Zbliża się koniec roku. Zasadnicze zręby polityki finansowej państwa powinny być przesądzone. Rozumiem, był czas wyborów, ale już po, mydlenie oczu się skończyło. Okazuje się jednak nagle, że władza wykonawcza wespół z władzą ustawodawczą szykuje prawdziwą rewolucję, pozbawiając ministra sprawiedliwości, prezesów Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego dotychczasowych uprawnień w zakresie wykonywania budżetu sądów.
Każdy obywatel, podobnie jak ja, powinien się cieszyć, że ma silnego, niezależnego ministra finansów, który potrafi dzielnie walczyć o budżet z całą Radą Ministrów, a nawet z całym społeczeństwem. Bo jak powszechnie wiadomo w naturze ludzkiej leży lenistwo i rozrzutność (poza oczywiście pracoholikami i sknerami), a kryzys ponoć szaleje w Europie. Gdy bada się statystyki dotyczące czasu pracy Polaków i oszczędności w bankach i można z całą pewnością stwierdzić, że stajemy się narodem sknerusów, a już na pewno mamy najwyższą liczbę pracoholików w Europie. To chyba powinno rząd cieszyć. Ale nie o tym chciałem pisać.
Nie mogę jednak zrozumieć władzy wykonawczej. Zbliża się koniec roku. Zasadnicze zręby polityki finansowej państwa powinny być przesądzone. Rozumiem, był czas wyborów, ale już po, mydlenie oczu się skończyło. Okazuje się jednak nagle, że władza wykonawcza wespół z władzą ustawodawczą szykuje prawdziwą rewolucję, pozbawiając ministra sprawiedliwości, prezesów Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego dotychczasowych uprawnień w zakresie wykonywania budżetu sądów. Minister finansów ma otrzymać potężną władzę. O ile minister sprawiedliwości to członek rządu i słuchać premiera musi, o tyle władza sądów i trybunałów musi hamować i patrzyć na ręce dwóm pozostałym.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w artykule 10 podnosi, iż ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. Precyzuje, że władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały. Artykuł 173 konstytucji mówi jednoznacznie, że sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz. To nie są puste słowa. Wykładnia językowa rozumie niezależność jako samodzielność, niepodporządkowanie, brak zależności. Każdy prawnik ma świadomość, iż autonomia budżetowa wymiaru sprawiedliwości nie jest nieograniczona. Trybunał Konstytucyjny podnosi, że „...Konstytucja daje władzy ustawodawczej w tym zakresie znaczną swobodę. Istnieją jednak granice tej swobody. Z jednej strony warunkiem granicznym jest zapewnienie jedności systemu finansów publicznych wymaganej przez postanowienia konstytucji oraz nienaruszalność obowiązków i uprawnień Rady Ministrów jako jedynego organu powołanego do prowadzenia gospodarki finansowej państwa na podstawie ustawy budżetowej. Z drugiej strony warunkiem jest to, by pozycja jednostek organizacyjnych władzy sądowniczej nie została całkowicie zrównana z pozycją jednostek podległych władzy wykonawczej. Stąd też odrębność budżetowa władzy sądowniczej ma charakter ograniczony i względny. Zawsze jednak jest ona niezbędna w tym zakresie, w jakim wymaga zagwarantowania niezależnego, a zarazem sprawnego sprawowania funkcji orzeczniczych. Artykuł 173 konstytucji ma zatem (...) takie znaczenie, że nakazuje władzy wykonawczej, przy podejmowaniu wszelkich działań prawnych i faktycznych niezbędnych dla oceny prowadzenia gospodarki finansowej państwa w trakcie wykonywania budżetu, by uwzględniała odrębność pozycji jednostek organizacyjnych władzy sądowniczej w zakresie, jaki niezbędny jest dla tej władzy do niezależnego sprawowania jej konstytucyjnie wyznaczonych kompetencji (Kp 2/05)”.
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej: Czy trójpodział władzy ma pozostać pustym zapisem.

Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa