Sześć lat walki. Tyle czasu potrzebowali sędziowie, by przekonać się, że udostępnianie obywatelom informacji publicznej buduje zaufanie i może być na rękę także instytucji.
„W Sądzie Najwyższym trwają obecnie prace nad projektem zarządzenia I prezesa (...) w sprawie wprowadzenia i zasad prowadzenia w SN centralnego rejestru umów” – informuje prof. Jacek Kosonoga, dyrektor Biura Studiów i Analiz SN w odpowiedzi na petycję Karola Breguły.
To zaś oznacza, że najprawdopodobniej już niebawem rejestr znajdzie się w Biuletynie Informacji Publicznej. Co z kolei zakończy wieloletnią batalię pomiędzy organizacjami społecznymi a SN o prawo do informacji.
Wieloletnie spory
– Sprawa nieudostępniania umów przez SN ciągnie się od 2011 r. Od tego czasu I prezes SN nadwerężył autorytet i zaufanie do wymiaru sprawiedliwości niedorzecznymi tezami o tym, że społeczeństwo nie ma prawa znać tych umów. Stanowisko to było utrzymywane przez lata, wzbudzając zdumienie. Tym większe, że takie dane nie tylko udostępniają, lecz także publikują np. rzecznik praw obywatelskich, Ministerstwo Cyfryzacji, Ministerstwo Energii i dziesiątki samorządów – podkreśla Karol Breguła.
Gdy zaś w 2013 r. Sieć Obywatelska Watchdog Polska zażądała stworzenia rejestru umów, których stroną jest SN, spotkała się z odmową.
„Trudno jest (...) podzielić przekonanie, jakoby funkcjonujące w Polsce prawo gwarantowało każdemu możliwość zapoznawania się z treścią wszystkich umów, których stronami są jednostki sektora finansów publicznych” – przekonywali sędziowie. Ich zdaniem – jak wówczas twierdzili – rozdział czwarty ustawy o finansach publicznych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1870 ze zm.) przedstawia rozwiązania, które mają służyć realizacji zasady jawności i przejrzystości. Nie określa jednak, że publicznie udostępniane powinny być dane obejmujące datę zawarcia umowy, jej strony, przedmiot, kwotę i treść kontraktu. Inaczej mówiąc, tworzą generalną podstawę do udostępniania informacji. Ale już o szczegółach zakresu przekazywanych informacji może decydować udostępniający.
Problem nie tylko sądów
Po latach prof. Małgorzata Gersdorf, I prezes SN, postanowiła jednak zrewidować politykę jawnościową sądu. Zaczęło się od udostępnienia informacji o wydatkach z kart służbowych przysługujących pracownikom SN i sędziom. Nastąpiło to po tekście w DGP, który odbił się głośnym echem i był komentowany m.in. przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Apelował on do prof. Gersdorf o większą transparentność („Bezprawie w Sądzie Najwyższym”, DGP nr 27/2017, oraz „Plastikowe rozgrzeszenie”, DGP nr 30/2017).
Teraz SN przygotowuje się do stworzenia rejestru umów.
„Zgodnie z projektowanym zarządzeniem rejestr ma obejmować informacje o wszystkich umowach, których stroną jest Sąd Najwyższy (...), zawartych w formie pisemnej, z którymi wiążą się wydatki po stronie SN, z wyłączeniem m.in. umów i porozumień z zakresu prawa pracy oraz umów i porozumień, podlegających w całości lub części ochronie przewidzianej w odrębnych przepisach dla informacji niejawnych” – informuje prof. Jacek Kosonoga.
Zadowolenia z tej deklaracji nie kryje Karol Breguła, autor petycji: – Mam nadzieję, że jawność w SN powróci i będzie budować powszechne przekonanie o rzetelnym i uczciwym funkcjonowaniu sądów. Liczę też, że SN da przykład, którym pójdą inne sądy, co pozwoli realnie dowieść, że istniejące nadużycia przy zawieraniu umów mają rzeczywiście charakter incydentalny, a nie powszechny.
Bregule chodzi m.in. o takie sytuacje, jak ta mająca niedawno miejsce w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie, w którym stałymi gośćmi przez wiele tygodni byli funkcjonariusze CBA.
Problemy z jawnością nie są zresztą jedynie domeną sądów.
– Urzędnicy zapierają się rękami i nogami, byle tylko nie pokazać, z kim zawierają umowy i ile to nas, podatników, kosztuje – twierdzi Jan Kunert, dziennikarz Polsatu i portalu Bezkompromisowo.pl, który jako pierwszy ujawnił rejestr umów Komitetu Organizacyjnego Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022, zabiegającego o przeprowadzenie imprezy w Krakowie.
Dowód? – Pół roku temu napisałem do wszystkich resortów i czterech kancelarii, żeby przesłali mi takie rejestry. Ledwie kilka odpowiedziało w terminie. Najgorzej poszło Ministerstwu Obrony, które w żaden sposób nie zareagowało. Z kolei Kancelaria Prezydenta nie wierzyła, że jestem dziennikarzem. Z czego wynika ta kultura tajności? – zastanawia się Kunert.
100 mln zł tyle wynosił budżet SN na 2016 r.