Pięć ustaw zasadniczych, trzy akty przejściowe i przynajmniej dwa narzucone przez obce mocarstwa. Konstytucje dzieliły niełatwy los całego kraju. Trudno je też kojarzyć ze stabilnością czy lepszym rozwojem Polski. Czy to jednak wina ustrojodawców i tworzonego przez nich prawa? Z pewnością w dużym stopniu nie.
Przewrotnie można napisać, że historia polskich konstytucji wcale nie zaczyna się 3 maja 1791 r. (akt uchwalony przez Sejm Wielki). Tak naprawdę stało się to 218 lat wcześniej. To wtedy pojawiły się artykuły henrykowskie, które określiły ustrój Rzeczypospolitej jako monarchię elekcyjną. Aż do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. aktów o randze ustaw zasadniczych było co najmniej kilka, na treść większości wpływ miały inne mocarstwa. Dopiero mała konstytucja była od tego wolna. Co nie znaczy, że o jej zapisy nie toczyła się zażarta walka.

Konstytucja marcowa

11 listopada 1918 r. Polska odzyskała niepodległość i rozpoczęły się prace nad nową konstytucją, które tym razem nie napotykały większych problemów z naciskami obcych mocarstw. Problemem okazali się sami Polacy. W Sejmie Ustawodawczym uwidocznił się konflikt między zwolennikami Józefa Piłsudskiego a Związkiem Ludowo-Narodowym (endecją), który chciał, aby w okresie przejściowym państwem zarządzał marszałek Wojciech Trąmpczyński. Wygrała kompromisowa koncepcja posła PSL „Piast” Franciszka Bardla, która z jednej strony zagwarantowała Józefowi Piłsudskiemu przejściową władzę jako Naczelnikowi Państwa, a z drugiej miał on odpowiadać przed parlamentem, który określono jako najwyższą władzę w państwie. Pierwsza polska mała konstytucja z 20 lutego 1919 r. była bardzo lakoniczna, bo ograniczała się do 5 artykułów. Zakładano, że będzie obowiązywać krótko, ale przetrwała dwa lata. Dopiero w marcu 1921 r. uchwalono wreszcie długo oczekiwaną konstytucję. Nowa ustawa zasadnicza liczyła 126 artykułów i oparto ją na wzorcach francuskiej III Republiki z 1875 r. Polska została republiką parlamentarno-gabinetową, w której zniesiono dotychczasowe przywileje stanowe i wprowadzano trójpodział władzy (choć w praktyce to dwuizbowy parlament był w najlepszej z nich pozycji, np. jako Zgromadzenie Narodowe wybierał prezydenta). Treść nowej ustawy zasadniczej nie podobała się w praktyce nikomu. Padł m.in. pomysł takiej zmiany konstytucyjnych zasad prawa wyborczego (w ślad za tym ordynacji wyborczej), aby ograniczyć rolę mniejszości narodowych. Konflikt polityczny był permanentny, zginął pierwszy wybrany prezydent, upadały rządy, a pozostający (przynajmniej pozornie) w cieniu marszałek Piłsudski mówił wręcz o „sejmokracji”. Pod hasłem jej ukrócenia przeprowadził w 1926 r. zamach majowy, a konstytucja została w sierpniu znowelizowana, aby wzmocnić rolę prezydenta (mógł rozwiązać parlament i wydawać rozporządzenia z mocą ustawy). Nowela sierpniowa i wygrana obozu piłsudczykowskiego przyniosła jedynie pozorną stabilizację. W kuluarach padł pomysł uchwalenia nowej konstytucji, która gwarantowałaby Marszałkowi odpowiednią pozycję.

Konstytucja kwietniowa

Słowo stało się ciałem 23 kwietnia 1935 r. wraz z autorytarną konstytucją kwietniową. Zmieniła ona w dotychczasowym ustroju w praktyce wszystko, skoro najwyższym dobrem zostało państwo, a nie jak poprzednio naród. To dobro państwa gromadzącego wszystkich obywateli (ukłon w stronę mniejszości narodowych) realizować miał prezydent. Zgodnie z art. 2 nowej ustawy zasadniczej miał on odpowiadać jedynie przez Bogiem i historią. Otrzymał też prerogatywy niewymagające rządowej kontrasygnaty. Mógł mianować premiera, ministrów, zwoływać i rozwiązywać Sejm i Senat oraz np. wskazywać swojego następcę na czas wojny. Choć konstytucja szczególnie po śmierci Józefa Piłsudskiego doprowadziła do tzw. rządów pułkowników i powiązanej z nimi niestabilności, to prawo do wskazania następcy na czas wojny stało się podstawą prawną istnienia rządu na emigracji w czasie II wojny światowej. Nawet politycy tak dalecy od obozu sanacyjnego jak gen. Sikorski powoływali się tym samym na ustawę zasadniczą z 1935 r. jako źródło legitymizacji własnej władzy. Prawdziwi nowi władcy Polski musieli znaleźć na to inny pomysł.
dr hab. Robert Jastrzębski, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego / Dziennik Gazeta Prawna

Komunistyczna stabilność

W okresie przejmowania władzy (1944–1947) intencje Polskiej Partii Robotniczej można było odczytać w ogłoszonym 22 lipca 1944 r. Manifeście Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego oraz określanej czasem jako „mała konstytucja okresu lubelskiego” ustawie z 11 września 1944 r. o organizacji i zakresie działania rad narodowych (nowość w polskim ustroju, przejęta ze wzorców sowieckich). Z jednej strony komuniści deklarowali poszanowanie podstawowych założeń konstytucji marcowej (których nigdzie nie definiowali, a więc nie było wiadomo, czy jest wśród nich np. prawo własności indywidualnej), a z drugiej strony wprowadzali rozwiązania oparte na tych wypracowanych przez ZSRR. W tym kierunku poszła także treść małej konstytucji uchwalonej 19 lutego 1947 r. przez pierwszy Sejm Ustawodawczy okresu powojennego. O ile ciągle deklarowano poszanowanie dla konstytucji marcowej, o tyle usankcjonowano już rozwiązania wypracowane w okresie lubelskim (rady narodowe czy Rada Państwa, która przejęła część obszernych kompetencji Prezydium Krajowej Rady Narodowej). Żadnych złudzeń co do kierunku, w którym zmierza kraj, nie zostawia lektura Konstytucji PRL z 22 lipca 1952 r. Polska została określona jako republika „ludu pracującego”, w której rolę prezydenta przejęła kolegialna Rada Państwa. Sama konstytucja oparta została na wzorcach radzieckich (to Stalin nanosił poprawki do jej treści) i ukrywała to, co najważniejsze, tj. że najważniejszą „polską” władzą nie jest żaden z zapisanych w niej organów, tylko Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Przewodnią rolę partii wprowadzono do ustawy zasadniczej dopiero w 1976 r. przy okazji ostatniej z dwudziestu kilku jej nowelizacji. Konstytucja PRL paradoksalnie, dzięki swojej fasadowości i oparciu na sojuszu z ZSRR, przetrwała najdłużej i odeszła w niepamięć dopiero w okresie transformacji ustrojowej (proces trwał stopniowo od 1989 r. do 1992 r.)

III Rzeczpospolita

Ostatecznym zerwaniem z okresem PRL okazała się mała konstytucja z 17 października 1992 r. (choć co ciekawe, mimo formalnego uchylenia nadal obowiązywała część przepisów Konstytucji PRL). Jak wskazywał Ryszard Chruściak, nowy akt prawny był bardzo obszerny i w 78 artykułach dość kompleksowo regulował ustrój III Rzeczypospolitej (poza prawami i wolnościami obywatelskimi). Mała konstytucja na skutek ówczesnych konfliktów politycznych była trzykrotnie nowelizowana, aby np. ograniczyć prezydenckie kompetencje do rozwiązania parlamentu. Większość jej postanowień znalazła odzwierciedlenie w aktualnej konstytucji z 17 października 1997 r. Ta zawierająca aż 243 artykuły, mimo dość dużej krytyki (np. za niewielką rolę ustrojową prezydenta RP), okazuje się do tej pory najbardziej stabilna.

Pechowe, ale konieczne

Każda z polskich konstytucji (nawet te „małe”) natrafiała więc na problemy, a ich los pieczętowały albo interwencje sąsiednich mocarstw, albo konflikty wewnątrz kraju. Jednocześnie nikt nie wyobraża sobie państwa bez konstytucji, za każdym upadkiem ustawy zasadniczej kryła się albo chęć opracowania nowej według własnego wzorca, albo pokusa narzucenia nowej przez państwo ościenne. Ustawy zasadnicze w naszym kraju są więc niezbędne, ale dość pechowe.

TRZY PYTANIA

Sama konstytucja nie wyleczy bolączek państwa

Tygodnik DGP z 5 października 2018 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Po co Polsce konstytucja? Czy ustawy zasadnicze gwarantują stabilność państwa?
Współcześnie pojęcie konstytucji stanowi synonim ustawy zasadniczej, która określa ustrój państwa. Rola konstytucji polega w zasadzie na określeniu zasad ustrojowych danego organizmu państwowego. W państwie polskim geneza ustawy zasadniczej sięga czasów I Rzeczypospolitej, czyli dotyczy artykułów henrykowskich z 1573 r., praw kardynalnych oraz Konstytucji 3 maja z 1791 r. W XX w., pomijając okres zaborów (w szczególności konstytucję Księstwa Warszawskiego z 1807 r. oraz Królestwa Polskiego z 1815 r.), polskie ustawy zasadnicze były wydawane w latach 1921, 1935, 1952 oraz 1997. Co istotne, były one wynikiem ówczesnych stosunków polityczno-społeczno-gospodarczych i, co za tym idzie, ówczesne elity polityczne uważały za konieczne określenie przyszłych zasad ustrojowych państwa polskiego. Warto zaznaczyć, że polskie konstytucje, w porównaniu z obecnie obowiązującą z 2 kwietnia 1997 r., nie stanowiły obszernej regulacji i, co za tym idzie – kolokwialnie rzecz ujmując – nie były przeładowane treścią, co w pewnym sensie było ich cechą pozytywną. Oczywiście nie powodowało to, że w okresie ich obowiązywania nie było konfliktów polityczno-ustrojowych.
Może wystarczy sama mała konstytucja podobna do tej z 1992 r.?
Termin „małe konstytucje” w polskiej tradycji ustrojowej, dotyczy sui generis ustaw zasadniczych okresów przejściowych. Stanowiły one niejako etap po zmianie ustroju, czyli obowiązywały ad interim do uchwalenia konstytucji z 1921, 1952 oraz 1997 r. Były to odpowiednio małe konstytucje z lat 1919, 1947 i 1992. W dłuższej perspektywie ustrój powinien być oparty na klasycznej ustawie zasadniczej.
Jak szczegółowa powinna być dobra konstytucja?
Konstytucja, czego jestem zwolennikiem, powinna określać co najwyżej podstawowe zasady ustrojowe państwa. Współczesne przeładowanie treścią konstytucji, w szczególności obowiązującej od 1997 r., wynika głównie z błędnego przeświadczenia jej twórców, że wszystko można sprecyzować albo lepiej ,,doprecyzować”, co już samo w sobie nie jest logiczne. Ustawa zasadnicza powinna pozostawiać tzw. luzy ustrojowe, które jednak nie powinny być zbyt daleko posunięte, zwłaszcza w sferze praw obywatelskich. Ustawodawstwo zwykłe powinno natomiast normować kwestie szczegółowe, o ile są one konieczne do regulacji. Konflikty ustrojowe, zarówno pod rządami prowizorycznych ustaw zasadniczych, w polskiej tradycji ustrojowej określanych mianem małych konstytucji, jak i całościowych konstytucji, były, są i będą. W praktyce jednak ich natężenie zależy w dużej mierze od kultury prawnoustrojowej elit politycznych, na co nie ma wpływu żaden, nawet najbardziej ,,światły” i racjonalny ustrojodawca mimo najlepszych jego chęci. Po prostu wszystko determinują praktyka oraz przyjęte uzusy ustrojowe. Zresztą, o czym często nie pamięta współczesny ustawodawca, w tym twórcy ustaw zasadniczych, nie wszystko jest możliwe do unormowania. Dlatego należy pamiętać, że ustawa zasadnicza powinna zawierać podstawowe zasady ustrojowe państwa, które są zrozumiałe dla przeciętnego jej obywatela, a nawet najlepsza konstytucja nie jest w stanie zażegnać konfliktów politycznych.