Z powodu chaosu w procedurze karnej, związanego z wprowadzeniem kontradyktoryjności, a potem odkręcaniem tego, sędziowie często nie wiedzą dziś, jakie regulacje powinni stosować. Wszystkiemu winne nieprecyzyjne przepisy przejściowe.
Problem dotyczy spraw zainicjowanych przed początkiem obowiązywania procesu kontradyktoryjnego, które nie zakończyły się do czasu wejścia w życie 15 kwietnia 2016 r. nowelizacji kodeksu postępowania karnego cofającego wielką reformę. Otóż zgodnie z art. 27 rewolucyjnej ustawy z 2013 r. (Dz.U. z 2013 r. poz. 1247) jej przepisy mają także zastosowanie do postępowań wszczętych przed 1 lipca 2015 r.
Z kolei twórcy nowelizacji przeforsowanej pod rządami Prawa i Sprawiedliwości (Dz.U. z 2016 r. poz. 437) w unormowaniach przejściowych zastosowali inną regułę. Mówi ona, że jeżeli po 30 czerwca 2015 r. do sądu skierowano akt oskarżenia, wniosek o wydanie wyroku skazującego, wniosek o umorzenie postępowania lub warunkowe umorzenie śledztwa i orzeczenie środka zabezpieczającego, to postępowanie toczy się do prawomocnego zakończenia według dotychczasowych przepisów.
Z powodu tych nieprecyzyjnych unormowań przejściowych zawartych w tegorocznej nowelizacji sędziowie mają teraz kłopot. Bo czy przebieg procesów zainicjowanych przed 1 lipca 2015 r. i do dziś niezakończonych powinna regulować ustawa wprowadzająca kontradyktoryjność, czy też ustawa, która ją anulowała? – Mówiąc szczerze, mamy ogromny dylemat, który wynika ze strasznego bałaganu w przepisach procedury karnej. Sędziowie już się w tym gubią, a później są wszystkiemu winni – ocenia sędzia Marek Celej, karnista z Sądu Okręgowego w Warszawie.
– Sam byłem świadkiem posiedzenia zażaleniowego, na którym każdy z trzech orzekających sędziów miał inne zdanie o tym, jaki porządek prawny obowiązuje w przypadku rozpatrywanej sprawy – przyznaje adwokat dr Andrzej Mucha.
Problem ten rozstrzygnie ostatecznie Sąd Najwyższy w składzie 7 sędziów w odpowiedzi na pytanie prawne I prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf. Ich uchwała będzie miała niebagatelne znaczenie dla uczestników postępowania, gdyż bezpośrednio wpłynie na prawa i obowiązki stron, zwłaszcza jeśli chodzi o informowanie o wyrokach, jakie zapadły w ich sprawie, oraz możliwość zaskarżenia orzeczenia sądu I instancji. – Przed nowelizacją kwietniową obowiązywała zasada, że sąd działa z urzędu i pilnuje, aby wszystkie dowody zostały zgromadzone. Dlatego jeżeli coś przeoczył, a przebieg procesu sugerował, że wyrok może być skazujący, jedną z taktyk obrończych było siedzenie cicho po to, aby później postawić zarzut w apelacji. Gdy weszła w życie nowelizacja z 2013 r., taka taktyka stała się wykluczona, bo obrońca musiał złożyć wniosek dowodowy, żeby w apelacji móc zarzucić sądowi, że go nie uwzględnił. Nie jestem teraz pewien, która z tych zasad ma zastosowanie w przypadku postępowań wszczętych przed 1 lipca 2015 r. – zastanawia się dr Mucha.
Pytanie prawne I prezes SN to przede wszystkim reakcja na rozbieżności, jakie pojawiły się w jego orzecznictwie przy wykładni przepisów przejściowych nowelizacji cofającej rewolucję kontradyktoryjną. W jednej ze spraw (wszczętych przed 1 lipca 2015 r.) Sąd Najwyższy rozpoznawał zażalenie skazanego na odmowę przyjęcia złożonego po terminie wniosku o sporządzenie na piśmie i doręczenie wyroku sądu odwoławczego (sygn. akt III KZ 39/16). Ten ostatni oparł się na nowelizacji z 2016 r. i uznał, że nie ma obowiązku dostarczania skazanemu wyroku z urzędu, jeśli nie było go na rozprawie. I SN się z tym zgodził, tłumacząc, że zgodnie z przepisami przejściowymi PiS-owskiej ustawy postępowanie toczy się według nowelizacji z 2013 r. do czasu jego prawomocnego zakończenia, czyli do zakończenia wszystkich czynności procesowych. Kwestia komunikowania stronom rozstrzygnięć sądowych zaś do nich nie należy.
W przypadku zupełnie innego postępowania, choć o zbliżonych okolicznościach faktycznych, SN miał już odmienne zdanie (sygn. akt V KZ 38/16). Stwierdził mianowicie, że w podobnych sprawach wyroki, które zapadły po kwietnia 2016 r., powinny być doręczane według przepisów ustawy z 2013 r. A to dlatego, że przepisy przejściowe nowelizacji z 2013 r., regulujące postępowania zainicjowane przed 1 lipca 2015 r., nie zostały uchylone. Co więcej, SN podkreślił, że data wszczęcia sprawy nie może być kryterium decydującym o tym, czy strony mają prawo do doręczenia wyroku, czy nie. – Moim zdaniem zakaz wstecznego działania ustawy dotyczy właśnie tego rodzaju sytuacji. Dlatego zgodnie z zasadą ustawy względniejszej w przypadku wszystkich postępowań wszczętych przed 14 kwietnia powinny obowiązywać wcześniejsze przepisy – uważa prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
W uzasadnieniu swojego wniosku I prezes SN zauważa też, że jeśliby przyjąć odmienną interpretację, sytuacja procesowa stron uległaby pogorszeniu, gdyż nowelizacja z 2016 r. na niekorzyść zmienia ich uprawnienia. – Niezależnie od tego, czy ktoś się zgadzał z modelem kontradyktoryjnym, czy nie, to wprowadzająca go reforma była długo przygotowywana i w miarę dopracowana. Tego samego na pewno nie można powiedzieć o ostatniej nowelizacji – zauważa dr Mucha.