzy odwołali się od decyzji w sprawie przeniesienia, powinni orzekać, ponieważ znajdują się w tym samym miejscu co przed reorganizacją. Co jednak by się stało, gdyby minister podjął w stosunku do sędziego decyzję o przeniesieniu go do sądu oddalonego nie o 30, ale o 300 kilometrów? Czy ten sędzia również zmuszony byłby z chwilą wskazaną w decyzji podjąć orzekanie?
Po to jest właśnie odwołanie do Sądu Najwyższego, aby ten decyzję ministra skontrolował. Do czasu orzeczenia SN powinna ona być w zawieszeniu. Tego aspektu Krajowa Rada Sądownictwa w ogóle nie wzięła pod uwagę – zauważa.



Ryzykować czy nie

Sędziowie obawiają się, że jeśli będą orzekać w okresie poprzedzającym rozpoznanie odwołań przez Sąd Najwyższy, doprowadzą do tego, że ich działania ulegną zaskarżeniu.
– Niektórzy adwokaci już zapowiadają, że zamierzają podnosić w apelacjach, że wyrok został wydany przez osobę nieuprawnioną do orzekania. A to może wywołać tylko jeden skutek – uchylenie orzeczenia – podkreśla sędzia Pośpiech.
Na forach internetowych przedstawiciele władzy sądowniczej ostrzegają się przed działaniami prokuratury. „Nasz miejscowy szef prokuratury zamierza skarżyć wyroki sędziów, którzy złożyli odwołania, bo są nieuprawnieni do orzekania przed uprawomocnieniem decyzji o przeniesieniu. Pierwsze wnioski już złożył. Zamierza też skarżyć wyroki wydane w poprzednim sądzie, do których uzasadnienia zostały napisane przez inny, nieuprawniony, nowy sąd” – pisze jeden z użytkowników sędziowskiego forum.
Kolejny nierozwiązany problem, przed którym stanęli sędziowie, dotyczy spraw karnych. Ich zdaniem w przypadku reorganizacji mają zastosowanie przepisy kodeksu postępowania karnego, które mówią, że jeżeli zmienia się skład sądu, to proces musi się rozpocząć od nowa.
– Skład osobowy sądu się oczywiście nie zmienia. Te same sprawy, które jeszcze w grudniu były przypisane konkretnym sędziom, nadal są im przypisane. Zmienił się jednak sąd. I tu pojawia się problem interpretacyjny: czy kluczowa jest tożsamość osoby, która w danej sprawie reprezentuje sąd, czy równie ważna jest tożsamość sądu jako instytucji.
Ministerstwo w tym problemu nie widzi i dostosowuje całą interpretację do tego, co zrobiło, twierdząc, że procesy można prowadzić w dalszym ciągu, bo nic się nie zmienia – wskazuje Bartłomiej Starosta.
Taka interpretacja oburza jednak przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
– Sąd nie może na początku orzekać jako rejonowy w Suwałkach, a potem nagle jako rejonowy w Augustowie i twierdzić, że jest tym samym sądem, tylko zmienił nazwę. Iustitia uważa, że nie jest to czysta zmiana nazwy, lecz zmianie uległa właściwość sądu – wtóruje Jacek Przygucki, przewodniczący zespołu ds. prawa karnego, członek zarządu Iustitii.
Ministerialnej interpretacji próbuje bronić prof. Marian Filar.
– Tego typu konkluzje są wynikiem bardzo formalnego myślenia. Prawo ma jednak to do siebie, że niekiedy trzeba spojrzeć na cel, któremu służy. Takie rygorystyczne przestrzeganie przepisów może nie jest zawsze konieczne. Mogę jednak zrozumieć sędziów, ich działania odpowiadają bowiem ściśle literze prawa i takiej formalnej wykładni mogą się oczywiście trzymać – mówi karnista.
Potwierdza jednak, że gdyby sędziowie rozpatrywali dalej sprawę karną, stworzyliby możliwość sądom odwoławczym do uchylenia orzeczeń jako wydanych przez niewłaściwy rzeczowo sąd.
– Dmuchając na zimne, lepiej powtórzyć proces i nie dawać takiego argumentu stronom. Ja bym tak zrobił – wskazuje sędzia Przygucki.

Dane czy przypuszczenia

– Z informacji posiadanych przez departament sądów, organizacji i analiz wymiaru sprawiedliwości MS wynika, że w związku z przeprowadzoną reorganizacją odnotowano około 20 przypadków prowadzenia postępowań karnych od początku w 6 sądach rejonowych – wskazuje Joanna Dębek z wydziału komunikacji MS.
Informacje te wydają się jednak niepełne – z danych uzyskanych przez DGP wynika bowiem, że w samym wydziale karnym byłego Sądu Rejonowego w Leżajsku jest takich spraw aż 41.
– Od 1 stycznia 2013 r. prowadzone od początku jest 30 spraw z repertorium karnego i 11 spraw z repertorium wykroczeniowego – wylicza Daniel Sajdyk ze zlikwidowanego leżajskiego sądu, ogólnopolski koordynator Inicjatywy Społecznej „Brońmy sądów”.
Twierdzi też, że resort nie zadbał o instrukcje, jakie procedury powinny obowiązywać w trakcie reorganizacji.
– Pojawiające się problemy rozwiązuje się ad hoc, bez żadnych wypracowanych procedur. W wydziałach karnych pojawiły się problemy z informacjami o wykonywaniu wyroków. W związku bowiem z tym, że księgowość została przeniesiona do sądu w Łańcucie, mamy problem z szybkością przebiegu informacji. Tym samym może się okazać, że jeśli ktoś wpłaci pieniądze do łańcuckiego sądu, zanim do nas dojdzie ta informacja, nasze wykonawstwo przekaże już informację do komornika, aby zaczął zajmować komuś pieniądze – opowiada Sajdyk.
I dodaje, że utrudniony jest również dostęp do wypłat pieniędzy dla petentów. Kasa nie może bowiem wypłacać świadkom zwrotu kosztów przejazdu z uwagi na brak księgowości w wydziale zamiejscowym.
Skutki zmian odczuwa również wydział zamiejscowy Sądu Rejonowego w Środzie Śląskiej z siedzibą w Wołowie.
– Przez pierwsze dwa tygodnie stycznia w ogóle nie sądziliśmy, dlatego że pracownicy sekretariatu nie byliby w stanie obsłużyć wokand. Musieli zajmować się przepisywaniem spraw pod nowe numery – wskazuje sędzia Pośpiech.
I przypomina, że do końca 2012 r. strony miały w jego sądzie dostęp do portalu orzeczeń.
– Wystarczyło mieć login i hasło, by zyskać dostęp do wszelkich dokumentów w swojej sprawie. Teraz strony go utraciły, ponieważ sąd, do którego zostaliśmy przyłączeni, takiego portalu po prostu nie posiada – podkreśla.
Wołów utracił również dostęp do portalu e-sądu i nie może pobierać spraw przez niego przekazywanych.
– Może się więc okazać, że jednego dnia sędziowie będą zobligowani pobrać np. 100 spraw, co niewątpliwie spowoduje opóźnienia – ostrzega.
Do tego dochodzą również czynności stricte techniczne.
– Jako sąd, który przestał istnieć, musieliśmy sporządzić spis z natury: umieścić każdą najmniejszą rzecz, która jest własnością sądu, w protokole zdawczo-odbiorczym. Muszą to robić pracownicy kosztem normalnych obowiązków – dodaje sędzia Pośpiech.
– Ministerstwo nie może robić reformy na zasadzie: my chcemy przyśpieszyć postępowania, a jak to przeprowadzić, to już wasz problem. A tak się niestety stało – puentuje Daniel Sajdyk.