Na sędziowskich stołach zaczynają pojawiać się identyfikatory z personaliami członków składu. To skutek obowiązujących od połowy sierpnia nowych przepisów.
Wymóg ustawiania w widocznym miejscu tabliczek z imieniem, nazwiskiem i funkcją (sędzia, ławnik, asesor sądowy) wprowadził par. 65 ust. 2 znowelizowanego regulaminu urzędowania sądów powszechnych, który wszedł w życie 13 sierpnia tego roku (Dz.U. z 2018 r. poz. 1489). Cel? Ułatwienia dla stron, uczestników postępowania, a także zgromadzonej publiczności. „Przy braku identyfikatorów, jeśli w składzie ławniczym ławnik zadaje pytanie, pozostaje anonimowy. To samo dotyczy składu trzech sędziów. Wprowadzenie identyfikatorów stanowi więc nie tylko ułatwienie dla osób biorących udział w rozprawie, lecz także sprzyja transparentności postępowania” – czytamy w odpowiedzi Biura Komunikacji i Promocji Ministerstwa Sprawiedliwości na nasze pytania.
Dziennik Gazeta Prawna

Wiadomo, gdzie kto siedzi

Prawnicy w ocenie nowego rozwiązania są podzieleni. Jego sensu nie dostrzega sędzia Grzegorz Chmiel z Sądu Okręgowego w Warszawie. – Z całą pewnością tabliczki nie wpłyną ani na szybkość postępowania, ani na orzekanie. Mówi się o zwiększaniu transparentności, ale co to w praktyce oznacza? Sąd nie jest kapturowy – nazwiska sędziów są jawne na wokandzie, na wyroku i w protokole – wylicza. – Owszem, ludzie mają prawo wiedzieć, kto jest kim na rozprawie. Ale do czego potrzebna im ta wiedza? Czy przypadki, w których strona chce złożyć skargę na konkretnego sędziego, ale nie zna jego nazwiska, są naprawdę tak częste, by uzasadniać zmianę i jej koszty? – pyta retorycznie sędzia Chmiel. Wskazuje też, że wystarczy zapamiętać, po której stronie siedział dany uczestnik składu orzekającego. Usadzenie nie jest bowiem przypadkowe, a wynika z regulaminu.
W sądach niższych szczebli występują zwykle składy jednoosobowe (wtedy nazwisko sędziego jest na wokandzie) albo trzyosobowe. W tym drugim przypadku można zidentyfikować osoby za stołem także dzięki wokandzie, na której znajduje się informacja, kto jest przewodniczącym (siedzi po środku), a kto sprawozdawcą (referuje sprawę, uzasadnia wyrok). Drogą eliminacji można więc zidentyfikować trzeciego członka składu.
– W trakcie rozprawy uczestnicy często już nie pamiętają nazwisk z wokandy – ripostuje MS.

Niepotrzebny wydatek

Bez wielkiego entuzjazmu do zmiany podchodzi Mariusz Królikowski, sędzia Sądu Okręgowego w Płocku. – Nie jest ona szczególnie istotna. Nie wstydzę się swojego nazwiska, i nie mam nic przeciw temu, żeby koło mnie na stole stała tabliczka. Nie jestem tylko pewien, czy to jest najpilniejszy wydatek w polskich sądach, choć pewnie nie będzie to duża kwota – argumentuje sędzia Królikowski.
Ministerstwo Sprawiedliwości nie przeprowadzało dokładnego szacunku kosztów wprowadzenia identyfikatorów (szczegółowy opis wymogów podstawek: patrz grafika) uznając, że będzie on znikomy. Jak poinformowało nas z kolei biuro prasowe Sądu Okręgowego we Wrocławiu, zaraz po wejściu w życie nowych przepisów zamówiono tabliczki, które powinny dotrzeć w tym tygodniu. Za zakupy dla czterech jednostek (sądy we Wrocławiu, Wołowie, Miliczu i Strzelinie) trzeba będzie wydać nieco ponad 4 tys. zł.
– Moim zdaniem to kolejny mało potrzebny gadżet skopiowany z amerykańskich filmów, w dodatku nieudolnie, bo tam są ładne mosiężne tabliczki, a u nas będą plastikowe – podkreśla sędzia Grzegorz Chmiel. I wylicza inne przykłady takich gadżetów: birety, młotki czy ekrany do wyświetlania wokandy.
Z kolei Mariusz Królikowski zwraca uwagę na praktyczne problemy ze stosowaniem tabliczek. – Te dla ławników czasem trzeba będzie zmieniać nawet kilka razy dziennie, co przysporzy zajęć pracownikom sekretariatu. W mniejszych salach, z niewielkimi stołami, może być kłopot, by zmieścić tabliczkę koło komputera i teczek z aktami. Z kolei w salach większych może ona być zwyczajnie niewidoczna z daleka – prognozuje.

Ułatwienia dla stron

– Na pewno ta zmiana da większe rozeznanie publiczności. Pomoże też stronom, które rzadko bywają w sądzie – uważa radca prawny Ewa Gryc-Zerych z kancelarii Venagrup.
Zdaniem Bartosza Pilitowskiego, prezesa zarządu Fundacji Court Watch, nowe rozwiązanie w dłuższej perspektywie może przyczynić się do poprawy społecznego wizerunku sądownictwa.
– Myślę, że identyfikatory wpłyną na sposób prowadzenia rozpraw. Sędzia przestanie czuć się anonimowy, będzie zawsze występował pod nazwiskiem. Z drugiej strony obywatel będzie wiedział, z kim rozmawia, co poprawi komunikację – uważa Pilitowski.
W Sądzie Najwyższym tabliczki z nazwiskami sędziów są stosowane od wielu lat.
– Jest to o tyle ważne, że przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski, często będący po raz pierwszy w Sądzie Najwyższym, nawet adwokaci i radcowie prawni nie znają wszystkich sędziów SN. Ponadto składy są czasami liczne i dobrze wiedzieć, kto jest kim. To jest też bardziej eleganckie – w krajach anglosaskich wprost mówi się, jaki sędzia wydał dany wyrok – mówi Katarzyna Gonera, sędzia SN.