Korzystając z platformy ePUAP, trzeba liczyć się z tym, że bezpowrotnie utraci się szansę na rozpoznanie sprawy. Dobitnie pokazuje to przykład przedsiębiorcy, który chciał złożyć odwołanie w przetargu na zagospodarowanie terenów w gminie Walce. Ponieważ chodziło o stosunkowo niewielkie zamówienie, termin na jego wniesienie wynosił zaledwie pięć dni. Co ważne, w formie papierowej decyduje data wpłynięcia odwołania do Krajowej Izby Odwoławczej.
DGP
Dlatego też coraz więcej wykonawców decyduje się na szybszą drogę elektroniczną. Tak też postanowił zrobić pełnomocnik przedsiębiorcy startującego w tym przetargu.
Niestety okazało się, że w dniach od 14 do 16 grudnia platforma ePUAP, za pomocą której składa się odwołania, nie funkcjonowała. Spowodowane to było przerwą techniczną. Dlatego też pismo opatrzone bezpiecznym podpisem elektronicznym zostało skutecznie złożone dzień po upływie terminu.
Wykonawca liczył, że mimo tego uchybienia jego sprawa zostanie rozpoznana. Przesłał do KIO pismo, do którego dołączył korespondencję z administratorem serwisu. Ten potwierdzał, że platforma rzeczywiście nie działała. Zdaniem składu orzekającego nie zmienia to jednak faktu, że odwołanie zostało wniesione po czasie. A chodzi o termin zawity, którego w żaden sposób nie można przywrócić. Z tego też powodu odwołanie zostało odrzucone na posiedzeniu, co oznacza, że KIO nawet nie otworzyła rozprawy.
– Dla skuteczności złożenia odwołania w ustawowym terminie nie mogą mieć znaczenia problemy techniczne związane z działaniem platformy elektronicznej – uzasadniła postanowienie przewodnicząca składu orzekającego. Zwróciła uwagę, że komunikat o przerwie został opublikowany na stronach ePUAP z trzydniowym wyprzedzeniem.
– Odwołujący się, będąc profesjonalistą, powinien przedsięwziąć określone działania i środki dla zabezpieczenia poprawności formalnoprawnej złożonego odwołania. Ustawodawca – oprócz formy elektronicznej – przewidział również możliwość wnoszenia odwołania w formie pisemnej – dodała przewodnicząca.
Postanowienie dotyczy przetargu, jednak na problem należy spojrzeć szerzej, tym bardziej że rząd chce, abyśmy coraz więcej spraw załatwiali przez internet.
– Nie ma przepisów, które regulowałyby przywracanie terminu w takich sytuacjach. Można o to wnosić na podstawie regulacji ogólnych, ale nie ma gwarancji, czy okaże się to skuteczne. Co więcej, jak pokazuje opisany przykład, czasem prawo w ogóle nie pozwala na przywrócenie terminu – komentuje dr Grzegorz Sibiga, adiunkt w Instytucie Nauk Prawnych PAN oraz adwokat w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.
– Dlatego też uważam, że przepisy powinny przewidzieć wprost możliwość przywracania terminu, w sytuacji gdy system przez jakiś czas nie działa. Tym bardziej jeśli przy formie papierowej o dochowaniu terminu decyduje data wpłynięcia pisma, a nie jego nadania. Inaczej użytkownicy nie będą mieli zaufania do narzędzi elektronicznych – dodaje.
Bartosz Maciejewski, prawnik z kancelarii Włodzimierz Głowacki i Wspólnicy, uważa, że do momentu gdy przepisy zapewniają alternatywne w stosunku do elektronicznej formy komunikacji, trudno mówić o naruszeniu czyichś praw.
– Jeśli jednak ustawodawca dojdzie do wniosku, że pewne sprawy możemy załatwiać tylko przez internet, to powinien przewidzieć możliwość wystąpienia problemów technicznych. Jednym z rozwiązań mogłaby wówczas być instytucja zawieszenia biegu terminu. Termin do złożenia pisma ulegałby zawieszeniu na czas trwania awarii systemu i biegł w dalszym ciągu po jej usunięciu – mówi Maciejewski.

ORZECZNICTWO
Postanowienie Krajowej Izby Odwoławczej z 2 stycznia 2013 r. (sygn. akt KIO 2788/12).