Ok. 400 osób i organizacji europejskich twórców, w tym polskich, podpisało się pod listem do polityków UE, m.in. szefa PE Antonio Tajaniego, z prośbą o odrzucenie proponowanych przez Komisję Europejską regulacji o transmisjach radiowych i telewizyjnych online.

We wrześniu 2016 r. KE zaproponowała wprowadzenie wspólnych dla wszystkich krajów UE regulacji, które ułatwiłyby emisję lub retransmisję programów radiowych i telewizyjnych pochodzących z innych państw w całej Unii. We wniosku KE podkreślała m.in., że „technologie cyfrowe ułatwiają rozpowszechnianie utworów i innych chronionych treści”, ale „mimo coraz większej różnorodności usług internetowych programy nadawców są często nadal niedostępne online dla obywateli Unii mieszkających w innych państwach członkowskich”.

KE postanowiła to zmienić, tym bardziej, że - jak pokazują statystyki - już 49 proc. internautów słucha muzyki, ogląda filmy lub korzysta z gier w internecie.

Przeciwko zaproponowanym regulacjom protestują jednak europejscy producenci i dystrybutorzy oraz stowarzyszenia zrzeszające twórców. Wśród nich znalazło się siedem polskich organizacji, w tym Gutek Film, Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych, Stowarzyszenie Dystrybutorów Filmowych oraz Stowarzyszenie Filmowców Polskich.

Twórcy obawiają się przede wszystkim zniesienia tzw. zasady wyłączności terytorialnej. Obecnie stacje radiowe i telewizje w UE transmitują codziennie wiele programów informacyjnych, kulturalnych czy rozrywkowych, które uzyskały w ramach licencji lub wyprodukowały samodzielnie. Żeby móc udostępniać swoje usługi za granicą, muszą wykupić licencję na ich emisję w danym kraju.

Zdaniem KE wyłączność terytorialna nie ma jednak zastosowania, jeśli chodzi o usługi online, które mogą być swobodnie zwielokrotniane w sieci. W zamian chce wprowadzić tzw. zasadę państwa pochodzenia, zgodnie z którą nadawcy muszą kupować licencję na prawa autorskie tylko w tym państwie UE, w którym mieści się dane radio lub telewizja (takie zasady obowiązują już w odniesieniu do telewizji kablowych i satelitarnych).

„Rozporządzenie KE zakłada w domyśle +kup licencję tylko w jednym kraju członkowskim, a całą UE będziesz miał za darmo+. UE chce sztucznie wprowadzić zasadę, że część materiałów online będzie dostępna w całej UE tylko na podstawie jednej licencji, kupionej np. przez daną stację telewizyjną w jednym kraju Wspólnoty. To poważnie podkopie zasadę wyłączności terytorialnej i poważnie obniży wartość praw autorskich” – oburzają się twórcy w liście.

Jak podkreślają twórcy, „zasada wyłączności terytorialnej jest kluczowa dla twórców, bo napędza inwestycje w produkcje krajowe”. Dlatego już w 2016 r. ponad 100 organizacji zaapelowało w liście do przewodniczącego KE Jean-Claude'a Junckera o „zachowanie integralności oraz zasady wyłączności terytorialnej dla produkcji filmowych i telewizyjnych oraz transmisji sportowych”; apel ten pozostał bez odpowiedzi. Obecnie protestujących organizacji jest czterokrotnie więcej.

Twórcy podkreślają, że wejście nowych regulacji w życie doprowadzi do znacznego okrojenia funduszy na produkcje filmowe i telewizyjne, a także zaburzy dotychczasowy model biznesowy, jaki przez lata wypracowali dostawcy treści filmowych, muzycznych czy telewizyjnych. Pośrednio doprowadzi to również do zmniejszenia różnorodności produkcji europejskich.

„Nasz sektor korzysta z możliwości, jakie daje mu rozwój technologiczny i cyfrowy. W rezultacie oferujemy coraz więcej treści dostępnych online i dostarczamy świetnej jakości materiały milionom widzów. Krótko mówiąc: użytkownicy mają dostęp do większej liczby treści na większej liczbie nośników i ten wzrost będzie postępował. Chyba że stracimy możliwości rozwoju, finansowania naszych produkcji, promowania czy dystrybucji naszych materiałów w wyniku zmian w przepisach. Przypominamy, że nasza branża zatrudnia łącznie 1 mln pracowników w całej UE i generuje dochód w wysokości 97 mld euro rocznie” – piszą autorzy listu.

Sygnatariusze listu zaapelowali do Parlamentu Europejskiego i Rady UE o odrzucenie propozycji Komisji Europejskiej.