Nie budzi wątpliwości sędziowska „wolność od”, czyli niezależność. W przypadku „wolności do”, która może się objawiać nieograniczoną aktywnością publiczną, pojawiają się kontrowersje.
Łukasz Bojarski, prezes INPRIS – Instytutu Prawa i Społeczeństwa, były członek Krajowej Rady Sądownictwa powołany przez prezydenta RP (IX 2010 – IX 2015). / Dziennik Gazeta Prawna
Kilka miesięcy temu w konkluzji felietonu „Toga i transparent” (Prawnik z 17 maja 2016 r.) poświęconemu prawu sędziów do udziału w debacie publicznej i politycznej, w tym także do protestu, wyrażałem nadzieję na dalszą refleksję na ten temat oraz przekonanie, że rzeczywistość dostarczy po temu niejednej okazji. Rzeczywistość nie zawiodła.
Dwa tygodnie temu konferencję „Udział sędziego w debacie publicznej” zorganizowało Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”. Z kolei parlament rozpoczął prace nad poselskim projektem ustawy o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego – nowym rozwiązaniem legislacyjnym, w którym problematyka ograniczeń dla działalności publicznej sędziów TK jest doniosła. Jednocześnie temat sądów i sędziów nie schodzi z pierwszych stron gazet. Można wręcz odnieść wrażenie, że od czasu wrześniowego Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów niektóre media (w tym publiczne) starają się przede wszystkim pokazać, jak złe są sądy i źli sędziowie. Wywołuje to oczywiście pytania o możliwą reakcję środowiska sędziowskiego, sposoby komunikacji między sądami a obywatelami i polityczność publicznych wystąpień sędziów. Uczestnicy wspomnianej konferencji na te pytania nie odpowiedzieli ostatecznie. Ale przedstawili wiele ciekawych stanowisk mogących z pewnością pomóc w dalszej – miejmy nadzieję bardziej konkretnej – dyskusji, która być może zaowocuje także przyjęciem wiążących wskazówek (w formie uchwały Krajowej Rady Sądownictwa lub stowarzyszeń sędziowskich). Wskazówek, które pomogą sędziom w podejmowaniu decyzji o udziale w debacie publicznej, a rzecznikom dyscyplinarnym w dokonywaniu ocen poszczególnych zachowań, jeśli zajdzie taka potrzeba.
W trzech rolach
Doktor Paweł Skuczyński wyróżnił trzy rodzaje dialogu, w którym mogą brać udział prawnicy. To dialog konstytucyjny, społeczny i obywatelski. Pierwszy jest oficjalny, toczy się pomiędzy organami państwa – tu sędziowie wypowiadają się jako przedstawiciele władzy sądowniczej. Mogą pozostać bardziej powściągliwi lub uprawiać aktywizm sędziowski. W dobie kryzysu konstytucyjnego ciekawa jest zwłaszcza koncepcja zdekoncentrowanej (rozproszonej) kontroli konstytucyjnej. Jeśli zabraknie Trybunału Konstytucyjnego jako kontrolera, rolę tę mogą w części przejmować sądy. Tak było w przypadku wyroku NSA (sygn. akt II FSK 1021/16), który uwzględnił nieopublikowane orzeczenie TK, czy wydanego w ostatnim czasie wyroku SN (sygn. akt III KRS 46/12), w którym uchylono 275 decyzji ministra sprawiedliwości o przeniesieniu sędziego bez jego zgody. SN uznał, że zostały one wydane na podstawie przepisu prawa o ustroju sądów powszechnych niedającego się pogodzić z konstytucją, w tym z art. 180 stanowiącym o nieprzenoszalności sędziów.
W tym dialogu, i to podkreślało wielu mówców, bardzo ważne jest, w jaki sposób sądy komunikują swoje decyzje. O roli komunikacyjnej czy wręcz edukacyjnej wyroku mówi się u nas od dawna (wiele papieru zapisała w tej sprawie prof. Ewa Łętowska), ciągle jednak sędziowie nie radzą sobie z długością, zawiłością, hermetycznością orzeczeń. Jest coraz więcej głosów, by tego sędziów uczyć, by potrafili chwycić byka za rogi i czy to w ustnym uzasadnieniu, czy w ramach tzw. 5 minut dla mediów powiedzieć po ludzku, jaką decyzję podjęli i dlaczego.
Prawnik też obywatel
Dialog społeczny prawników odbywa się w ramach swego rodzaju ruchu obywatelskiego prawników, bardzo w ostatnim czasie ożywionego. Środowiska prawnicze, sędziowie, ale i samorządy innych zawodów – głównie adwokatów i radców prawnych – angażują się, zabierają głos w formie uchwał, stanowisk, wezwań do określonych zachowań swoich członków. Tutaj sytuuje się między innymi dyskurs, który odbywa się w ramach porozumienia samorządów zawodowych i stowarzyszeń prawniczych (to właśnie z okazji pierwszej rocznicy działań porozumienia zorganizowano wspomnianą konferencję).
Ograniczenia tego dialogu wynikają, zwłaszcza w przypadku sędziów, z przepisów prawa i zasad etyki zawodowej (jak przepisy konstytucji zabraniające sędziom prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności i niezawisłości czy „Zbiór zasad etyki zawodowej sędziów”, który nakłada obowiązek dbania przez sędziego o autorytet urzędu, dobro sądu oraz wymiaru sprawiedliwości i ustrojową pozycję władzy sądowniczej). W tym kontekście pojawił się podczas konferencji bardzo kontrowersyjny głos dra Marka Tkaczuka kwestionujący prawo sędziów do działania w ramach stowarzyszeń sędziowskich. Otóż stowarzyszenia sędziowskie (takie, w których członkami mogą być wyłącznie sędziowie) miałyby stanowić nieznaną konstytucji i nieobecną w ustawach ustrojowych formę prawnego zorganizowania sędziów i ich aktywności publicznej. Nie mają zatem według mówcy należytego umocowania prawnego i naruszają sferę ustawowych kompetencji samorządu sędziów i Krajowej Rady Sądownictwa. Uzurpują sobie wręcz reprezentację zawodowych i socjalnych interesów środowiska sędziowskiego, co statuuje je jako organizacje o charakterze politycznym. Sędzia „jest reprezentantem Narodu w zakresie sprawowania władzy sądowniczej” i ma działać „na podstawie konstytucji i sądowych ustaw ustrojowych, a nie ustawy o stowarzyszeniach”. Pogląd dra Tkaczuka uznano za anachroniczny, idący wbrew wieloletniej tradycji działania stowarzyszeń sędziowskich i ich silnego umocowania w wielu krajach świata. Pokazuje on jednak także słabość samorządu sędziowskiego, bowiem z braku reprezentacji sędziów na poziomie kraju (bo nie jest ich reprezentantem ani Krajowa Rada Sądownictwa jako organ mieszany, ani zgromadzenia sędziów o charakterze lokalnym) stowarzyszenia sędziowskie podejmują działania, które być może w przypadku istnienia samorządu sędziowskiego z prawdziwego zdarzenia nie byłyby potrzebne.
Dialog obywatelski to sfera, gdzie każdy prawnik, sędzia, występuje jako obywatel, gdzie jego rola zawodowa (choć nie pozostaje ona bez wpływu, zwłaszcza z punktu widzenia niektórych zasad etyki prawniczej) schodzi na drugi plan. Co może zatem prawnik-sędzia jako obywatel? Czy i jakie ma ograniczenia? Tymi zagadnieniami zajmowano się w części konferencji zatytułowanej „Sędzia w życiu publicznym – udział sędziego w manifestacjach, happeningach i innych akcjach społecznych”.
Czy tylko stereotypy
Profesor Jerzy Stelmach sformułował koncepcję, która do debaty o roli sędziego może wprowadzić sporo fermentu. Zaczął od sylogizmu: jeśli wszyscy ludzie są wolni (przesłanka większa), a sędziowie są ludźmi (przesłanka mniejsza), to sędziowie są wolnymi ludźmi (konkluzja). Nie budzi wątpliwości wolność negatywna sędziów, „wolność od” rozumiana jako niezależność. W przypadku „wolności do”, pozytywnej, która może się objawiać nieograniczoną aktywnością publiczną sędziów, pojawiają się wątpliwości. Wedle prof. Stelmacha funkcjonują w tej mierze mity i stereotypy, z niezrozumiałych do końca powodów społeczeństwo ogranicza sędziowską „wolność do”. To „myślenie stereotypami, wsparte na plemiennych mitach i ludycznych wyobrażeniach, często wypiera myślenie wolnościowe” – mówił profesor. Ludzie, w tym sędziowie, nie są już postrzegani poprzez swą indywidualność, a tylko przez rolę, którą pełnią. Tymczasem sędzia może czynić wszystko, np. brać udział w demonstracjach. Jedynym ograniczeniem jest co, czego nie wypada we wspólnocie czynić nikomu.
Zgoła odmienny pogląd zaprezentował (pisemnie) Marek Hibner, rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych. Jego zdaniem sędzia podlega ograniczeniom. By być prawdziwie niezależnym i niezawisłym – i tak być postrzeganym przez inne osoby (nie tylko strony postępowań) – „sędzia winien być bezstronnym obserwatorem otaczającej rzeczywistości”. Powinien unikać zachowań, które prowadzą do „nawet wyłącznie subiektywnego przeświadczenia, że sędzia tych wymogów nie spełnia”. Marek Hibner wymienia zachowania jego zdaniem dozwolone oraz niedozwolone. Do tych ostatnich zalicza udział w ulicznych manifestacjach bez względu na to, kto je organizuje i jaki mają cel. W szczególności „sędzia nie powinien uczestniczyć w manifestacjach KOD-u, bez względu na ocenę tego ruchu społecznego”. Udział w akcjach protestacyjnych powinien się ograniczać do działań podejmowanych w związku z sytuacją materialną albo zawodową sędziów i w żadnym razie nie mogą one naruszać istotnych interesów stron i uczestników postępowań. To powinno skutkować odpowiedzialnością dyscyplinarną. Sędzia (poza rzecznikiem prasowym) nie powinien także komentować w mediach spraw sądowych, nie tylko przez siebie prowadzonych, co dotyczy także prezesa sądu (poza prostowaniem nieprawdziwych informacji). Oczywiście szczegółowa ocena konkretnych zachowań powinna uwzględniać realia konkretnego przypadku. Co ciekawe, a mówił o tym Mirosław Wróblewski z Biura RPO, nie ma na razie bogatego orzecznictwa dyscyplinarnego dotyczącego udziału sędziów w debacie publicznej, któremu można by zarzucić zbytnie upolitycznienie. Bardzo wysokie standardy, ustalone m.in. w orzecznictwie SN, dotyczą prawie wyłącznie zachowań wobec stron i uczestników postępowania, czasem sąsiadów, a nie udziału w ulicznych manifestacjach.
Czy zatem „wolnemu sędziemu” wolno niemal wszystko (poza tym, czego nie wypada nikomu), czy też bardzo niewiele, bo narazi się na odpowiedzialność? Ciekawe jak widzą to postronni? Na potrzeby konferencji przeprowadzono przedstawione przez dr. Tomasza Barana reprezentatywne badanie na grupie ponad 1 tys. dorosłych Polaków. Pytano ich, jakie zachowania sędziów są dopuszczalne, a jakie mogą przynieść ujmę godności sędziego i osłabić zaufanie do jego bezstronności (o wynikach DGP wspominał w tekście „Sędzia może pielgrzymować, ale nie powinien politykować” opublikowanym 28 września 2016 r.). Te same pytania zadano też uczestnikom konferencji (odpowiedziało ponad 50 osób).
Na pielgrzymkę czy na marsz
Obywatele akceptują akcje na rzecz ochrony środowiska, udział w pielgrzymkach czy pikniku parafialnym, w marszach przeciw przemocy, dyskusjach na temat regulacji prawnych, w inscenizacjach historycznych czy koncertach rokowych (między 60–70 proc. akceptacji). Mniej osób dopuszcza udział w proteście przeciwko wojnie w innym kraju (56 proc.) czy w paradzie równości (45 proc.) albo występy w telewizji (57 proc.) i udzielanie się w portalach społecznościowych (51 proc.). Jeszcze mniej zgadza się na udział w działaniach obywatelskich, np. proteście przeciwko budowie wysypiska śmieci (41 proc.) czy budowie autostrady (31 proc.). Najmniejszą akceptację mają wszelkie działania o charakterze politycznym, jak udział w manifestacjach, pikietach przed sejmem czy manifestacjach przeciwko rządowi organizowanych przez partię polityczną (ok. 20 proc.). Podobne poglądy, choć poziom akceptacji nieco się różni, mają uczestnicy konferencji (w większości sędziowie). O wiele więcej profesjonalistów akceptuje np. udział sędziów w dyskusjach na temat regulacji prawnych (98 proc.) czy występy telewizyjne (78 proc.). Z kolei poziom akceptacji dla zachowań politycznych (pikiety – 13 proc., marsze przeciwko rządowi – 7 proc.) jest wyraźnie mniejszy.
Test racjonalnego obywatela
Czy da się nakreślić jasną granicę, co wolno, a czego nie? Z jednej strony mamy ograniczenia, z drugiej pojawiają się apele o działanie szczególne w sytuacjach szczególnych – jak cytowane już przeze mnie w maju stanowisko (raport o etyce Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa), że „gdy zagrożona jest demokracja i podstawowe wolności, rezerwa w wystąpieniach sędziów musi być zastąpiona obowiązkiem zabrania głosu” lub wezwanie Stowarzyszenia Sędziów Themis do „odważnego, szerokiego i odbywającego się z poszanowaniem godności sędziowskiej udziału w debacie publicznej dotyczącej przyszłości wymiaru sprawiedliwości i porządku prawnego w Polsce...”.
Pewną wskazówką mogą być różne standardy międzynarodowe – tzw. prawo miękkie, rekomendacje i inne niewiążące opracowania przyjmowane w ramach ONZ, Rady Europy i innych organizacji, w tym sędziowskich (o licznych standardach międzynarodowych mówił dr hab. Jacek Barcik). Podnoszą one, że sędzia ma prawo do korzystania z wolności słowa, wyznania, stowarzyszania się czy zgromadzeń jak inni obywatele, jednak pod warunkiem, że nie urąga to godności zawodu, nie zagraża niezależności sądów i niezawisłości sędziów. W ramach prac ONZ i tworzenia Zasad z Bangalore uznano np., że w ocenie dozwolonego udziału sędziów w debacie publicznej trzeba brać pod uwagę dwa aspekty – czy taki udział może podważać zaufanie do bezstronności oraz czy może niepotrzebnie narażać sędziego na ataki polityczne lub być niezgodny z godnością urzędu sędziego. Zaproponowano test: sędzia powinien rozważyć, czy w oczach racjonalnego, rozsądnego i dobrze poinformowanego obywatela (reasonable, fair-minded and informed) dane zachowanie może podważyć zaufanie do jego uczciwości i bezstronności, zmniejszyć szacunek dla niego jako sędziego.
Kto w warunkach polskich może być racjonalnym obywatelem dokonującym oceny? Czy są nimi posłowie, którzy w swoim najnowszym projekcie ustawy o statusie sędziów TK bardzo mocno podkreślają ograniczenia wiążące sędziów? Zakaz udziału sędziów TK w partiach, związkach zawodowych oraz prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów, który jest przepisem konstytucyjnym (art. 195.3), powtarzają w projekcie ustawy trzykrotnie. W art. 5 kierują go jednak do sędziów TK, a w art. 29 i 33 do sędziów TK w stanie spoczynku, wychodząc tym samym poza konstytucję, która odnosi swój przepis do okresu zajmowania stanowiska. Co więcej, w przypadku sędziów TK w stanie spoczynku projektodawcy dodają (art. 29.1), że sędzia taki „musi dochować godności statusu sędziego Trybunału w stanie spoczynku”. Pomińmy oczywiste błędy (dwukrotne zapisanie tego samego przepisu czy zapis o „godności statusu”, a nie godności sędziego), choć świadczą one o jakości procesu legislacyjnego (projekt już tradycyjnie wniesiono z zaskoczenia, omijając wymagane konsultacje) i spróbujmy uchwycić intencję.
Polscy sędziowie TK, poza prezesem, który jednak reprezentuje TK na zewnątrz, nie biorą udziału w debacie publicznej, wypowiadając się właściwie wyłącznie poprzez wyroki i artykuły naukowe. Bierze natomiast udział w debacie wielu sędziów w stanie spoczynku. To ich głos posłowie chcieliby uciszyć. Ogólny zapis o naruszaniu godności sędziego TK w stanie spoczynku miałby być wykorzystywany przez sąd dyscyplinarny w TK między innymi na skutek zawiadomienia prezydenta (na wniosek ministra sprawiedliwości). To realizacja rekomendacji zespołu ekspertów powołanych przez marszałka Sejmu, którzy wyraźnie, choć bez nazwisk, krytykują udział sędziów TK w stanie spoczynku w debacie. Czy oni są zatem racjonalnymi obserwatorami? Moim zdaniem głosu sędziów w stanie spoczynku nie powinniśmy eliminować. Jest to element mądrości zbiorowej społeczeństwa, z którego nie wolno nam rezygnować, zwłaszcza w dobie kryzysu konstytucyjnego i ataków na niezależność trybunału.
Nie znaczy to oczywiście, że sędziowie mogą wszystko. Ich działalność nie powinna być partyjna, lecz odwołująca się do wartości konstytucyjnych. Gdzie jednak w czasach tak ostrego podziału społeczeństwa znaleźć racjonalnego obserwatora, który pomoże nam w ocenie? Być może pomocna okaże się w tej mierze publikacja z konferencji, którą przygotowują organizatorzy.
Moim zdaniem głosu sędziów w stanie spoczynku nie powinniśmy eliminować. Jest to element mądrości zbiorowej społeczeństwa, z którego nie wolno nam rezygnować, zwłaszcza w dobie kryzysu konstytucyjnego i ataków na niezależność trybunału
Profesor Jerzy Stelmach sformułował koncepcję, która może wprowadzić sporo fermentu. Wedle niej sędzia może czynić wszystko, np. brać udział w demonstracjach. Jedynym ograniczeniem jest to, czego nie wypada we wspólnocie czynić nikomu