Miejskim włodarzom nie podoba się pomysł PiS, by tworzenie funduszy na realizację pomysłów mieszkańców było obowiązkowe. Część miast musiałaby też zwiększyć ilość pieniędzy przeznaczanych co roku na ten cel. Dlatego lokalne władze mają już swoje propozycje poprawek w projekcie ustawy



Obowiązkowe budżety obywatelskie we wszystkich miastach na prawach powiatu i ich wysokość stanowiąca co najmniej 0,5 proc. wykonanych wydatków budżetowych gminy w roku poprzedzającym – to nowy pomysł PiS. Politycy partii próbują go przeforsować w poselskim projekcie ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych (druk sejmowy nr 2001).
Ten sam projekt zakłada też m.in. wprowadzenie nowej ordynacji wyborczej czy sposób działania samorządowych rad. Wszystko wskazuje na to, że już w czwartek tymi propozycjami zajmie się Sejm i skieruje je do dalszych prac w komisjach.
Kto będzie dopłacał
Jak sprawdziliśmy, praktycznie wszystkie z 66 miast na prawach powiatu (czyli de facto największe jednostki miejskie w kraju, włącznie ze stolicami województw) mają już własne budżety obywatelskie, niektóre z nich nawet od kilku lat. Dzięki tym rozwiązaniom mieszkańcy mogą zgłaszać swoje pomysły inwestycyjne, a decyzje podejmowane są zazwyczaj w drodze internetowego głosowania na poszczególne projekty.
Ile miasta przeznaczają na budżety obywatelskie / Dziennik Gazeta Prawna
Dużo więcej obaw budziło odgórne określenie przez PiS minimalnej wysokości budżetów obywatelskich. Politycy przekonują nas, że warunek co najmniej 0,5 proc. wydatków poniesionych w roku poprzedzającym odpowiada mniej więcej temu, ile już dziś wydają samorządy miejskie na ten cel. Postanowiliśmy zweryfikować te zapewnienia. Okazało się, że jest z tym różnie.
I tak np. władzom Katowic wymóg stawiany przez PiS nie robi większej różnicy. – W tym roku pula naszego budżetu obywatelskiego wynosiła 24,5 mln zł. Tym samym jest to największy w Polsce budżet per capita wśród miast wojewódzkich. Jednocześnie kwota ta stanowi ponad 1 proc. rocznego budżetu miasta (poziom wydatków budżetowych w 2017 r. ok. 2 mld zł – red.) – mówi nam Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Zmiany nie będą też konieczne w przypadku Gdańska, który sam z siebie podniósł planowane wydatki. – W tym roku kwota budżetu obywatelskiego wynosiła 14 mln zł, co stanowi 0,49 proc. w stosunku do planowanych wydatków Gdańska na 2017 r. W 2018 r. wyniesie 18 mln zł, co stanowić będzie już ok. 0,63 proc. w stosunku do wydatków w 2017 r. – mówi Dariusz Wołodźko z gdańskiego magistratu.
Toruń na swój budżet partycypacyjny wyda w tym roku aż 6 proc. dochodów własnych gminy, czyli ponad 7 mln zł. Przy czym nawet odniesienie wysokości budżetu obywatelskiego do strony wydatkowej nie spowoduje w mieście żadnych perturbacji.
– Proponowane 0,5 proc. wydatków to w przypadku Torunia nieco ponad 5 mln zł. Przeznaczamy więc większą kwotę niż wskazanie zawarte w projekcie ustawy i nie będziemy jej obniżać – zapewnia Anna Kulbicka-Tondel, rzeczniczka prezydenta miasta.
Są jednak miasta, gdzie trzeba będzie pieniędzy dołożyć.
– Wysokość budżetu partycypacyjnego na 2019 r. w Warszawie to 64,7 mln zł. Jest to 0,4 proc. prognozowanego budżetu miasta na rok 2018. Co oznacza, że stolica, aby spełnić wymóg ustawy, musiałaby zwiększyć tę kwotę do prawie 80 mln zł – wylicza Justyna Piwko ze stołecznego ratusza.
Pulę środków musiałby zwiększyć także Olsztyn.
– W V edycji budżetu obywatelskiego wysokość budżetu określono na poziomie 3,7 mln zł, co stanowi nieco ponad 0,3 proc. budżetu miasta. W przypadku przyjęcia projektu ustawy należałoby zwiększyć poziom budżetu obywatelskiego o ponad 2 mln zł – przyznaje Patryk Pulikowski z urzędu miasta.
„Nie” dla obowiązku
Tak więc propozycja PiS raczej nie zrujnuje miejskich budżetów. Ale sprzeciw budzi sama idea obowiązkowości.
– Zmiana powinna sprowadzać się do wprowadzenia możliwości uruchomienia budżetu obywatelskiego w gminie i wskazania jego definicji. Jego nazwa, wielkość i kształt powinny być regulowane na poziomie lokalnym – sugeruje Piotr Choroś, dyrektor Biura Partycypacji Społecznej w lubelskim urzędzie miasta.
Podobnego zdania jest Bartłomiej Świerczewski z wrocławskiego magistratu.
– Cały proces opiera się głównie na umowie społecznej. Brak sztywnych ram prawnych powoduje, że jesteśmy w stanie lepiej go profilować – mówi.
Zdaniem części samorządów to rada miasta powinna określać zasady wyboru projektów (projekt PiS uznaje tylko głosowanie mieszkańców jako dopuszczalną formę) czy zasady zgłaszania projektów (PiS chce, by liczba wymaganych przez radę podpisów poparcia pod składanym projektem nie mogła być większa niż 0,1 proc. mieszkańców terenu objętego pulą budżetu obywatelskiego, w którym zgłaszany jest dany projekt).
Jak nastawienie samorządów komentują działacze PiS?
– Być może wśród władz lokalnych istnieje jakaś doza nieufności, że wkraczamy ustawą w kompetencje samorządu. Ale jest wprost przeciwnie, chcemy po prostu zagwarantować budżety partycypacyjne obywatelom oraz stworzyć możliwość do jeszcze większego zainteresowania ich tym narzędziem – tłumaczy poseł Szymon Szynkowski vel Sęk.
Zdaniem polityków partii rządzącej obecnie budżet obywatelski funkcjonuje w wielu miejscach „trochę pozaprawnie”, tzn. na podstawie umowy społecznej. A to powoduje, że gmina może się z tego mechanizmu dość łatwo wycofać lub przeznaczyć pieniądze na cele nie do końca zgodne z ich ideą.
Na razie partia chce wprowadzić obligatoryjność budżetów partycypacyjnych tylko w miastach na prawach powiatu, ale być może w projekcie ustawy pojawi się jeszcze zalecenie, by w miarę możliwości stosować podobny mechanizm także w pozostałych gminach.