Uliczne reklamy nie mogą obyć się bez promocji literatury. Jest ona najczęściej reklamowana za pośrednictwem witryn księgarń. Wybrane publikacje są eksponowane większą niż standardową okładką, krótkimi recenzjami czy cytatami z treści danej książki. Ale czy tego typu działania pozostają w zgodzie z uprawnieniami twórców wynikającymi z przepisów prawa autorskiego i praw pokrewnych?

Jak każde działania promocyjne, szczególnie te dotyczące wytworów kultury, powinny one pozostać w zgodzie z literą prawa oraz odbywać się z poszanowaniem zdania i praw twórców. Dlatego najlepszym sposobem na zapewnienie legalnego wykorzystania fragmentów książki do celów marketingowych, jest zawarcie odpowiednich zapisów w umowie z wydawnictwem dostarczającym dany tytuł. Zazwyczaj umowa taka obejmuje przeniesienie autorskich praw majątkowych, ograniczających się do konkretnego nakładu i określonych działań wynikających ze specyfiki pracy księgarni. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby w umowie z wydawnictwem poszerzyć pola eksploatacji o możliwość wykorzystania elementów utworu na potrzeby materiałów promocyjnych, takich jak plakaty, ulotki czy banery. Tego typu zapisy uchronią właściciela księgarni przed zarzutami nieuprawnionego wykorzystania cudzej twórczości. Sklepy mogą także otrzymać materiały bezpośrednio od wydawcy lub dystrybutora konkretnego tytułu – w takiej sytuacji ich wykorzystanie również opiera się na odpowiednio skonstruowanej umowie, którą przedsiębiorca podpisuje z podmiotem uprawnionym.

Oprócz przywilejów wynikających bezpośrednio z umowy, możemy sięgnąć po tzw. licencje ustawowe, czyli konkretne przepisy uprawniające nas do korzystania z utworu w konkretnym zakresie, bez potrzeby uzyskiwania zgody twórcy lub organizacji reprezentującej jego prawa. Przykładem takiego przepisu jest znajdujący się w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych art. 33 [3], stanowiący jedną z postaci dozwolonego użytku. Przedmiotowy przepis w brzmieniu: „Wolno korzystać z utworów w celu reklamy publicznie dostępnej wystawy lub publicznej sprzedaży utworów, w zakresie uzasadnionym promocją tej wystawy lub sprzedaży, z wyłączeniem innego handlowego wykorzystania”, pozwala przedsiębiorcom na wykorzystanie sprzedawanych lub wystawianych przez siebie utworów w celach promocyjnych – dotyczy to w szczególności publicznie dostępnych wystaw w muzeach, galeriach czy salach wystawowych. Ustawowe upoważnienie obejmuje w tym wypadku korzystanie z dzieła w ogłoszeniach, katalogach i innych materiałach służących działaniom promocyjnym wystawy, sprzedaży czy innego udostępniania egzemplarzy utworów dla w/w celów. Aż do 2003 r. polski system prawny nie przewidywał tego typu wyjątków, a przytoczony wyżej przepis stanowi implementację dyrektywy 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. Przed jego wprowadzeniem niektórzy twórcy zwracali uwagę, że taka regulacja godzi w ich interesy, częściowo pozbawiając kontroli nad korzystaniem z ich utworów.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że tak naprawdę takie użycie utworu może przysporzyć im więcej korzyści – lepsza i sprawniejsza promocja pozytywnie wpływa na wyniki sprzedażowe, co bezpośrednio przekłada się na rozpoznawalność konkretnego autora.

W kontekście reklamy warto przyjrzeć się także najbardziej rozpowszechnionej postaci dozwolonego użytku czyli. tzw. prawu cytatu. Prawo cytatu dopuszcza wykorzystywanie fragmentów cudzych utworów do celów wskazanych w art. 29 Pr. Aut. – „wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.” Warto zauważyć, że wśród wymienionych w cytowanym przepisie przesłanek nie ma wymagania, aby cytat miał wyłącznie niekomercyjny charakter. Pojawiają się jednak głosy, że dozwolony użytek nie obejmuje komercyjnego wykorzystania, wywodząc to z treści art. 35 pr. aut., który zakazuje naruszania „słusznych interesów twórcy” i „normalnego korzystania z utworu”.

Taka interpretacja nie jest jednak przekonująca, gdyż wyłączałaby możliwość cytowania we wszelkich sprzedawanych utworach, takich jak choćby książki. Niestety pojawiają się dalsze obiekcje, które jeśli nie uniemożliwiają to na pewno ograniczają tego typu wykorzystania cudzego utworu. Przede wszystkim ustawodawca zastrzega, że cytowanie może odbywać się jedynie w ramach nowego, samoistnego utworu – innymi słowy, dzieło w którym umieszczamy cytat musi samo w sobie być twórcze. Ulotki czy plakaty zawierające fragment książki nie będą stanowiły nowego, odrębnego dzieła. Aby za takie zostały uznane, muszą posiadać indywidualny wkład twórczy np. ręczna wykonana kaligrafia czy unikalny projekt i kompozycja graficzna. Druga część przepisu, zwraca naszą uwagę na cel wykorzystania cytatu – „wyjaśnianie, analiza krytyczna, nauczanie lub prawa gatunku twórczości”.

Ten zapis być może utrudnia nam bezpośrednie wykorzystywanie fragmentów danego dzieła, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby przesłanie zawarte w utworze nadrukowanym na plakat czy baner stanowiło analizę krytyczną lub mogło służyć nauczeniu cytowanej treści. Należy również pamiętać, iż zgodnie z art. 34 pr. aut. istotną przesłanką dopuszczalności cytatu jest także wymienienie imienia i nazwiska twórcy oraz źródła, z którego wykorzystywany cytat pochodzi.

Odchodząc już od nudnej, acz koniecznej analizy przepisu, warto spojrzeć na całe zagadnienie szerzej. Zdarzały się już w Polsce wyroki, w których sędziowie orzekali, że krótkie zdania czy frazy nie podlegają prawu autorskiemu – trudno przypisać im status utworu, a co za tym idzie objąć ustawową ochroną. Za przykład niech posłuży słynna kwestia Jerzego Stuhra wypowiedziana w „Seksmisji”. Wyrokiem z dnia 05.03.2004 r. (I ACa 35/04) Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że słowa „Ciemność widzę ciemność” nie mogą być uznane za utwór. Sprawa dotyczyła wykorzystania przedmiotowego cytatu do reklamy rozgłośni RMF FM. Reżyser filmu, Juliusz Machulski, występujący w postępowaniu w charakterze powoda domagał się odszkodowania w wysokości 150 tys. zł. Sąd powództwo oddalił argumentując, że sporne słowa „nie noszą znamion tak indywidualnych i twórczych, by uznać je za samodzielny utwór chroniony prawami autorskimi. Te zbitki słów pojawiały się już wcześniej. Juliusz Machulski nic nowego nie wymyślił”. Wyrok jak na tamte czasy był precedensowy i utorował nowe drogi myślenia o dozwolonym użytku i prawie cytatu.

Paweł Kowalewicz

Artykuł powstał we współpracy z prowadzonym przez www.legalnakultura.pl projektem Wiedza Księgarza.