Bezwarunkowa, niezależna od przydatności wartość własna prawa pozostaje całkowicie obca technicznej wizji państwa, której nie interesuje prawo, lecz przydatność dla funkcjonowania państwa – pisał Carl Schmitt.
W powieści zatytułowanej „Historia cudownej meliny” Kazimierz Orłoś trafnie streszcza istotę dyktatury: „Ten system niósł śmiertelną chorobę. Samowola ludzi z aparatu, nieodpowiedzialnych przed nikim. Dwa systemy prawne: jeden obowiązujący zwykłych obywateli, i drugi, a właściwie brak pierwszego – zupełna bezkarność prominentów. Fasadowość wszystkiego. Slogany i hasła, którymi ozdabiano płoty i mury w całym kraju («Dobro człowieka najwyższym celem partii!»). Słowa, w które nikt nie wierzył”. Tworząc powyższy opis, pisarz bazował na własnych doświadczeniach. Wcześniej wszakże powstało wiele dzieł o charakterze naukowym, w których nie tylko uchwycono istotę systemu totalitarnego, lecz również znaleziono rozliczne argumenty przemawiające za jego wyższością nad innymi. Autorem najtrafniejszej analizy do dziś pozostaje niemiecki prawnik Carl Schmitt.

Rok apokalipsy

„Najwartościowsze” prace ukazujące dyktaturę w pozytywnym świetle powstały w Republice Weimarskiej w latach 20. oraz 30. XX wieku. Rok 1918 wywołał w narodzie niemieckim psychiczny wstrząs. Upadłą monarchię zastąpiła młoda republika, która w spadku po swej poprzedniczce otrzymała niespłacone długi, kontrybucje wojenne do uiszczenia oraz obowiązek respektowania „haniebnych postanowień traktatu wersalskiego”. W dobie galopującej inflacji oraz powszechnego bezrobocia dla wielu stało się jasne, że Niemcy szybko muszą znaleźć nową, własną drogę.
Początkowo nie wiedziano, w którym kierunku się udać. Pisarz Tomasz Mann postulował wymyślenie „nowego człowieka”. Literaturoznawca Ernst Robert Curtius ironicznie wskazał punkt wyjścia do prac nad tym ambitnym projektem. „Jeżeli cywilizacja łacińska i idea ludzkości to jedno, to Niemcy są nieludzkie i stawiają się poza ludzkością. Niemcy są naturą prymitywną, barbarzyńską, naturą germańską” – twierdził.
Większą precyzją wykazali się filozofowie Hermann Keyserling oraz Oswald Spengler. Pierwszy stwierdził, że Niemcy od dawna nie mają czego szukać w Europie, która właśnie kona w męczarniach. Cywilizacja romańska, oparta na prawie rzymskim i moralności chrześcijańskiej, znalazła się w jego odczuciu w ostatnim stadium agonii. Nie warto jej było żałować, tym bardziej że to właśnie ona ponosiła odpowiedzialność za wszystkie przeszłe i obecne niepowodzenia Niemiec. Do tego niemiecki filozof dodał, że nie istnieją jakieś wartości czy prawdy o charakterze absolutnym, co miało otworzyć drogę do podejmowania najbardziej nawet radykalnych decyzji, jeśli zaistniałaby taka konieczność. Spengler tymczasem wyraził niczym niezmącone przekonanie, że już wkrótce Niemcom przypadnie rola wiodąca w „nowej Europie”. Ponieważ jednak nic nie przychodzi samo, należało przedsięwziąć w tej materii stosowne kroki. Bez względu na koszty.
W trudnych czasach milczeć nie zamierzali również prawnicy. Jednym z nich był Carl Schmitt, weteran wojenny i świetnie zapowiadający się teoretyk prawa. W roku 1921 ogłosił on głośne dzieło zatytułowane „Dyktatura. Od źródeł nowożytnej idei suwerenności do proletariackiej walki klas”. Wiele przedstawionych w nim poglądów stanowiło ujęty w naukowy gorset wachlarz uczuć i emocji przeważającej części niemieckiego społeczeństwa. „Rozpad państwa niemieckiego – wyjaśnia Piotr Nowak we wstępie do polskiego wydania „Dyktatury” – którego Schmitt doświadczał ad oculos, był dla prawnika sytuacją, do której nie mógł on ani nie chciał dopuścić ponownie. Nawet za cenę zastąpienia demokracji dyktaturą”.

Dyktatura a prawo

Spójrzmy na kilka wybranych przemyśleń Schmitta zaczerpniętych z „Dyktatury”. Próbując scharakteryzować rolę prawa w państwie rządzonym w sposób dyktatorski, autor z rozbrajającą szczerością dowodzi, że kształt prawa nie jest niczym innym, jak tylko wypadkową decyzji politycznych.
„Tu nie mają już znaczenia względy prawne – pisze Schmitt – lecz odpowiednie do konkretnego przypadku działanie prowadzące do konkretnego rezultatu. Postępowanie może być fałszywe lub prawdziwe, ale ocena opiera się jedynie na tym, czy działania są odpowiednie w sensie technicznym, tzn. czy prowadzą do osiągnięcia celu. Wzgląd na prawa stojące na przeszkodzie, na zgodę znajdującej się na drodze osoby trzeciej, na prawa nabyte, na ścieżkę postępowania instancyjnego czy na ciąg środków odwoławczych może być «nieodpowiedni do stanu rzeczy», a zatem w rzeczowo-technicznym sensie szkodliwy i fałszywy. Stąd w dyktaturze rządzi ostatecznie cel, pozbawiony hamulców prawnych i określany tylko przez konieczność; cel, którym jest zaprowadzenie konkretnego stanu. Gdzie zainteresowanie sprawami państwowymi i politycznymi ma z zasady charakter wyłącznie techniczny, tam względy prawne mogą być niecelowe i nieodpowiednie. Bezwarunkowa, niezależna od przydatności wartość własna prawa pozostaje obca całkowicie technicznej wizji państwa, której nie interesuje prawo, lecz przydatność dla funkcjonowania państwa, tzn. czysta egzekutywa, której nie musi poprzedzać żadna norma w sensie prawnym”.
„Ciekawie” pojmuje Schmitt również ideę racji stanu, która jest według niego „socjologiczno-polityczną maksymą wznoszącą się ponad sprzeczność prawa i bezprawia, wywodzącą się wyłącznie z potrzeby utrzymania i poszerzenia władzy politycznej”.

Suweren

W swej rozprawie Carl Schmitt wiele miejsca poświęca idei suwerenności. Szczególnie jeden fragment zasługuje w tym kontekście na uwagę: „suwerenny jest lud lub też w monarchii – książę”. Po przedstawieniu tej zręcznej definicji wszelkie podejmowane arbitralnie decyzje polityczne można uzasadniać, powołując się na suwerena, jako że „suweren decyduje o tym, co moje i twoje, o korzyści i szkodzie, o tym, co porządne i niegodziwe, o prawie i bezprawiu, o dobru i złu. Rozdziela wszystkie honory i godności, w stosunki do niego wszyscy są równi”.
W wielu wywodach zebranych w „Dyktaturze” da się zauważyć wyraźną fascynację jej autora ideami Machiavellego. Obaj zgadzają się co do tego, że w istocie lud-suweren – którego kojarzą nie ze światłym społeczeństwem, ale z motłochem – nie jest zwierzchnikiem w państwie. Ba, nie jest nawet podmiotem godnym uwagi czy szacunku. Bywa jedynie narzędziem, które umożliwia osiąganie doraźnych politycznych celów. „Jeżeli lud jest nieracjonalny – zauważa niemiecki prawnik – to nie można się z nim układać i zawierać umów, lecz należy go opanować podstępem i siłą. Rozum nie może się tutaj komunikować, nie rezonuje, lecz dyktuje. To, co irracjonalne, stanowi jedynie instrument tego, co racjonalne, ponieważ tylko to, co racjonalne, może naprawdę przewodzić i działać”.
Aby ułatwić podejmowanie racjonalnych decyzji oraz paktowanie z racjonalnymi partnerami, autor tworzy szalenie interesujący katalog podmiotów, które nie kierują się rozumem, ale pozostają „we władzy afektów”. Należą do niego: wielka masa, kobiety i dzieci. Jako partnerzy przedstawiciele wszystkich wymienionych wyżej podzbiorów są dla Schmitta w równym stopniu mało wiarygodni, więc zasługują na takie samo traktowanie.
Metody trzymania suwerena w ryzach nie zmieniają się od wieków. „Między arcana imperii – podkreśla Piotr Nowak – należy policzyć wolność słowa i prasy, które wytwarzają poczucie wolności, jednocześnie nie mając wielkiego politycznego znaczenia. Do arkanów władzy należy umiejętne zarządzanie ludzką pychą, do czego służy na przykład polityka orderowa i licytacja na pomniki. Należy dać ludziom jakąś namiastkę panowania nad swym losem, między innymi po to, aby panować nad nimi w całości (nikt nie wywoła rebelii, będąc przekonanym, że jest panem swego życia)”.

Oportunista

Jeszcze w 1932 roku Carl Schmitt współpracował z rządem Republiki Weimarskiej nad projektem ustawy, która miała wyjąć NSDAP spod prawa. Zamierzenia tego nie udało się jednak zrealizować. Po dojściu Hitlera do władzy niedawny autor „Dyktatury” podjął decyzję, która zaważyła na jego dalszym życiu. Szybko zmienił barwy i zapisał się do partii. W nagrodę został obsypany zaszczytami. Następnie począł pisać teksty, przy lekturze których jeszcze dziś włosy jeżą się na głowie. Mordy dokonane podczas „nocy długich noży” nazwał „najwyższą formą prawa administracyjnego”. Postulował również oczyszczenie prawa niemieckiego z „żydowskiego ducha”. Wszystko na nic. W roku 1936 organ prasowy SS „Das schwarze Korps” oskarżył Schmitta o oportunizm oraz pozorowaną jedynie identyfikację z narodowym socjalizmem. W efekcie pozbawiono go urzędów i godności (pozostawiając jedynie profesurę dzięki wstawiennictwu Goeringa) i zepchnięto na boczny tor. Nie był już potrzebny.
Od narodowego socjalizmu nigdy publicznie się nie zdystansował. Non possum scribere contra eum, qui potest proscribere (nie mogę pisać przeciw temu, który może mnie wyjąć spod prawa) – tłumaczył obłudnie jeszcze w czasie trwania działań wojennych. Po zakończeniu flirtu z nazizmem zależało mu, by jego egzystencja przypominała życie uczonego i oderwanego od rzeczywistości filozofa. Wszystko jednak widział, słyszał i zapewne był świadomy szkód, jakie wyrządziła jego „nauka”. Niemniej nie brał tego do siebie i dalej nie zważał na słowa. Przybierając maskę wytrawnego stylisty, 23 grudnia 1942 r. pisał do Ernsta Jüngera, że „pęd do poddawania się spalaniu w krematoriach” jest „nihilistyczny”, gdyż z popiołów „powstaje ptak Feniks, to znaczy królestwo powietrza”.
Po wojnie Carl Schmitt nie mógł nauczać, ale wciąż oddziaływał na swoich uczniów i wielbicieli przez publikacje oraz odczyty. Pomocną dłoń wyciągnął w jego kierunku również generał Franco. Zawsze mógł liczyć na liczne grono osób zafascynowanych jego intelektem. W samych Niemczech „Dyktatura” doczekała się czterech wydań. Od roku 2016 „kunsztem mistrza” mogą zachwycać się również polscy czytelnicy dzięki znakomitemu przekładowi Kingi Wudarskiej.

Epilog

W intelektualnej biografii Schmitta jej autor, Jan-Werner Müller, nazywa go „niebezpiecznym umysłem”. Nie bez powodu. Idee zebrane i ogłoszone niegdyś przez niego z iście niemiecką precyzją niestety przetrwały. „Dyktatura”, ze względu na swój tytuł, nie należy do dzieł, na które wielbiciele Schmitta zbyt chętnie powołują się wprost. Większą popularnością cieszy się „Teologia polityczna”, w której powtórzono zresztą część przemyśleń z „Dyktatury”.
Truciznę obecną w „Dyktaturze” sączy się w inny sposób. Myśli i postulaty tam zestawione wyjmuje się z kontekstu, po czym są one bez skrupułów stosowane do bieżącej sytuacji. Modne jeszcze niedawno zasłanianie się suwerenem czy wciąż toczona batalia o to, by doprowadzić do zredukowania władzy sądowniczej do roli pochodnej władzy wykonawczej, to najbardziej wyraziste tego dowody. Po doświadczeniach nazizmu i potwornym dramacie II wojny światowej trudno w to może uwierzyć, ale to prawda.
W dyktaturze rządzi cel, pozbawiony hamulców prawnych i określany tylko przez konieczność. Cel, którym jest zaprowadzenie konkretnego stanu