Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h minął tydzień. A ja wciąż nie potrafię przejść nad nim do porządku dziennego.
Przypomnę krótko, że rzecznik praw obywatelskich zaskarżył przepisy obligujące do zatrzymania prawa jazdy, dowodząc, że stanowi to podwójne karanie za ten sam czyn. Z jednej strony policjant lub sąd nakładają karę z kodeksu wykroczeń, a z drugiej starosta stosuje karę administracyjną w postaci zatrzymania prawa jazdy na trzy miesiące. Trybunał Konstytucyjny uznał, że o złamaniu zasady ne bis in idem mowy być nie może. Jednak to nie treść wyroku jest bulwersująca, ile sposób, w jaki trybunał go uzasadnił.
Otóż Stanisław Biernat, sędzia z Krakowa, był uprzejmy stwierdzić rzeczy niepojęte. Otóż w jego (i jak mniemam reszty składu orzekającego) ocenie zatrzymanie prawa jazdy nie pełni funkcji represyjnej, lecz przede wszystkim prewencyjną. I choć z natury nie jestem człowiekiem zawistnym, do dziś nie mogę przestać żywić nadziei, że sędziemu Biernatowi i pozostałym członkom składu zostaną zatrzymane prawa jazdy na trzy miesiące. Ciekawe, czy wtedy również będą twierdzić, że brak możliwości prowadzenia pojazdu nie jest dla nich formą represji. Na marginesie wspomnę tylko, że taka sytuacja jest możliwa, bowiem immunitet chroni tylko przed pociągnięciem do odpowiedzialności karnej, a nie administracyjnej.
Co więcej, życzę sędziemu Biernatowi, którego przecież o łamanie przepisów ruchu drogowego nie podejrzewam, by prawo jazdy stracił niesłusznie. By policjant przez pomyłkę zmierzył prędkość innego pojazdu lub dokonał pomiaru, gdy auto nie minęło jeszcze znaku pokazującego początek terenu zabudowanego. Albo też, by miernik prędkości pokazał przekroczenie o 51 km/h, gdy w rzeczywistości auto trybunalskiego orzecznika „jedynie” 48 km/h za szybko jechało. Dlaczego tak źle życzę sędziemu Biernatowi? Bo w uzasadnieniu stwierdził on, że gwarancje procesowe obwinionego w trybie administracyjnym są zachowane. A kierowca może podnosić wszelkie okoliczności świadczące na jego korzyść, a nawet może doprowadzić do uchylenia decyzji administracyjnej. Mimo że przedstawiciel RPO wskazywał podczas rozprawy, że z orzecznictwa sądów administracyjnych wynika wniosek wprost przeciwny: organy i sądy nie mogą przeprowadzać ustaleń faktycznych i po informacji od policji mają wydać decyzje o zatrzymaniu prawa jazdy i już.
Sędzia Biernat jest wybitnym prawnikiem i na pewno w samorządowym kolegium odwoławczym, a potem w wojewódzkim sądzie administracyjnym nie tylko wykaże, że prawo jazdy zostało mu odebrane niesłusznie, a organy powinny brać pod uwagę okoliczności o tym świadczące. Jestem pewien, że być może już po roku doprowadzi do prawomocnego rozstrzygnięcia uchylającego decyzje o zatrzymaniu prawa jazdy zwróconego mu 9 miesięcy wcześniej. Będzie mógł mieć satysfakcję, że kara, którą de facto odbył, była niesłuszna. Czy wówczas nadal będzie twierdził, że gwarancje procesowe obwinionego są zachowane?
Owszem, to se ne wrati, ale zawsze po uzyskaniu takiego wyroku będzie mógł od Skarbu Państwa dochodzić odszkodowania, a może nawet zadośćuczynienia. W końcu pozbawienie go prawa jazdy było niesłuszne. By sprawiedliwości stało się zadość, taką rekompensatę powinien otrzymać. Ale czy o takie gwarancje chodziło trybunałowi?
Przepisy obligujące starostę do każdorazowego zatrzymywania prawa jazdy na trzy miesiące zostały zaprojektowane tak, jakby świat był idealny. To regulacje ze świata, gdzie policjanci zawsze są uczciwi i nigdy się nie mylą, gdzie urządzenia pomiarowe działają sprawnie, o oznakowanie dróg jest idealne.
Tak nie jest. Nie jestem przeciwnikiem łączenia mandatu z zatrzymywaniem prawa jazdy za rażące przekroczenie prędkości (niekoniecznie o 50 km/h, nawet mniej, jeśli wiąże się to ze stworzeniem zagrożenia). Jednocześnie domagam się, by gwarancje procesowe nie były fikcyjne. Można to zrobić, jeśli o zatrzymaniu prawa jazdy decydowałby sąd w tym samym postępowaniu co o winie kierowcy. Policja chce, by zatrzymanie dokumentu było natychmiastowe i działało jak zimny prysznic? Nie ma sprawy – kierujmy te sprawy do sądów 24-godzinnych. Owszem, zawsze można powiedzieć, że liczba przypadków, w których kierowca niesprawiedliwie traci prawo jazdy za 50+ km/h to margines. Dopóki samemu nie znajdzie się w tej sytuacji. Ja w niej nigdy nie byłem, ale potrafię to sobie wyobrazić. Szkoda, że sędziom TK już tej wyobraźni zabrakło. Wówczas, nawet gdyby wydali taki sam wyrok, to przynajmniej nie opowiadaliby takich bredni.