We wspomnieniach o Macieju Bednarkiewiczu trudno uciec od wielkich słów. Mało jest jednak życiorysów, które by bardziej uzasadniały ich użycie.
Maciej Bednarkiewicz / Dziennik Gazeta Prawna
W ubiegłym tygodniu adwokatura żegnała jednego ze swoich najwybitniejszych współczesnych przedstawicieli, mec. Macieja Bednarkiewicza. – Wszędzie, gdzie się nie pojawił, zostawiał ślad swojej wielkości – mówi inny nestor adwokatów, mec. Czesław Jaworski.
Zapamiętany zostanie jako wybitny obrońca w procesach politycznych. Przed 1989 r. bronił robotników z Ursusa czy był pełnomocnikiem Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka. Po upadku PRL był m.in. pełnomocnikiem oskarżycieli posiłkowych w procesach w sprawie masakry robotników Wybrzeża czy zastrzelonych górników w kopalni Wujek. Jednak, jak przypomina Czesław Jaworski, redaktor naczelny pisma „Palestra”, Maciej Bednarkiewicz był nade wszystko znakomitym cywilistą. Już jego praca magisterska, w której pisał o małżeńskich ustrojach majątkowych, była uznana za wybitną. Do tego stopnia, że sam zainteresowany musiał się tłumaczyć na uczelni, że ją samodzielnie napisał.
W adwokaturze, jakbyśmy dziś powiedzieli, zaliczył prawdziwe wejście smoka. – Pamiętam, że świeżo po złożeniu egzaminów dostał sprawę z urzędu, która okazała się bardzo głośna. Była nawet przedmiotem zainteresowania ówczesnej prasy. Natychmiast zwrócił na siebie uwagę i zyskał duże uznanie w środowisku – wspomina młodszego kolegę adwokat i były premier Jan Olszewski. Oskarżonemu groziła kara śmierci, a mec. Bednarkiewicz publicznie oświadczył, że jeśli nie uda mu się temu zapobiec, porzuci karierę adwokata. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby wówczas mu się nie powiodło, bo nie należał do ludzi, którzy rzucają słowa na wiatr.
Zwłaszcza że w następnych latach należał do dość wąskiego grona adwokatów, którzy mieli odwagę występować w procesach politycznych. W swoich postawach był niezłomny, nawet wówczas, gdy władza wytoczyła przeciw niemu najcięższe działa. – To były czasy, gdy ataki na adwokaturę były nieporównywalnie większe niż dziś. Wysunięto przeciwko niemu jakieś absurdalne zarzuty i aresztowano. Całe stanowisko stanęło za nim murem, bo wszyscy wiedzieli, że zarzuty są sfingowane i była to próba złamania samego Bednarkiewicza i przetrącenia kręgosłupa adwokaturze – opowiada mec. Jaworski.
Tak naprawdę chodziło o uniemożliwienie Bednarkiewiczowi udziału w procesie o zabójstwo Grzegorza Przemyka. Prawnik został uwięziony pod zarzutem udzielenia pomocy dezerterowi z ZOMO w ukrywaniu się, nakłaniania go do ujawnienia tajemnicy państwowej i tworzenia fałszywych dowodów w sprawie śmierci Przemyka. – To były jakieś brednie – mówi Jan Olszewski, który reprezentował Bednarkiewicza po jego aresztowaniu. Władza traktowała sprawę Przemyka wyjątkowo prestiżowo i stawała na głowie, by wyeliminować występujących w niej adwokatów. W ekspresowym trybie wprowadzono przepis zakazujący wykonywania zawodu adwokata po przekroczeniu 70. roku życia. W ten sposób wyeliminowano drugiego pełnomocnika Władysława Siłę-Nowickiego. Natomiast mec. Bednarkiewiczowi postanowiono wytoczyć proces.
– Wkrótce potem pojawił się u mnie jego ojciec, w przeszłości również wybitny adwokat, Marian Bednarkiewicz, i poinformował mnie, że MSW jest skłonne wypuścić z aresztu jego syna, ale warunkiem jest rezygnacja Olszewskiego. Oczywiście natychmiast to zrobiłem, a władza o dziwo dotrzymała słowa, i Maciej Bednarkiewicz po sześciu miesiącach wyszedł z aresztu. Po jakimś czasie jego sprawa rozeszła się po kościach. Oczywiście cel komunistów został osiągnięty, bo postępowanie przeciw mecenasowi nadal przez jakiś czas formalnie się toczyło, co uniemożliwiało mu udział w sprawie Przemyka – opowiada Jan Olszewski.
Adwokat podkreśla przy tym niezłomną postawę Maciej Bednarkiewicza, który przez cały okres uwięzienia, broniąc tajemnicy adwokackiej, konsekwentnie odmawiał składania zeznań. Sam mówił, że jego nigdy niedoścignionym wzorem był ojciec, w czasie wojny więzień Auschwitz.
Szykany i ryzyko złamania kariery go nie zniechęcały. Był wzorem dla pokoleń adwokatów. W latach 80. współpracował z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Później, już w wolnej Polsce, był współtwórcą Fundacji Academia Iuris, prowadzącej punkty bezpłatnej pomocy prawnej dla najuboższych. W międzyczasie był posłem na Sejm, prezesem NRA i sędzią Trybunału Stanu. Do końca próbował doprowadzić do skazania Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka czy Stanisława Kociołka, po wielokroć doprowadzając do wznawiania procesów. Jak podkreśla Andrzej Zwara, obecny prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, mec. Bednarkiewicz wywarł ogromny wpływ na przedstawicieli tego zawodu.
– Każde środowisko potrzebuje autorytetów. Kreują je wielcy ludzie, tacy jak mec. Bednarkiewicz. Niewątpliwie zapisał się na kartach historii jako wybitny obrońca, znakomity prezes NRA, wielki patriota. Kiedy z powodu swojej działalności zawodowej, obrońcy w sprawach politycznych, został aresztowany, udowodnił, że jest człowiekiem wielkiego charakteru: niezłomnym i odważnym. Wszystkie jego działania wynikały z właściwie odczytanej misji zawodu adwokata – podkreśla Andrzej Zwara.

Przy tym wszystkim pozostał ciepłym, życzliwym człowiekiem. – Sympatycznym, kulturalnym, z dużym poczuciem humoru. Wciąż trudno mi uwierzyć, że już go nie ma – przyznaje Czesław Jaworski.