Zarządcy specjalnych stref ekonomicznych obawiają się, że obowiązek stosowania przepisów o zamówieniach publicznych utrudni im działalność i zniechęci inwestorów.

Działające od kilkunastu lat specjalne strefy ekonomiczne dotychczas tkwiły w przekonaniu, że nie podlegają przepisom o zamówieniach publicznych. Ich zarządzaniem nie zajmują się przecież publiczne instytucje, tylko spółki prawa handlowego.

– Przez wszystkie te lata nikt nigdy nie wskazywał nam obowiązku stosowania przepisów o zamówieniach. Co więcej, byliśmy kontrolowani przez Najwyższą Izbę Kontroli, która potwierdziła, że realizujemy inwestycje zgodnie z prawem – podkreśla Cezary Tkaczyk, prezes zarządu Specjalnej Strefy Ekonomicznej „Starachowice”.

15 tys. ha zajmują łącznie strefy w całej Polsce

Sytuację zmieniły opisane niedawno przez DGP dwie opinie Urzędu Zamówień Publicznych. Zarówno w jednej, jak i w drugiej stwierdzono, że spółki kierujące strefami podlegają ustawie – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2010 r. nr 113, poz. 759 z późn. zm.).

To zaś wiązałoby się z większym rygoryzmem w realizacji projektów oraz możliwością ich przeciągania się w czasie. W ostatecznym rozrachunku mogłoby to spowodować odpływ inwestorów.

14 stref działa w tej chwili w naszym kraju wszystkie dane dotyczą stanu na 31 grudnia 2011 r. SSE: dziś budujemy fabrykę w pół roku. Przepisy o zamówieniach to zmienią

– Udało nam się wypracować procedury, dzięki którym możemy konkurować pod względem atrakcyjności inwestycyjnej z innymi krajami unijnymi. Jesteśmy w stanie przeprowadzić cały proces inwestycyjny od gołego pola do kompletnej fabryki w ciągu pół roku – mówi Teresa Kamińska, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

– Wszystko to nie będzie możliwe, jeśli zaczniemy ściśle podlegać pod przepisy o zamówieniach publicznych. Przekreśli to długotrwała procedura odwoławcza – dodaje.

Zaznacza, że chociaż nie stosuje wprost przepisów o zamówieniach, to posługuje się wewnętrznymi procedurami, które w równym stopniu zapewniają transparentność i konkurencyjność. Podobnie zresztą jest też w innych strefach.

80 mld zł zainwestowano już w specjalnych strefach ekonomicznych

Konferencja Specjalnych Stref Ekonomicznych zwróciła się do resortu gospodarki z prośbą o zajęcie stanowiska w tej sprawie.

„Uczestnicy konferencji zgodzili się, że z obrotu prawnego – na poziomie urzędu centralnego – powinna zostać wyeliminowana opinia, która została przygotowana w oparciu o błędną wykładnię i nie do końca prawidłowe przesłanki” – napisał w liście do wicepremiera Waldemara Pawlaka Piotr Wojaczek, przewodniczący konferencji.

Strefy z niepokojem czekają na to, jakie stanowisko zajmie MG. Do tego czasu teoretycznie nie muszą organizować przetargów, gdyż opinie prawne nie są dla nich wiążące. Z drugiej jednak strony w przypadku kontroli UZP muszą liczyć się z zastrzeżeniami, a w najgorszym razie nawet z pozwami o stwierdzenie nieważności zawartych umów.

– Oczywiście jeśli w doktrynie i orzecznictwie ugruntuje się interpretacja zgodna z opinią UZP, to będę się do niej stosować – zaznacza Cezary Tkaczyk.

Spór dotyczy interpretacji art. 3 ust. 1 pkt 3 p.z.p., zgodnie z którym ustawie podlegają osoby prawne, „utworzone w szczególnym celu zaspokajania potrzeb o charakterze powszechnym niemających charakteru przemysłowego ani handlowego”.

„Specjalne strefy ekonomiczne stanowią element systemu udzielania pomocy publicznej i w żadnym wypadku prowadzona przez nie działalność nie ma charakteru zaspokajania potrzeb o charakterze powszechnym ” – przekonuje w swym piśmie Piotr Wojaczek.

Z kolei UZP uważa, że strefy utworzono po to, by przyspieszać rozwój gospodarczy wybranych obszarów, co należy traktować jako cel ogólnospołeczny, a więc publiczny. Potrzeby, dla jakich powołano spółki zarządzające, nie mają też charakteru handlowego ani przemysłowego.

Celem ich działania nie jest bowiem jedynie chęć osiągnięcia zysku, chociaż oczywiście mogą go osiągać. W swojej działalności spółki te nie napotykają też konkurencji. To wszystko ma sprawiać, że podlegają przepisom ustawy.