Bez zaskoczenia. Tak można najkrócej podsumować wynik głosowania w Radzie Unii Europejskiej w sprawie dyrektywy o prawach autorskich.
Większość państw poparła rozwiązanie zaaprobowane przez Parlament Europejski, co oznacza, że już w 2021 r. nowe przepisy będą musiały być stosowane w państwach członkowskich UE.
Przypomnijmy, że dyrektywa od dawna wzbudzała kontrowersje. Część internautów, twórcy internetowi bazujący na pracy dziennikarzy oraz wielkie korporacje medialne były jej przeciwne. Średniej wielkości wydawnictwa, w tym większość polskich wydawców, przepisy dyrektywy gorąco popierały.
Krytyka opiera się na założeniu, że nowe przepisy wprowadzą cenzurę w internecie. Przeciwnicy dyrektywy mówią m.in. o podatku od linków oraz obowiązku filtrowania treści przez platformy internetowe. W regulacjach jednak o opłatach za linkowanie nie ma mowy. Przede wszystkim nie obejmą one w ogóle użytku niekomercyjnego, zatem zwyczajni internauci nadal będą mogli umieszczać linki np. w portalach społecznościowych. Zapłacić – i to nie za linkowanie, lecz za przytaczanie większych fragmentów tekstów – będą musieli ci, którzy na opracowywaniu cudzych utworów chcą zarabiać.
Filtrowanie treści ma z kolei zapobiegać umieszczaniu na platformach internetowych materiałów, do których umieszczający nie mają stosownych praw. Krytycy dyrektywy wskazują, że duże korporacje mogą na tej podstawie kasować większość twórczości internautów. Zwolennicy nowych przepisów przypominają, że treści filtruje już teraz m.in. YouTube, a ewentualny kłopot mógłby być związany z podejściem platform, a nie z samymi przepisami. Co jednak jest mało prawdopodobne, gdyż w interesie samych właścicieli portali jest to, by nie ograniczać swobody swoich użytkowników.
Przegłosowanie dyrektywy przez większość państw w Radzie UE (Polska była przeciwko) przesądza, że kraje członkowskie będą musiały ją implementować w swych porządkach prawnych w ciągu najbliższych dwóch lat.