Od początku roku Ministerstwo Sprawiedliwości zatwierdziło rezygnację 14 komorników, a w kolejce czekają kolejne wnioski. Kłopot w tym, że do zastąpienia odchodzących nie palą się asesorzy, co urealnia groźbę zapaści w egzekucji.
W poprzednich latach było po kilka rezygnacji rocznie. Dziś ta tendencja przybiera na sile w związku z planowanym uchwaleniem dwóch aktów: nowej ustawy o komornikach oraz ustawy o kosztach komorniczych. Projektowane przepisy obniżają wysokość opłat pobieranych przez egzekutorów, wprowadzając jednocześnie zasadę, zgodnie z którą pieniądze te nie będą stanowiły ich przychodów, lecz Skarbu Państwa. Komornik będzie otrzymywał wynagrodzenie prowizyjne. Od tego będzie jeszcze musiał opłacić VAT i jeśli wyjdzie na plus, podatek dochodowy.
Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada, że nowe stawki będą bardziej sprawiedliwe i racjonalne. Co prawda oznacza to ograniczenie czasem horrendalnie wysokich przychodów komorników z dużych kancelarii, ale za to nowy system ma premiować osoby, które mają zaledwie po kilka tysięcy spraw rocznie. Takie, które same prowadzą postępowanie, a nie wysługują się armią asesorów i mają wysoki stopień skuteczności egzekucji.
Modelowy przykład... porażki
Jednak, jak się okazuje, zapowiedź wprowadzenia nowych regulacji wygania z zawodu nawet takie osoby. – Własną kancelarię prowadzę od czterech lat. W tym czasie byłem raz na 10-dniowym urlopie z rodziną i wziąłem cztery dni wolnego, gdy miałem dziecko w szpitalu. Zatrudniam dwóch pracowników, ale nie mam asesora, więc wszystkie czynności w terenie wykonuję samodzielnie. Nie stać mnie na księgową, sam zajmuję się rachunkami, pracując często po 12 godzin. Za to skuteczność miałem dobrą, ok. 31 proc. – mówi nam komornik z 80-tysięcznego miasta na południu Polski. Jego roczne dochody to ok. 80–85 tys. zł. Wpływ spraw – na poziomie 1,1 tys., z czego połowa spoza rewiru. – W ciągu ostatniego roku trzykrotnie zdarzały się takie miesiące, w których nie miałem dochodu: raz byłem na zero, dwa razy dołożyłem po kilkaset złotych. Jednego pracownika już musiałem zwolnić, za lokal płacę bardzo mało, niecałe 2 tys. zł ze wszystkimi mediami i czynszem, więc nie mam pola do ograniczenia kosztów. Przeliczałem wielokrotnie i za każdym razem wychodzi mi, że po wejściu w życie nowych przepisów będę musiał cały czas dokładać do prowadzenia kancelarii. Lepiej zrezygnować już teraz, kiedy jest szansa wyjść na zero – tłumaczy rozgoryczony.
Samorząd komorniczy w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
Co konkretnie sprawia, że nie widzi szans dla siebie w zawodzie? Obniżenie opłat, szczególnie tej minimalnej ze 170 i 340 do 100 zł, VAT i większe uprawnienia dłużnika, które sprawią, że łatwiej będzie unikać egzekucji długów. – Wystarczy tylko wprowadzenie jednego z tych trzech elementów, by moja kancelaria zaczęła przynosić straty. Już po wrześniowych zmianach w kodeksie postępowania cywilnego, zgodnie z którymi przed podjęciem jakichkolwiek czynności trzeba zawiadamiać dłużnika, ukrywanie majątku stało się dużo łatwiejsze, a w moim przypadku skuteczność spadła z 31 do 26 proc., a teraz będzie pod tym względem jeszcze trudniej. Kropką nad „i” było dodanie do projektu przepisów, zgodnie z którymi po odejściu komornik jeszcze przez sześć miesięcy będzie pokrywał ewentualną stratę – przyznaje nasz rozmówca, który ze zrozumiałych względów woli na razie pozostać anonimowy.
Asesorzy – pierwsi do zwolnienia
Krajowa Rada Komornicza alarmuje, że nowe regulacje spowodują masowe porzucanie kancelarii lub ich upadek. Szczególnie tych najmniejszych. A to może doprowadzić do zapaści egzekucji. Z drugiej jednak strony niemal w każdej chwili odchodzących mogą zastąpić przedstawiciele licznej rzeszy asesorów. Tych jest więcej niż komorników.
Asesorzy dzielą się na trzy grupy. Stosunkowo dużą, bo aż 40 proc., stanowią kobiety. Wiele z nich, z uwagi na różne kwestie, m.in. macierzyństwo, jest mniej skłonnych do podejmowania ryzyka związanego z pracą na własny rachunek (kobiet komorników jest cztery razy mniej niż mężczyzn). Istotniejsza dla nich jest stabilność zatrudnienia, a także to, że kobiety asesorzy często zajmują się głównie pracą w kancelarii, nie jeżdżąc np. w teren. Od tego jest druga grupa asesorów, tzw. terenowcy, którzy dzięki takiej aktywności mogą więcej zarobić. Nowe przepisy odbiorą im tę możliwość, bo praktycznie wszystkie czynności poza siedzibą kancelarii komornik będzie musiał wykonywać samodzielnie, więc oni są pierwsi do zwolnienia.
Trzecią grupę stanowią ci, którzy rzeczywiście myślą o założeniu własnej kancelarii. – Jednak w tych realiach żaden racjonalnie myślący asesor nie pokusi się o zainwestowanie we własny biznes. Chyba że ma dobre relacje z jakimś wierzycielem masowym i może liczyć na to, że jak otworzy kancelarię, to podprowadzi swojemu byłemu szefowi dużego zleceniodawcę – mówi jeden z asesorów. – Poza tym w starych kancelariach, szczególnie takich, które są jedynymi w rewirze, w miarę stały dochód zapewniają egzekucje z rent czy emerytur. To są bardzo niewielkie wpływy, które są odczuwalne dopiero, gdy takich spraw jest dużo. A zanim nowy komornik zgromadzi dużą grupę takich spraw, zdąży w nowych realiach trzy razy zbankrutować – dodaje.
Chyba że asesorzy zaczną przejmować kancelarie porzucane przez komorników. – Tyle tylko, że nikt nie zrezygnuje z kancelarii, która jest dochodowa. Tam, gdzie będzie szansa na utrzymanie się na rynku, komornicy najpierw będą ciąć koszty, przede wszystkim osobowe. Jeżeli jednak ktoś zredukuje niezbędne zatrudnienie, narażając siebie na odpowiedzialność odszkodowawczą czy dyscyplinarną z powodu przewlekłości postępowań, a następnie zrezygnuje z powodów finansowych, to nikt rozsądny takiej działalności nie przejmie – twierdzi Rafał Fronczek, prezes Krajowej Rady Komorniczej.
Etap legislacyjny
Projekt po Komisji Prawniczej