Polityk każdy kontrargument przeciwnika nazywa politycznym. Gorzej, gdy takiego skrótu myślowego używają osoby, które działają w delikatnym obszarze wymiaru sprawiedliwości.
Wywiad z sędzią Piotrem Schabem, rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów sądów powszechnych, który ukazał się w zeszłotygodniowym „Prawniku” (DGP nr 55/2019), czytałem z ogromnym zainteresowaniem, by nie rzec z ekscytacją. Wbrew sugestii zawartej w tytule niniejszego artykułu nie jest moim zamiarem wygłaszanie filipiki przeciwko tezom zawartym w wypowiedziach rzecznika dyscyplinarnego, choć większości nie podzielam. Żaden ze mnie bowiem Demostenes, a i sędzia Piotr Schab na Filipa II Macedońskiego raczej nie wygląda. Chciałem się w tym miejscu pokusić raczej o namiastkę polemiki przeciwko, rzekłbym, duchowi tej wypowiedzi.
Rzecz to bowiem nieczęsto spotykana, by rzecznik sędziowskiej dyscypliny udzielił tak obszernego wywiadu, nie stroniąc przy tym od przekazywania publicznie uwag dotyczących toczących się aktualnie postępowań. Jednocześnie metodyka pracy rzecznika i jego dwóch nie mniej rozpoznawalnych zastępców, nazywanych nie wiedzieć czemu w środowisku sędziowskim jeźdźcami apokalipsy, wyraźnie odbiega od stylu ich poprzedników. I chyba dlatego ich nazwiska są na ustach sędziów w całym kraju. Ciekawym, ilu sędziów byłoby dzisiaj w stanie wymienić z imienia i nazwiska, powiedzmy, trzech ostatnich rzeczników dyscyplinarnych.
Wywiad jest arcyciekawy, ponieważ pozwala dokonać analizy postrzegania kwestii pryncypialnych oraz procesu decyzyjnego rzecznika dyscyplinarnego. Oczywiście ciekawe są wypowiadane przez sędziego Piotra Schaba refleksje na temat konkretnych przypadków domniemanych deliktów dyscyplinarnych. Nie moją rzeczą jest kontestowanie stanowiska oskarżycieli dyscyplinarnych, choć oczywiście swoje zdanie na ten temat mam. W moim przekonaniu równie, jeśli nie bardziej interesująca jest jednak ta część wywiadu, która dotyczy uniwersaliów.

Co jest polityczne

Otóż, niejako na wstępie sędzia Piotr Schab wywodzi, że pojmowanie zasadniczych pojęć dla oceny prawidłowości pełnienia służby sędziowskiej w ostatnim czasie nie uległo zmianie. Rzecznik głosi tezę: „Zmieniły się pewne zachowania sędziów, którzy podjęli decyzję o zaangażowaniu się w spór. Spór, który jest bardzo głęboki i determinuje postawy o charakterze politycznym, zaś uczestnictwo w tym sporze polega na zdeklarowanym przyjęciu postaw politycznych przez niektórych sędziów”. Słowa „polityka”, „polityczne” są odmieniane w wypowiedziach rzecznika przez wszystkie przypadki i dowolnie lokowane w kontekstach sytuacyjnych. Uważam, że przyjęcie tego typu skrótów myślowych w dyskusji o roli sędziów w demokratycznym dyskursie jest z gruntu chybione, bo ów dyskurs niweczy.
Mój gwałtowny sprzeciw budzi określenie postawy zdecydowanej większości środowiska sędziowskiego, kontestującej wprowadzone na obszarze wymiaru sprawiedliwości zmiany, „polityczną” tylko dlatego, że za takową uzna ją rzecznik dyscyplinarny. Pan sędzia Piotr Schab z rozmachem szafuje tym epitetem, nie wypełniając go w gruncie rzeczy żadną merytoryczną treścią, co czyni dokonywaną przez niego ocenę arbitralną. Skoro jako sędzia mam się wystrzegać aktywności, która mogłaby być potraktowana jako łamiąca zasadę apolityczności, chciałbym wiedzieć, co uprawianiem polityki jest, a co nim nie jest.
Zadane pytanie jest trywialne jedynie z pozoru. Żyjemy bowiem w rzeczywistości, w której za posiadające wymiar polityczny może być uznane zbieranie datków do puszki z naklejonym serduszkiem. Polityczne są niektóre części garderoby. Sporem politycznym określany jest wybór dyrektora teatru czy stadniny koni. Jeśli na przedstawieniu teatralnym w moim rodzinnym mieście biłem na widowni brawo aktorom stojącym na scenie niemo, z zaklejonymi ustami, co stanowiło protest przeciwko poczynaniom dyrektora – nominata aktualnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego, wikłałem się tym samym w spór polityczny?
Dla kogoś, kto zawodowo zajmuje się polityką, każdy kontrargument przeciwnika jest polityczny i wszyscy jesteśmy zmuszeni przyjąć to do wiadomości. Taka jest bowiem poetyka prowadzenia tej specyficznej aktywności zawodowej. Gorzej, gdy owego skrótu myślowego używają osoby, które działają na delikatnym obszarze wymiaru sprawiedliwości.
Rzecznik rozwija swój wywód w tym kontekście następująco: „Jestem przekonany, że stosowanie w trakcie oceny zachowań poszczególnych sędziów kryterium racji jest głęboko wadliwe. Kryterium racji zaś, według tego stanowiska, ma wiązać się z obroną konstytucji. Konstytucja nie zawiera zapisu, wedle którego sędzia może prowadzić działalność polityczną wtedy, kiedy ma słuszność, a zatem reprezentowane przez niego poglądy, przekonanie do programu określonej partii czy też ruchu politycznego jest trafne”. Dodaje, że kryterium racji nie jest obiektywne, a także pozostaje w sprzeczności z samą istotą służby sędziowskiej. Konkluduje ten fragment wypowiedzi: „Nie możemy więc uznać, że sędziowie są usprawiedliwieni w swej działalności politycznej”.
Używana przez rzecznika semantyka powoduje narzucenie a priori tezy, że jakakolwiek forma kontestacji wprowadzanych w wymiarze sprawiedliwości zmian jest wikłaniem się w konflikt o charakterze politycznym. Otóż to jest bardzo wygodny sposób prowadzenia dyskusji. Stawia bowiem sędziego – adwersarza na z góry przegranej pozycji.
Oczywiście sędzia nie może prowadzić aktywnej działalności politycznej. Będę się jednak powtarzał do znudzenia. Zupełnie dowolne wypełnianie treścią pojęcia owej „aktywności politycznej” w praktyce prowadzi do zakneblowania sędziom ust. Oznacza wprowadzenie faktycznego zakazu zabierania głosu w każdej istotnej sprawie dotyczącej wymiaru sprawiedliwości. Skoro bowiem sędzia nie może zająć stanowiska w stosunku do budzących obiektywnie spore wątpliwości poczynań władzy wykonawczej, dotyczących zmian w sądownictwie, bez obawy, że zostanie mu przyklejona łatka wikłania się w spór polityczny, to na drugim biegunie mamy wyłącznie milczenie, bierność, słowem akceptację. A przecież ustawa zasadnicza nie wprowadza hierarchii trzech władz, czyni je równorzędnymi.

Reakcje bez symetrii

W dalszej części wywiadu sędzia Piotr Schab podaje pewne wskazówki w tym zakresie. Stwierdza bowiem: „Ważne i bardzo potrzebne jest, żeby sędziowie dyskutowali o wymiarze sprawiedliwości, a jeśli to celowe, podejmowali krytykę działań organów państwowych, które mają związek z uwarunkowaniami pracy orzeczniczej. Czym innym jest jednak podejmowanie dyskusji na tematy związane z regulacjami prawnymi odnoszącymi się pośrednio bądź bezpośrednio do pracy orzeczniczej, a czym innym jest wspieranie polityków bądź negacja działań polityków determinowana wprost przekonaniami sędziego, generalną krytyką czy aprobatą dla działań organów państwowych, co jednoznacznie musi być ocenione jako aktywność polityczna”. Są to jednak znowu wskazówki dość enigmatyczne, które w sytuacji mogącej rodzić skutki dyscyplinarne wypełni treścią rzecznik Piotr Schab bądź jego zastępcy. A praktyka pokazuje, że robią to dość niesymetrycznie.
Przypomniany w wywiadzie przypadek sędzi, która przyjęła nagrodę z rąk prezydenta jednego z największych miast w kraju, budzi zainteresowanie zastępcy rzecznika. Prowadzi on w tym przedmiocie postępowanie wyjaśniające. Podobnie rzecz się ma w stosunku do sędziego mającego rzekomo w treści pisemnego uzasadnienia oraz w podanych ustnie motywach rozstrzygnięcia zawrzeć swoisty manifest polityczny. Jak wynika z komunikatów ogłoszonych przez rzecznika, zachowania te budzą wątpliwości pod względem dochowania zasad bezstronności oraz apolityczności. Tymczasem konkretna wypowiedź członka KRS, o której mowa w wywiadzie, zainteresowania rzecznika nie wzbudziła. To samo dotyczy innego członka tego gremium, który był swego czasu entuzjastą facebookowej grupy Popieram rząd Beaty Szydło. Pan rzecznik pewnie odpowie, że nie piastował wówczas stanowiska. Ale to tak, jakby prokurator stwierdził, że nie zajmie się sprawą, bo w momencie popełnienia domniemanego czynu zabronionego jeszcze prokuratorem nie był. A przecież dopóki czyn nie ulegnie przedawnieniu, winien pozostawać w obszarze zainteresowania właściwych organów. Nie budzi również zainteresowania strażnika dyscypliny przypadek sędziego (a jakże, członka KRS), który zasiadając w komisji egzaminacyjnej przyszłych radców prawnych i adwokatów, wbrew zakazowi prowadził szkolenia przygotowujące do egzaminów. W tym przypadku sędzia Schab odpowiada beztrosko, że nie zna tego przypadku i żaden z uprawnionych organów nie wznosił o wszczęcie postępowania, chyba zapominając o treści art. 114 par. 1 ustawy o ustroju sądów powszechnych, który umożliwia podjęcie przez rzecznika dyscyplinarnego stosownych działań z urzędu. A przecież stosunkowo niedawno, odpowiadając na wystąpienie rzecznika praw obywatelskich, sam powoływał się na ten przepis, uzasadniając wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w sprawie sędzi z powodu nieterminowego sporządzania uzasadnień wyroków, choć postępowanie wyjaśniające było prowadzone na innej podstawie i dotyczyło jej aktywności na festiwalu muzycznym.
Tak się jakoś dotychczas układa, że zainteresowanie pionu dyscyplinarnego wzbudzają sędziowie, którzy głośno bronią zasady niezawisłości przed zakusami władzy wykonawczej, które są faktem. Ich działania są określane jako stricte polityczne. Pokuszę się w tym miejscu o antycypację i stwierdzę, że pewnie głośny w ostatnich dniach przypadek kolejnego członka KRS meldującego się w mediach społecznościowych „na rozkaz” czynnemu politykowi nie uruchomi aktywności strażników dyscypliny. Czyżby ta asymetria w działaniach rzeczników niepokoiła tylko mnie?

Polityczne stanowiska

Podejrzenia o polityczne zaangażowanie wzbudzają wyłącznie sędziowie manifestujący lojalność wobec konstytucyjnych zasad sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Natomiast sędziowie, którzy swoje funkcje zawdzięczają czynnym politykom dokonującym ich wyboru do różnych gremiów czy organów, w tym konstytucyjnych, są traktowani jako ci, którzy wpływom politycznym się opierają. Niezrozumiała i pokrętna to logika. Niestety, rzecznik dyscyplinarny w obszernym wywiadzie nie zdradził kryteriów, według których klasyfikuje aktywność sędziów jako polityczną. Osobiście uważam, że z całą pewnością można dyskutować, czy takim kryterium nie jest właśnie przyjęcie funkcji bądź urzędu od polityka w aktualnych uwarunkowaniach prawnych, ze stanowiskiem rzecznika dyscyplinarnego włącznie.