Jeśli oprzeć się na danych zawartych w ustawie, można przyjąć, że czteroosobowa rodzina rocznie dopłaci za wodę ok. 100 zł – twierdzi Łukasz Czopik, prezes GPW SA, spółki zaopatrującej w wodę 3,5 mln mieszkańców.
Alarmują państwo, że skutkiem przyjętego przez parlament nowego prawa wodnego będą podwyżki za wodę. Rząd przekonuje, że drożyzny nie będzie.
Wysokie stawki pozostały. Jedyną nadzieją jest projektowane rozporządzenie ministra środowiska, które będzie ten cennik uszczegóławiać. Według ostatnich deklaracji ministerstwa, dzięki zwróceniu uwagi na potencjalne skutki nowego prawa wodnego, to rozporządzenie ma łagodzić cennik ustawowy. Czy tak się stanie, przekonamy się wkrótce. W ciągu kilku najbliższych tygodni ministerstwo środowiska wyda ten akt prawny. Mamy nadzieję, że nie będzie on powielał stawek z ustawy. Te są dziesięciokrotnie większe niż dotychczasowe opłaty środowiskowe, które płacimy za pobór wody z rzek i jezior.
Senat wprowadził poprawki, które miały na celu usztywnienie taryf na 2018 i 2019 rok. Czy to niewystarczająca gwarancja, że podwyżek nie będzie?
Mówienie o tym, że nie podrożeje chleb, gdy zwiększa się cenę mąki, jest absurdalne. Ustawa – Prawo wodne z jednej strony dziesięciokrotnie podnosi opłaty środowiskowe, z drugiej – próbuje się zaklinać rzeczywistość formalnym zakazem zmiany ceny produktu końcowego. Ktoś będzie musiał pokryć różnicę w cenie. Obawiam się, niestety, że jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, luka zostanie pokryta przez mieszkańców.
Załóżmy, że podwyżki będą, kogo dotkną w pierwszej kolejności?
W woj. śląskim podwyżki dotkną praktycznie wszystkich. Począwszy od naszego przedsiębiorstwa, które jest hurtowym dostawcą wody, poprzez przedsiębiorstwa miejskie, które z tej wody korzystają. Dotyczyć to będzie również mieszkańców, u których w kranach płynie przecież ta sama woda. Cały ten łańcuch dostawców i odbiorców zostanie obciążony podwyższonymi opłatami. Jeśli oprzeć się na danych zawartych w samej ustawie przyjętej przez parlament, można przyjąć, że czteroosobowa rodzina rocznie za wodę dopłaci ok. 100 zł.
Resort środowiska szykuje bat na spółki wodociągowe, by nie wykorzystywały nowego prawa jako pretekstu do podwyżek. Od 2018 r. dopilnować ma to krajowy regulator. Czyli państwo podniosą ceny, a chwilę później odwiedzi was urzędnik, który nakaże obniżyć stawki.
Krajowego regulatora specjalnie się nie obawiam, ze względu na to, że jeśli będzie on działał analogicznie np. do Urzędu Regulacji Energetyki, to taryfy będą sprawdzane pod kątem poprawności rachunku ekonomicznego. A my ten rachunek mamy przecież transparentny. Nasze sprawozdania, w tym również ponoszone koszty, regularnie publikujemy. W związku z tym nie mamy niczego do ukrycia. Jeśli zostaniemy poddani takiej weryfikacji, obawiam się, że część tych wiadomości, które teraz publikuje resort środowiska, okaże się boleśnie nieprawdziwa.
Załóżmy, że urzędnicy będą innego zdania i każą państwu stawki obniżyć. Co wtedy?
Jeśli będzie to sprzeczne z kodeksem spółek handlowych, ustawą o rachunkowości i prostym rachunkiem kosztów, wówczas nie będziemy mieli innego wyjścia jak walczyć o prawa mieszkańców i spółki na drodze sądowej. Myślę jednak, że groźba, iż regulator krajowy nakaże w sposób wzięty z sufitu obniżyć ceny, bez analizy rachunku ekonomicznego, jest mało prawdopodobna. Wierzę, że podstawowe prawa matematyki nas obronią.
Czy w takim razie zmiany w prawie wodnym są potrzebne i słuszne?
Polska jest jednym z ostatnich krajów, które wdrażają ramową dyrektywę wodną. Bezwzględnie więc musimy implementować prawo unijne do naszego porządku prawnego. Ale róbmy to rozsądnie. Uczmy się od tych, którzy zrobili to dawno temu. Nasi sąsiedzi – Czesi, Słowacy, Niemcy, a nawet Austriacy czy Włosi już dawno wdrożyli założenia dyrektywy wodnej, ale żadne z tych państw nie zrobiło tego w sposób bezrefleksyjny, wprowadzając dodatkowe obciążenia podatkowe dla obywateli. Tam stało się to w sposób zrównoważony, przy zachowaniu interesu mieszkańców i przedsiębiorstw wodnych. Stąd moja obawa, że pod płaszczykiem regulacji unijnych w Polsce wprowadza się nowe daniny. A to może skutkować tym, że tańsza woda z Czech i Niemiec „zaleje” wszystkie sąsiadujące z nimi polskie obszary. Już teraz na Śląsku są miasta, które importują wodę z Czech. W momencie, gdy wprowadzimy dodatkowe ciężary do ceny naszej, krajowej wody, ten proceder może przybrać skalę masową.