Honor każdego sędziego przebywającego na ministerialnej delegacji powinien podpowiedzieć jedyne w tej sytuacji rozwiązanie. Powrót do macierzystych sądów na pierwszą linię orzekania.
Kilka miesięcy temu w tekście zamieszczonym na łamach DGP („Jądro ciemności wiceministra”, 23 stycznia 2019 r.) zastanawiałem się, czy ówczesny wiceszef resortu sprawiedliwości Łukasz Piebiak (na zdjęciu) osiągnął już conradowskie „jądro ciemności”.
Felieton dotyczył podjętej przez wiceministra próby zantagonizowania środowiska sędziowskiego z pracownikami sądów, którzy protestowali, domagając się poprawy warunków wynagradzania. Za swoje uwagi zapłaciłem wówczas wątpliwym zainteresowaniem hejterskiego konta twitterowego KastaWatch. Mniejsza. Dzisiaj już wiadomo, że Łukasz Piebiak zszedł jeszcze niżej, głębiej. Od wielu dni na wszystkie możliwe sposoby omawiana jest sprawa o wymiarze aferalnym z udziałem sędziów pracujących w Ministerstwie Sprawiedliwości i nie tylko tam. Mieli oni inspirować internautkę do rozpowszechniania hejterskich treści, atakujących wybranych sędziów, którzy sprzeciwiają się dewastacji wymiaru sprawiedliwości.

To nie jest kłótnia kolegów

Ujawniony proceder był przygotowany i zakrojony na szeroką skalę. Po tym, jak już przetoczyła się pierwsza fala komentarzy, w szczególności gdy minął pierwszy szok po stronie polityków, którzy z pomocą Łukasza Piebiaka i jego kolegów forsowali destrukcyjne ustawy sądowe, nastąpił kontratak. Swoiste tournée przedstawicieli rządzącej partii po studiach telewizyjnych i radiowych zaowocowało wypracowaniem narracji, której zadaniem jest sprowadzenie ujawnionej patologii do poziomu towarzyskich niesnasek pomiędzy Łukaszem Piebiakiem i jego współpracownikami z ministerstwa z jednej strony, a wpływowymi przedstawicielami stowarzyszenia sędziowskiego Iustitia z drugiej. Ot, zwykła kłótnia kolegów, którzy kiedyś należeli do tego samego stowarzyszenia i teraz wyrównują rachunki.
Niektórzy politycy wprost stwierdzają, że jest to jeszcze jeden dowód na zgniliznę moralną środowiska sędziowskiego, co ma rzekomo udowadniać konieczność kontynuowania reform. Są to słowa haniebne, kłamliwe i obraźliwe dla tej ogromnej rzeszy sędziów, którzy każdego niemal dnia protestowali w obronie niezależności sądownictwa, narażając się na realne konsekwencje dyscyplinarne. Lecz przede wszystkim obrażają rzesze wolnych ludzi przychodzących w proteście pod sądy w całym kraju.
Należy powiedzieć to głośno i wyraźnie. Rachunek za działania sędziów biorących udział w szkalowaniu środowiska, posługujących się knajackim językiem w internetowych komunikatorach, powinni zapłacić oni sami oraz ci politycy, którzy zaprosili ich do współpracy w niszczeniu społecznego zaufania do sądów i sędziów. Swoisty desant tychże sędziów do sądów wszystkich instancji, organów konstytucyjnych oraz na stanowiska sędziowskiej dyscypliny odbywał się w aurze protestów zdecydowanej większości środowiska. Ta grupa wydaje się być dzisiaj skompromitowana do cna.

Teraz już wiedzą

Chciałbym jednak w tym miejscu zwrócić się wprost do tych sędziów, którzy moderując drogę swej kariery postanowili oddać się w ministerialną służbę urzędniczą. Obecnie na delegacji w ministerstwie, którego prominentni przedstawiciele siali bądź aprobowali mowę nienawiści, przebywa około 200 sędziów. Ufam, że większość z nich nie wiedziała, kto stoi za internetowym hejtem wymierzonym w ich koleżanki i kolegów. Ale teraz już wiedzą. Uważam, że honor każdego sędziego przebywającego na ministerialnej delegacji powinien podpowiedzieć jedyne w tej sytuacji rozwiązanie. Powrót do macierzystych sądów na pierwszą linię orzekania. Trwanie na delegacjach w miejscu, które było rozsadnikiem treści uderzających w niewybredny sposób w ich środowisko, jest dorozumianą aprobatą dla tego rodzaju zachowań.
Z pewnością nie można uznać za usprawiedliwienie, a jednak pada ono często z ust sędziów delegowanych, że przecież pracują w departamentach merytorycznych i nie mają nic wspólnego z obszarem walki politycznej. Tak nie jest. Pracujecie, koleżanki i koledzy, w miejscu, w którym za sprawy sądownictwa odpowiadał „herszt”. Trwając tam dalej, stajecie się jego żołnierzami. Tak właśnie głosił napis pod statuetką, którą otrzymała internetowa hejterka w ramach „podziękowań” za swą pełną nienawiści aktywność.
Odchodząc z ministerstwa, wypowiadając posłuszeństwo politykom pokazujecie, że etos sędziego jest wam bliski i wciąż jeszcze ma zasadniczą treść. Są bowiem granice nieprzekraczalne za żadną cenę, o czym jako sędziowie powinniście doskonale wiedzieć. Być może to ostatnia okazja, by zachować się jak trzeba.