Ludzie są zaskakiwani na co dzień. Deszczem po wyjściu z pracy, zdradą partnera, debetem na koncie, a nawet opóźnieniami pociągów PKP. W Polsce w ostatnich latach tradycją stało się zaskoczenie zmianami w prawie, na których uchwalenie jak się okazało wystarczała jedna noc.

Zaskoczeniem dla ludzi jest też pora roku. Bo czyż rokrocznie nie zaskakuje nas zima? No dobrze – zima zazwyczaj zaskakuje drogowców. W tym roku wprawdzie drogowców nie zaskoczyła - zapewne ku ich zaskoczeniu - ale nie jest to bynajmniej zasługą drogowców, ale zimy, która po prostu nie nadeszła.

W tym miejscu oczywiście można by, idąc tokiem rozumowania pewnej „nieustannie lansowanej, ale mającej dwuletnie opóźnienie w edukacji szkolnej i zdiagnozowane dysfunkcje percepcyjne, szwedzkiej dziewczynki” zacząć zastanawiać się nad powodami, z których w tym roku zima nie nadeszła. Nie jest to wszakże felieton o zmianach klimatycznych.

Na świecie było tyle dżum co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych.”
Albert Camus, Dżuma

Nie jest to także felieton o poziomie, a raczej braku poziomu wypowiedzi jednego z sędziów Sądu Najwyższego, który pokusił się o użycie cytowanego sformułowania w oficjalnym tekście uzasadnienia do wyroku oraz o potrzebie reformy tej instytucji. Bo wniosek co do tego, że reforma taka jest niezbędna wyciągnąć powinien każdy, nawet średnio rozgarnięty homo sapiens, zestawiając ze sobą coraz bardziej sprzeczne orzeczenia oraz wypowiedzi i gesty (jak ten ze świeczką) przedstawicieli tego, coraz mniej szacownego gremium. Włączając w to członków Izby Dyscyplinarnej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, których nie tylko szacowność ale i legitymizacja jest co najmniej mocno dyskusyjna.

Felieton jest natomiast o zaskoczeniu, które w ostatnich tygodniach zmieniło nasze życie, a które nazywa się chorobą COVID-19. Nieomal z dnia na dzień rozprzestrzeniający się po całym świecie wirus zamknął ludzi w mniej lub bardziej dobrowolnych kwarantannach, opróżniając ulice miast i wiosek, rzeszami zakażonych zapełniając szpitale.

Swoistą kwarantannę ogłosiła też Unia Europejska. Ta sama wspólnota, która jeszcze niedawno szczyciła się swobodą przepływu ludności nagle, bez większego ostrzeżenia zamknęła swoje granice zewnętrzne i zgodziła na zamknięcie większości granic wewnętrznych. Równie niespodziewanie od Europy odgrodziły się fosą Oceanu Atlantyckiego, Stany Zjednoczone Ameryki. Choć bacząc na barwną od aroganckich i buńczucznych wypowiedzi postać prezydenta D. Trumpa zaskakujące jest raczej to, że nie ogłosił on jeszcze, iż koronawirus jest produktem koncernu Huawei.

W jednym momencie pojęcie swobód obywatelskich jakie znaliśmy doznało ograniczeń dwojakiego rodzaju: po pierwsze płynących z woli władzy, po drugie - z naszych własnych lęków o zdrowie: swoje i najbliższych. Spadające w otchłań recesji wykresy indeksów giełdowych i szybujące niczym surfer w Zatoce Kalifornijskiej kursy walut, w połączeniu ze stagnacją gospodarki zburzyły u zdecydowanej większości Polaków poczucie bezpieczeństwa socjalnego.

I tutaj – wciąż ku naszemu zaskoczeniu – musimy zastanowić się nad rolą Państwa w życiu społecznym. Nikt oczywiście zdrowo myślący nie wierzy i wierzyć nie powinien w zbawienną moc „tarczy antykryzysowej” ogłoszonej przez pana premiera. Każdy jednak musi uzmysłowić sobie, że w obliczu tak wielkiego zagrożenia, z którym mamy do czynienia, to właśnie instytucje państwowe, czy ponadpaństwowe (jak Unia Europejska) są jedyną gwarancją nie tyle ratunku, co szansy na ten ratunek przed pogorszeniem się ich sytuacji. I trudno się temu myśleniu dziwić, przecież tylko publiczna (czytaj: państwowa) służba zdrowia ma szansę na walkę z pandemią, tylko państwowe służby mają szansę opanować możliwy chaos, a interwencjonizm państwowy (ponadpaństwowy) na opanowanie sytuacji ekonomicznej i zbudowanie przeciwwagi dla ogarniającego gospodarkę chaosu.

Nadzwyczajne zagrożenie spowodowane pandemią zmusza do nadzwyczajnych działań. Europejski Bank Centralny szykuje się do dodruku ogromnej ilości pieniądza, rzędu biliona euro, łamiąc w ten sposób obostrzenia dotyczące zakazu zwiększania deficytu budżetowego, z których Unia Europejska była tak dumna. I których przestrzegania tak bezwzględnie wymagała od swoich członków.
Skoro można zerwać z rygorami fiskalnymi, to najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie „przyzwolenie” na to, aby zrywać z nimi i w innych obszarach, nawet nie związanych ściśle z ekonomią. Motywując to oczywiście potrzebą wychodzenia z kryzysu. Efektem koronawirusa będzie więc także luzowanie standardów w zakresie ochrony praworządności. Przynajmniej w państwach członkowskich. A niechęć do jej ochrony za wszelką cenę widać było już choćby w czasach przed pandemicznych w sposobie działania nowej pani komisarz. Także TSUE w sposobie procedowania nie sprawia wrażenia organu skłonnego do wydawania już nawet nie tyle radykalnych, co zwyczajnie rozstrzygnięć.

Wydarzenia ostatnich tygodni mogą zmusić do luzowania standardów także z innego powodu. Jest nim potrzeba stworzenia wizerunku zjednoczonej w walce z zagrożeniem wspólnoty europejskiej. Racjonalność tego sposobu rozumowania jest oczywiście zbliżona do sposobu myślenia premiera Nevilla Chamberlaina podpisującego w 1938 roku Układ Monachijski, wspiera się bowiem na założeniu, że państwa z założenia antyeuropejskie, zachęcone dotacjami i ustępstwami (także w dziedzinie praworządności), z owej unii się nie wyłamią. I zapewne tak będzie, bo będąc jej członkami w tym samym czasie dążyć będą do wzmacniania swych struktur wewnętrznych, także kosztem swobód obywatelskich. A obywatele będą się na to godzić, pamiętając o lęku przed wirusem i łatwość, z jaką ze swoich swobód w imię walki z nim zrezygnowali.

Siła strachu bywa ogromna. Pokazała to dobitnie wizja hord uchodźców i terrorystów marzących tylko o tym, aby dostać się do Polski, aby stworzyć tu kolejny kalifat, roztoczona w 2015 roku z mównicy sejmowej przez szeregowego posła obecnej partii rządzącej.

Wizja, która zmieniła wyniki wyborów parlamentarnych kilka miesięcy później.

Kazik Staszewski śpiewał kiedyś: „Wolność, po co wam wolność, macie przecież telewizję”. I siedzimy dzisiaj w naszych kwarantannach przed telewizorami, komputerami i smartfonami martwiąc się o zdrowie i o to, czy będzie nas stać na zapłacenie rachunków w najbliższej przyszłości.

Ci, którzy będą mogli sobie na to pozwolić, będą częściej myśleli o granicach wolności. Pozostali, będą myśleli o codziennym przetrwaniu. I oglądali telewizję.
Niekoniecznie tę publiczną.

Arkadiusz Krupa, sędzia Sądu Rejonowego w Łobzie