Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością bywa brutalne. Stając kilka lat temu przed NRA, wyznaczeni do przewodniczenia pracom nad kształtem nowego prawa o adwokaturze, byliśmy przekonani, że rozpoczynamy nowy etap działań w ramach samorządu, który sam dostrzegł potrzebę zmian.
Wydawało się, że jedynym wyznacznikiem reform jest dobro adwokatury. Konieczność ustępstw na rzecz zachowania stanu istniejącego można było potraktować jako prostą konsekwencję uznania racji bardziej doświadczonych kolegów oraz naszej stricte wykonawczej roli. Zachowawcze spojrzenie adwokackich nestorów w zestawieniu z „gorącą krwią” wołającą o „nowe” nie było zaskakujące.
Ale zdziwiło ono nas podczas późniejszych prac nad strategią adwokatury. Wszakże często, zarówno w strukturach samorządowych, jak i akademickich mówi się, że w niektórych organizacjach czas płynie wolniej, co jest zarówno ich wadą, jak i zaletą. Takie organizacje są odporne na zmiany, lecz zarazem mają większą zdolność przetrwania.
Porównanie adwokatury wyobrażeń i adwokatury rzeczywistej musi prowadzić do głębszej refleksji. Wybory pośrednie przez delegatów wydają się na pierwszy rzut oka bardzo sensowne. Posiadają wszak silny pierwiastek demokratyczny. Demokracja jest jednak sprawna o tyle, o ile uprawnieni są zainteresowani i mają możliwość wpływu na sytuację. A poważnym problemem palestry jest to, że olbrzymia część jej przedstawicieli, szczególnie tych młodych, nie jest zainteresowana życiem samorządowym lub nie ma poczucia swego realnego wpływu na jego kształt. W efekcie wielu adwokatów albo nie przychodzi na zgromadzenia wyborcze albo opuszcza je zaraz po wyborach dziekańskich, najpóźniej po wyborach do ORA. Na delegatów oddaje głos ok. 1/3 głosujących na dziekana. Z drugiej strony w zgromadzeniach zawsze uczestniczą ci, którzy odczuwają silną więź z samorządem. Najczęściej odnajdują się oni również w działalności integracyjnej, samorządowej i szkoleniowej. Te intensywnie promowane przez NRA sfery aktywności budują silne więzi interpersonalne, co przekłada się na dokonane wybory. To oczywiste, że nieobecni nie mają głosu. Tylko pozornie jednak nie ma się czym martwić.
Prof. dr hab. Maciej Gutowski, dziekan ORA w Poznaniu / Dziennik Gazeta Prawna
Konsekwencje są bowiem takie, że wybory do NRA odbywają się według hermetycznej struktury, która jest znana już po zgromadzeniach izb. Taki model wyborów pozwala z dużym stopniem prawdopodobieństwa wytypować prezesa i skład NRA. My swój typ już mamy i nie sądzimy, byśmy mieli się szczególne pomylić. Zresztą to nie jest wybór między nowym a starym, bo obydwoje kandydatów na prezesa od lat jest w działalność samorządową zaangażowanych.
Struktura wybierająca za pośrednictwem delegatów niechętnie stawia na indywidualistów zorientowanych na siebie. Woli graczy zespołowych z określonym dorobkiem. Problem jest zatem nie tylko w wyborze prezesa, lecz przede wszystkim w stopniu zrozumienia i akceptacji zmian w ramach samej struktury samorządowej.
Prof. dr hab. Piotr Kardas, przewodniczący Komisji Legislacyjnej NRA / Dziennik Gazeta Prawna
Żadna struktura nie lubi zmian, woli trwać w tym samym kształcie. Na problem konserwatywnych decyzji wyborczych nakłada się problem konserwatywnego i zachowawczego ciała wybranego. Podjęcie nowatorskiej lub opartej na stricte merytorycznych przesłankach decyzji w gronie 49 osób jest trudne. Szczególnie w tajnych głosowaniach i zwłaszcza gdy zmiana ma dotyczyć samorządu. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można przewidzieć, że decyzje będą zachowawcze, unikające radykalnych zmian. Ma to swoje zalety, lecz również poważne wady.
Hermetyczna struktura w dobie szerokiego otwarcia zawodu może zostać odrzucona przez swoich członków. Ci ostatni mogą zacząć myśleć, że samorząd, do którego należą, nie jest ich samorządem. Że do niczego im nie jest potrzebny. To zagrożenie jest szczególnie realne w przypadku adwokatów młodszych stażem. Lecz nie tylko. I starsi to czują. Znalezienie sposobu na przezwyciężenie tego zagrożenia jest obecnie – naszym zdaniem – największym wyzwaniem współczesnej adwokatury. I zarazem jedynym, które może zagrozić jej egzystencji. Podstawowym zadaniem nowych władz będzie dotarcie do tych adwokatów, którzy samorządem zainteresowani nie są. Albo są, ale nie chcą lub nie mogą się przebić przez skostniałe struktury. Dla nich właśnie trzeba stworzyć alternatywne struktury: komisje, sekcje, szkolenia, koła, cykle tematycznych konferencji. Platformy budowania wspólnych poglądów i wymiany myśli. Po to, by władze samorządowe musiały uwzględniać spojrzenie wszystkich zainteresowanych adwokatów. By spojrzenie na potrzeby środowiska było świeże. By więzi środowiskowe budować w pierwszej kolejności wokół wspólnych myśli, a w drugiej dopiero wokół interpersonalnych relacji.
Otoczenie zewnętrzne adwokatura zawsze miała trudne. I dziś nie jest łatwo (i nie będzie). Możemy spodziewać się trudnego rynku, braku woli politycznej podwyższenia nierynkowych stawek, zmian w płaszczyznach dla nas istotnych – zwłaszcza w ramach pionu dyscyplinarnego. Skończmy więc z syndromem oblężonej twierdzy. Skorzystajmy z doświadczeń lat ubiegłych i poszukajmy sensownych propozycji, które jednak nie pozbawiają nas samorządności. Ale w ramach struktury otwartej, w której ludzie wychodzący z odważną inicjatywą nie zostaną natychmiast okrzyknięci zdrajcami adwokatury. Różne punkty widzenia można wykorzystać z pożytkiem dla samorządu. Trzeba tylko chcieć. Jesteśmy przekonani, że nikt nie odważy się na likwidację samorządności jedynego zawodu, którego podstawowym zadaniem jest obrona jednostki przed omnipotencją władzy. Nie zrobiły tego żadne władze w historii i nie zrobi tego władza i teraz. Z władzami musimy twardo negocjować potrzeby adwokatury. Ważne jednak, by adwokatura nie pokonała się sama.
Żadna struktura nie lubi zmian, woli trwać w tym samym kształcie. A struktura wybierająca za pośrednictwem delegatów niechętnie stawia na indywidualistów.