Wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego został złożony przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek. Chodziło o uniemożliwienie Sądowi Najwyższemu (SN) wypowiedzenia się w kwestii nowych sędziów, którzy swoje stanowiska uzyskali dzięki rekomendacji nowej, wybranej głosami polityków Prawa i Sprawiedliwości, rady.
Pismo z Sejmu wpłynęło do TK dzień przed terminem zebrania się trzech połączonych izb SN w celu wydania uchwały. Julia Przyłębska, prezes TK, oświadczyła wówczas, że wszczęcie postępowania przed trybunałem powoduje zawieszenie postępowań przed organami, które prowadzą spór kompetencyjny. A skoro tak, to SN nie może procedować w sprawie wydania uchwały. Ten jednak nie uznał, żeby podejmując uchwałę, pozostawał w sporze kompetencyjnym czy to z prezydentem, czy Sejmem. Jak bowiem zaznaczył, kompetencja do podjęcia uchwały w celu m.in. ujednolicenia praktyki sądowej przysługuje tylko i wyłącznie Sądowi Najwyższemu.
23 stycznia SN w składzie trzech połączonych izb stwierdził m.in., że Izba Dyscyplinarna SN, która została w całości obsadzona przez nowych sędziów, nie jest de facto sądem. Sformułowano wówczas także wytyczne, którymi powinny się kierować sądy powszechne, aby móc prawidłowo ocenić, czy sąd, w składzie którego znalazła się osoba wskazana przez obecną KRS, jest sądem prawidłowo obsadzonym.
To się nie spodobało politykom, którzy zarzucili SN m.in. wprowadzanie chaosu w wymiarze sprawiedliwości i którzy nie kryją, że liczą na to, iż w tym sporze TK stanie po ich stronie.
– Myślę, że stanowisko TK będzie jednoznaczne, że SN nie miał prawa podjąć uchwały, która podważałaby prerogatywy prezydenckie, a także wkraczała w gestie ustawodawcy. To nie była wykładnia, to było stworzenie nowej normy – mówi poseł PiS Marek Ast.
Przeciwnego zdania są prawnicy, z którymi rozmawiał DGP. – Nie ma żadnego sporu kompetencyjnego między SN a prezydentem i Sejmem. W uchwale przecież nie ma ani słowa na temat kompetencji głowy państwa do powoływania sędziów. Uchwała nie ma również charakteru prawotwórczego, ma ona jedynie charakter interpretacyjny – tłumaczy prof. Maciej Gutowski, adwokat. Dlatego też, jego zdaniem, ewentualne rozstrzygnięcie TK nie powinno mieć żadnego prawnego wpływu na stosowanie przez sądy uchwały trzech połączonych izb SN.
Nie znaczy to, że wyrok TK, o ile zapadnie, nie wywoła żadnych skutków. – Skutkiem będzie dalsza erozja najważniejszych organów państwowych – ostrzega prof. Gutowski. Jak mówi, im bardziej TK będzie, poprzez wydawanie orzeczeń spoza zakresu swej kognicji, włączał się w trwający spór polityczny, tym bardziej będzie tracił autorytet. – W chwili obecnej można sobie, oczywiście, wyobrazić, że TK rzeczywiście stwierdzi, że SN przekroczył swoje kompetencje i nie mógł wydać tej uchwały. Więcej, można przecież sobie wyobrazić, że zapadać będą jeszcze bardziej kuriozalne rozstrzygnięcia, zabraniające sądom wydawania uchwał w ogóle. Pytanie tylko gdzie my, jako państwo, w ten sposób dojdziemy? – zastanawia się prof. Gutowski.
O tym, że po TK można się obecnie spodziewać wszystkiego, przekonani są także sędziowie. – Ostatnimi czasy rządzący zaczęli traktować trybunał jak ostatnią deskę ratunku. TK ma być remedium na wszelkie kłopoty – zauważa Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.
Tymczasem PiS liczy, że orzeczenie TK nie będzie dyskutowane. – TK jest sądem ostatniego słowa i jego orzeczenie będzie wiążące dla wszystkich sądów w Polsce, nie tylko dla SN – mówi Ast.
W obozie rządowym i w otoczeniu prezydenta słychać jednak takie głosy, że na dłuższą metę orzeczenie TK nie zmieni znacząco sytuacji i potrzebne będą kolejne działania osłabiające spór w wymiarze sprawiedliwości, w tym wypracowanie jakiegoś kompromisu dotyczącego KRS. Takie głosy słychać także wśród nowych sędziów SN. W tym tygodniu kolejny raz, tym razem już w bardziej eksperckiej formule, ma się zebrać forum działające przy Polskiej Akademii Nauk. Ewentualne kompromisowe rozwiązania mogą pojawić się z czasem właśnie tam.