W złożonym projekcie ustawy orzekających ma każdorazowo wyznaczać wybrany przez ministra prezes. „Sprawy są przydzielane sędziom i asesorom sądowym losowo”. To jeden z kluczowych fragmentów uchwalonej w zeszłym tygodniu ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych.
Jak przekonywali w środę poseł Stanisław Piotrowicz i wiceministrowie sprawiedliwości Michał Wójcik oraz Patryk Jaki, tylko losowy przydział spraw gwarantuje transparentność. Nie zdarzą się sytuacje, gdy przewodniczący wydziału wyznaczy z pozamerytorycznych przyczyn konkretnego sędziego do danej sprawy.
„Przydziału spraw i wyznaczenia składu orzekającego dokonuje prezes Sądu Najwyższego kierujący pracą właściwej izby”. Tak z kolei stanowi art. 62 projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który posłowie PiS złożyli we środę do laski marszałkowskiej. Ci sami parlamentarzyści jednego dnia raz uważali, że niezbędne jest losowanie, a po kilku godzinach stwierdzili, że przydzielać sędziów do spraw powinni prezesi izb. Których – dopóki nie powoła ich prezydent – wyznaczy w minister sprawiedliwości.
Skąd taka różnica zdań? – Nie możemy porównywać sądu powszechnego z Sądem Najwyższym. Do tego drugiego trafia mniej spraw, sędziowie są wyspecjalizowani w konkretnych dziedzinach. Prezesi powinni więc korzystać z ich szczególnej wiedzy – tłumaczy adwokat Andrzej Matusiewicz, poseł PiS, reprezentant wnioskodawców.
Jego zdaniem wprowadzenie wymogu losowania w sądach powszechnych wynika z niewłaściwych praktyk, gdy młodzi sędziowie byli tłamszeni przez „starą gwardię”.
– Wielokrotnie zdarzało się, że młody sędzia był zarzucany skomplikowanymi sprawami, którymi nikt się nie chciał zajmować. Pracował za trzy osoby. A niektórzy sędziowie mieli dużo luzu. W Sądzie Najwyższym też jest wiele problemów, ale nie ten – wyjaśnia Matusiewicz.
Zdaniem zarówno ekspertów, jak i samych sędziów SN tak odmienna regulacja – wynikająca najprawdopodobniej z tego, że wpływ na wybór przewodniczących wydziałów politycy mają ograniczony, zaś na wybór sędziów SN będą mieli całkowity – pokazuje zakłamanie parlamentarzystów. I jest niebezpieczna.
– Treść projektowanego art. 62 można postrzegać jako zagrożenie. Sprawia on wrażenie, jakby ktoś chciał, aby istniała możliwość przydzielania konkretnych spraw konkretnym sędziom – komentuje sędzia SN Michał Laskowski, rzecznik prasowy sądu. Zaznacza, że prezes SN po wejściu w życie nowej ustawy nadal będzie mógł przydzielać sprawy w transparentny sposób. Ale obawy istnieją.
– Trudne do zrozumienia jest, dlaczego zdaniem parlamentarzystów losowanie sędziów do spraw jest niezbędne – o czym przekonywali wielokrotnie w Sejmie oraz w mediach. Z kolei w przypadku Sądu Najwyższego jest zbędne i skład wyznaczać ma prezes SN kierujący pracą izby. Nie dostrzegam w tym logiki – wskazuje sędzia Laskowski.
Jak jest obecnie? Formalnie, o czym stanowi regulamin SN, przydział prowadzonych postępowań nie jest losowy. To m.in. dlatego, by w Izbie Pracy, Ubezpieczeń i Spraw Publicznych do danych zagadnień wyznaczani byli wysokiej klasy specjaliści. Do izby tej z jednej strony trafiają np. kwestie związane z prawem telekomunikacyjnym, a z drugiej – z prawem ubezpieczeń społecznych. Przy losowaniu mogłoby się zaś okazać, że choć orzeka trzech sędziów Sądu Najwyższego, to żaden nie jest fachowcem w materii danego postępowania.
Model quasi-losowy za to występuje w izbie karnej. Jest tam lista sędziów. Każdy z nich ma przydzielony numer. I otrzymują oni sprawy w kolejności ich wpływu. W efekcie nie ma mowy o tym, by wyznaczany był konkretny sędzia do danej sprawy.
Planowana zmiana nie jest więc duża. Obawy biorą się przede wszystkim stąd, że wyznaczać skład będą osoby, które same zostaną wyznaczone. Przez władzę wykonawczą, która wielokrotnie bywa jedną ze stron sporu przed Sądem Najwyższym.
– Ten przepis jest potrzebny władzy wykonawczej, bo nie jest tajemnicą, że nie ma ona kadr na wymianę całego składu SN. Chodzi o to, by powołanych zostało kilka, może kilkanaście osób. I właśnie im dawano kontrowersyjne sprawy – przekonuje jeden z sędziów SN.