Pewnie sporo gorzkiej prawdy zawiera komentarz red. Małgorzaty Kryszkiewicz „Wrogów minister już zna, teraz poszuka sojuszników...” opublikowany w DGP z 24 maja 2017 r. Szanowna Pani Redaktor zdaje się zafascynowana znajomością natury ludzkiej, jaką wykazuje się minister sprawiedliwości, której dopatruje się w pozostawieniu sześciomiesięcznego okresu na podjęcie przez niego personalnych decyzji odnośnie do obsadzenia stanowisk prezesów sądów przez nowych, ministerialnych nominatów.
Istotnie w procedowanej w Sejmie noweli do ustawy o ustroju sądów powszechnych, która już wkrótce stanie się pewnie prawem obowiązującym, okres sześciu miesięcy został wskazany jako czas na swoistą „weryfikację” aktualnie sprawujących swoje obowiązki prezesów sądów powszechnych wszystkich instancji. Czas ten, jak domniemywa autorka, minister, znawca meandrów ludzkich charakterów, pozostawia na objawienie się swoich sojuszników wśród sędziów, którzy – gdy tylko nowela wejdzie w życie – masowo rzucą się do szkalowania aktualnych prezesów w równie masowo wysyłanych do ministerstwa listach, by nie rzec: donosach. Wszak wrogów wśród prezesów minister już zna. Pani Redaktor wskazuje, że są to wszyscy sędziowie w randze funkcyjnej, którzy: brali udział w Kongresie Prawników w Katowicach, negatywnie opiniowali zmiany legislacyjne, zwoływali zebrania sędziów 20 kwietnia 2017. Czy to właściwe kryterium, kłócił się nie będę.
Obawiam się, że Panią Redaktor czeka jednak rozczarowanie. I właściwie nie chodzi mi tutaj o przesadną wiarę w umiejętność przenikania ludzkiej natury, którą być może hojnie został obdarzony pan minister. Choć mam na ten temat swój pogląd. Idzie mi o coś zupełnie innego. Mianowicie stawiam tezę, że ewentualni kandydaci na prezesów przeszli już weryfikację. Minister nie musi czekać aż sześć miesięcy od wejścia w życie noweli. A już na pewno nie będzie musiał marnować swojego cennego czasu na czytanie tych wszystkich paszkwili, donosów i innych listów w stylu „Uprzejmie informuję...”, które – jak mniema Pani Redaktor – wyprodukują sędziowie w przerwach między pisaniem uzasadnień.
Dość zauważyć, że aktualnie w ministerstwie jest ponad 150 sędziów delegowanych z sądów rozsianych po całym kraju. Jest w czym wybrać, nieprawdaż? W Polsce jest 11 sądów apelacyjnych i 45 sądów okręgowych, a więc zostanie jeszcze spora grupa kandydatów na prezesów sądów rejonowych, których jest ponad 300. Poza tym to nowi prezesi sądów okręgowych, niewątpliwie po wnikliwej analizie, będą przedstawiać kandydatów na szefów rejonów. Inna sprawa, że zapisy noweli pozwalają ministrowi na wymianę krnąbrnych prezesów również później. Tak bowiem należy traktować ogólnikowość zapisów pozwalających na odwołanie prezesa „niedającego gwarancji prawidłowego wykonywania swych obowiązków”, co jest klasycznym przykładem na realizację tzw. efektu mrożącego.
Ma Pani Redaktor słuszność, że w sądach dzieje się wiele rzeczy, które dziać się nie powinny, również na linii prezes – sędzia. Faktycznie, trudno kieruje się ludźmi przyzwyczajonym do autonomii i swobody decyzyjnej, która jest solą sądzenia. Ale kto powiedział, że prezes ma mieć lekko. Z całą pewnością kandydatury implementowane z zewnątrz do nieznanych sobie środowisk znajdą się w obcym dla siebie habitacie. Opór materii może być znaczny, nawet przy założeniu wysokiej ceny, którą trzeba będzie zapłacić.
Szanowna Pani Redaktor swój komentarz okrasiła cytatami z klasyka sztuki wojennej Sun Tzu. Proszę mi zatem pozwolić, iż swoją wypowiedź podsumuję słowami bliższego mi z uwagi na tożsamy krąg kulturowy teoretyka zagadnień militarnych, zmarłego niemal 200 lat temu w moim rodzinnym Wrocławiu generała Carla Phillipa Gottlieba von Clausewitza, który w swoim epokowym dziele „O wojnie” napisał: „Chcąc pokonać przeciwnika, musimy wysiłek własny mierzyć jego siłą oporu”.