Przepisy, które powinny gwarantować transparentność życia publicznego, same w sobie są niejasne. W efekcie jako obywatele dostajemy od państwa namiastkę tego, co nam się należy.
W ostatnich dniach wiele szumu wywołał raport opublikowany przez firmę Bridge. Dotyczy on majątków sędziowskich. Pracownicy Bridge dostrzegli, że od dawna wiele mówi się o tym, ile sędziowie zarabiają i co mają w garażach. Nikt jednak wcześniej tego nie sprawdził w systemowy sposób. Teraz sprawdzono. Jak? Po prostu przeanalizowano ponad 2,7 tys. oświadczeń majątkowych. Wymagało to zapewne dużego nakładu sił i czasu. Podczas gdy tak być nie powinno. Model składania oświadczeń majątkowych w Polsce jest patologiczny.

Więcej o raporcie przeczytasz tutaj >>>.

Pod różnymi rygorami

– Potrzeba przede wszystkim ujednolicenia przepisów. W tej chwili zasady składania oświadczeń majątkowych są regulowane przez kilkanaście aktów prawnych, które nieco odmiennie określają, co powinno się w nich znaleźć – spostrzega Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo.
W efekcie inaczej oświadczenie majątkowe składa sędzia, inaczej polityk wysokiego szczebla, inaczej polityk szczebla niższego, a jeszcze inaczej urzędnik. Wielu zobowiązanych do składania oświadczeń myli przy tym wzory, którymi powinni się posłużyć. Wiele kwestii wzbudza też kontrowersje nawet w ramach jednej regulacji.
– Niespójne i rozdrobnione przepisy tworzą bodźce do zamieszczania w oświadczeniach nierzetelnych informacji. Jedni podają wartość netto, inni brutto. Jedni oprócz formy zatrudnienia wskazują nazwę pracodawcy, inni celowo tego unikają – wskazuje Patryk Wachowiec, analityk prawny FOR.
Kilkanaście tygodni temu wiele dyskusji powstało wokół szczecińskiego radnego Dariusza Mateckiego. W związku z objęciem mandatu musiał on złożyć oświadczenie majątkowe. Było to istotne, gdyż Matecki w ubiegłym roku świadczył pracę na rzecz Ministerstwa Sprawiedliwości. Pracę, która wzbudzała kontrowersje (w czasie wolnym podszywał się w internecie pod kilkanaście różnych osób, wychwalał ministra Zbigniewa Ziobrę i obrażał polityków Platformy Obywatelskiej). Stąd ciekawość, ile Matecki w resorcie zarobił. Po opublikowaniu oświadczenia majątkowego okazało się, że... nie wiadomo. Podał co prawda cały swój roczny dochód, ale nie rozbił go pomiędzy poszczególnych pracodawców i zleceniodawców. A tych w roku, za który sprawozdawał, miał kilku.

Kontrola iluzoryczna

A to tylko podstawowe informacje. Jak mówi Patryk Wachowiec, tragedia zaczyna się przy informowaniu o wartościach udziałów i akcji posiadanych przez osoby składające oświadczenia oraz przy wskazywaniu posiadanych bardziej zaawansowanych instrumentów finansowych.
Krzysztof Izdebski podkreśla, że w efekcie brakuje przejrzystości. Skoro bowiem zobowiązani do składania oświadczeń wpisują np. dochód osiągnięty z różnych źródeł, ale nie podają nazw tych źródeł, trudno mówić o jakiejkolwiek kontroli społecznej.
– A przecież w oświadczeniach nie chodzi wyłącznie o porównanie cyfr. Chodzi o ujawnienie potencjalnego konfliktu interesów. O tym zaś z oświadczeń rzadko możemy się dowiedzieć – wskazuje prawnik.
Równie ważna co ujednolicenie wzorów jest też automatyzacja całego procesu – zarówno na etapie wypełniania oświadczenia, jak i możliwości ich przeglądania przez obywateli.
– Fakt, że oświadczenia nadal są wypełniane ręcznie, to kwestia kluczowa dla jawności całego procesu. Konieczne jest wprowadzenie wreszcie elektronicznego wypełniania oświadczeń majątkowych. To wstyd dla całej klasy politycznej, że nie udało się tego do tej pory zrobić – przekonuje Krzysztof Izdebski.
Patryk Wachowiec podkreśla, że nadal panuje u nas kult papieru.
– Pomimo udostępnienia przez resort cyfryzacji elektronicznego formularza, jedyny poseł, który w taki sposób próbował złożyć oświadczenie, został odesłany z kwitkiem przez służby sejmowe. Powód? I tak wymagana jest forma papierowa – przypomina analityk FOR.
W efekcie nadal większość oświadczeń majątkowych w Polsce sporządzana jest ręcznie. I dziwnym trafem te najbardziej interesujące opinię publiczną często są trudne do rozczytania.
Sejm zajmował się już nawet petycją obywatelską, by oświadczenia majątkowe były sporządzane maszynowo i umieszczane w internecie w formie łatwej do skanowania. Pomysł upadł m.in. dlatego, że na mocy projektowanej ustawy o jawności życia publicznego miała powstać specjalna baza internetowa, w której gromadzone byłyby oświadczenia – cel zostałby więc zrealizowany. Tyle że prac nad ustawą zaniechano. Podobnie jak w przypadku projektu ustawy regulującej zasady składania i kontroli deklaracji majątkowych z 2015 r., nad którym pracowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Nigdy nie trafił on do Sejmu.
Tymczasem istniejące problemy naprawdę można by rozwiązać poprzez utworzenie jednego, scentralizowanego rejestru oświadczeń majątkowych.
– U progu trzeciej dekady XXI w. nie ma najmniejszej potrzeby, by utrzymywać archaiczną formę papierową. Każdy zobowiązany do złożenia oświadczenia powinien raz do roku wypełniać formularz na stronie internetowej. Przecież miliony osób składa w taki sposób deklaracje podatkowe. To prosty i tani system funkcjonujący w wielu przedsiębiorstwach – uważa Patryk Wachowiec.
Opracowanie takiego rejestru byłoby zadaniem o wiele prostszym aniżeli tworzenie szeregu innych systemów teleinformatycznych, za których przygotowanie i prowadzenie odpowiada np. Ministerstwo Sprawiedliwości. Nie byłoby to więc wyzwanie ani z legislacyjnego, ani technicznego, ani finansowego punktu widzenia. Pojawia się zatem pytanie, dlaczego politycy tak bardzo nie chcą, by informacje o majątkach ich samych, sędziów i wysoko postawionych urzędników nie były na wyciągnięcie ręki obywateli.