- Ustawa przyjęta przez Sejm jest stricte cywilistyczna, a więc jej przygotowanie było wyłączną domeną Ministerstwa Sprawiedliwości. Tymczasem rynek obrotu wierzytelnościami obejmuje nie tylko banki czy towarzystwa ubezpieczeniowe, ale także różnego rodzaju fundusze sekurytyzacyjne czy przedsiębiorstwa windykacyjne - mówi w rozmowie z DGP Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.



Sejm przyjął nowelizację kodeksu cywilnego, która przewiduje m.in. skrócenie podstawowego okresu przedawnienia roszczeń z 10 do 6 lat i badanie tej kwestii z urzędu, a nie na zarzut. Dlaczego zrezygnowano z pierwotnego pomysłu, by sąd badał przedawnienie we wszystkich sprawach, a ograniczono to tylko do spraw przeciwko konsumentom?
W naszym ustawodawstwie, ale także tym, które obowiązuje szerzej, na terenie Unii Europejskiej, stawia się inne wymagania i inne obostrzenia wobec konsumentów (co do zasady będących słabszą stroną stosunku zobowiązaniowego), a inne wobec przedsiębiorców. Uznaliśmy, że formuła badania przedawnienia – czy z urzędu, czy na zarzut – również powinna być różnicowana pod tym kątem. Od przedsiębiorcy zawsze możemy wymagać więcej. Zarówno na niwie prawa materialnego, że wspomnę choćby art. 355 par. 2 kodeksu cywilnego, który nakazuje określać należytą staranność dłużnika w zakresie prowadzonej przez niego działalności gospodarczej poprzez pryzmat zawodowego charakteru tej działalności, jak i na gruncie proceduralnym. Zatem zachowujemy pewną spójność systemową: z obecnie obowiązującymi przepisami i planowanymi. Przygotowaliśmy przecież projekt nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, który przywraca postępowanie gospodarcze, gdzie również wymagania wobec stron będących przedsiębiorcami są znacząco inne niż wobec podmiotów nieprofesjonalnych. Tradycyjnie również odmiennie traktuje się strony, które występują przed sądem samodzielnie, i te, które zapewniły sobie pomoc adwokata czy radcy prawnego – od tych ostatnich wymagamy więcej. Od konsumentów niekoniecznie.
Czy są plany kompleksowego uregulowania rynku usług windykacyjnych?
Oczywiście pytanie, czy nie należy w jakiś sposób uregulować działalności przedsiębiorstw windykacyjnych, jest kwestią otwartą. Owszem, zarówno na podstawie doniesień medialnych, jak i sygnałów z sądów wiemy o różnego rodzaju nieprawidłowościach, a czasami wręcz patologiach. O ile w obszarze egzekucji komorniczej wprowadzamy rozwiązania eliminujące niepożądane, czasami naganne zjawiska (nowa ustawa o komornikach oraz ustawa o kosztach komorniczych zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2019 r. – przyp. red.), o tyle ten pozasądowy aspekt dochodzenia długów jest obszarem, który wymaga ingerencji. Nie wszystko da się regulować normami prawa karnego.
Czyli rozumiem, że postawienie tamy w egzekwowaniu przedawnionych należności to dopiero początek drogi?
Ustawa przyjęta przez Sejm jest stricte cywilistyczna, a więc jej przygotowanie było wyłączną domeną Ministerstwa Sprawiedliwości. Tymczasem rynek obrotu wierzytelnościami obejmuje nie tylko banki czy towarzystwa ubezpieczeniowe, ale także różnego rodzaju fundusze sekurytyzacyjne czy przedsiębiorstwa windykacyjne. W przypadku tych ostatnich bariera wejścia na rynek jest praktycznie żadna. Każdy może sobie założyć jednoosobową działalność czy też spółkę, która się będzie zajmować windykacją. Także człowiek, który wczoraj wyszedł z zakładu karnego, gdzie odsiadywał wyrok np. za wymuszenia. Zdajemy sobie z tego sprawę i zastanawiamy się, w jaki sposób na ten problem zareagować. Choć na tym etapie nie ma jeszcze ani decyzji politycznej, ani tym bardziej projektu.