Prokuratura nie wpływa na orzecznictwo, gdyż zawsze to sąd będzie wydawał wyrok i może uznać, że nawet uzupełniony materiał dowodowy daje asumpt do tych samych wniosków, co wcześniej - twierdzi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
Dr Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości / Dziennik Gazeta Prawna

W czwartek DGP alarmował, że w Sejmie trwają prace nad ustawą, zgodnie z którą sąd odwoławczy, jeżeli prokurator złoży wniosek o zwrot sprawy, nie będzie miał wyboru i będzie musiał uchylić wyrok pierwszoinstancyjny. Resort ma już gotową listę wyroków do uchylenia?

Nie o uchylenie wyroku tu chodzi, lecz o cofnięcie sprawy do wcześniejszego etapu postępowania. Uchylenie wyroku to tylko czysto techniczna tego konsekwencja. Zwrot sprawy prokuratorowi bezpośrednio przez sąd odwoławczy występował przecież w początkowym okresie funkcjonowania k.p.k. z 1997 r., a także wcześniej od 1969 r. Ocena możliwości zastosowania tych przepisów należy do prokuratury. Możliwość złożenia wniosku o zwrot sprawy została wprowadzona już wcześniej, bo nowelą z 10 czerwca 2016 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania karnego, ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta (Dz.U. poz. 1070). I jest to instytucja wyjątkowa ze względu na jej epizodyczny charakter i ograniczone przesłanki stosowania. Art. 5 ust. 1 noweli stanowił bowiem, że możliwość złożenia wniosku dotyczyła tylko tych spraw, w których akt oskarżenia został wniesiony przed dniem wejścia w życie tamtych przepisów, a więc przed 5 sierpnia 2016 r. Tak więc lista spraw poddanych tej procedurze jest już zamknięta. Nie dotyczy ona spraw przyszłych!

Czy można więc oszacować, ilu spraw może to dotyczyć?

Chodzi o te sprawy, w których nierzetelnie i niestarannie w rozumieniu obecnych standardów sporządzono akty oskarżenia. Takie były jednak wymagania ustawodawcy, zatem trudno mieć żal do prokuratorów. Oni tylko realizowali, co im on nakazał wprowadzając kontradyktoryjny model postępowania karnego. Skoro liczba spraw jest zamknięta, to indywidualni prokuratorzy najlepiej wiedzą, w których jest zagrożona prawda materialna i zasada trafnej reakcji karnej.

Przepis nie mówi o tym, ile razy w jednej sprawie prokurator będzie mógł złożyć wniosek o zwrot sprawy w celu uzupełnienia śledztwa. Czy to oznacza, że wyroki będą mogły być uchylane w nieskończoność?

Nie. Do złożenia wniosku muszą pojawić się przesłanki w postaci konieczności nowych dowodów. Ponadto, co istotne jeśli dojdzie do złożenia nowego aktu oskarżenia w sprawie, w której prokurator wnioskował o zwrot, to będzie to nowe postępowanie, które się rozpoczęło po 5 sierpnia 2016 r., a więc po dacie odcinającej zastosowanie tego przepisu. Data ta nie zmieni się nawet po wprowadzeniu zmiany przewidzianej w projekcie przedłożonym Sejmowi przez rząd. To wynika z zastosowanej techniki legislacyjnej, bowiem nowelizowany tekst art. 5 jest w cudzysłowie. Tym samym tekst tego przepisu to jakby wycięty fragment, który zostanie żywcem wklejony do ustawy z czerwca 2016 r. Dla legislatorów nie ma wątpliwości, że zwrot „w dniu wejścia niniejszej ustawy” może być interpretowany tylko w kontekście wejścia w życie noweli z czerwca. Pierwsze zdanie art. 5 określające odcięcie czasowe jego zastosowania się tym samym nie zmienia. Dla uzupełnienia można dodać, że art. 13 projektu ma wpływ na stosowanie art. 5 w jego zmienianej części.

Czy to przypadkiem nie próba wprowadzenia tylnymi drzwiami nadzoru nad orzecznictwem sądów? Co z trójpodziałem władz?

Autorem skargi jest prokurator. Bez niej nie byłoby postępowania. A jaka skarga, takie postępowanie. Jeśli odzwierciedla ona tylko „półprawdy”, to postępowanie jest tykającą bombą, grożącą niesprawiedliwym i niesłusznym wyrokiem. Na taką okoliczność jest ten przepis, który „zniknie” wraz z zakończeniem procesów wszczętych aktem oskarżenia przed sierpniem br. W systemie brytyjskim jest przyjęte jako stałe rozwiązanie, to że prokurator ma wpływ na losy swojej skargi.

Chodzi o tzw. dyskontynuację postępowania na wniosek prokuratora na podstawie art. 23 i 23a ustawy Prosecution of Offences Act z 1985 r. W przypadku poważnych wad materiału dowodowego dyskontynuacja jest możliwa nawet po skazaniu w pierwszej instancji. Z przepisów tych wynika, że postępowanie o to samo przestępstwo może być wszczęte ponownie. Oczywiście przy tego typu porównaniach należy pamiętać o odrębności systemów prawnych i innej praktyce, np. w prawie brytyjskim w określonych sytuacjach oskarżony może wnioskować o dalsze prowadzenie postępowania. Chodzi jednak o ideę, która jest zbliżona w obu sytuacjach, mianowicie wpływ prokuratora na losy skargi, mimo, że jest ona już w sądzie. Tylko, że u nas jest to chwilowe, u nich na stałe. W przypadku naszych przepisów gwarancję praw oskarżonego i gwarancję sprawności zapewnia 6-miesięczny termin na uzupełnienie materiału dowodowego.

Pamiętajmy, że prokuratura nie wpływa na orzecznictwo, gdyż zawsze to sąd będzie wydawał wyrok i może uznać, że nawet uzupełniony materiał dowodowy daje asumpt do tych samych wniosków, co wcześniej. Przywoływanie zasady trójpodziału władz jako rzekomego argumentu przeciwko roli prokuratury to w rzeczywistości kolejna próba oderwania prokuratury od państwa i stworzenia z niej bliżej nieokreślonego tworu, nad którym nikt nie sprawuje kontroli. Prokuratura ma na celu walkę o sprawiedliwość i prawdę materialną, ale o tym, co jest prawdą, zawsze decyduje sąd. Brak art. 5 powodował, że prokurator i sąd musieli założyć ręce i stwierdzić, że wartości te przegrały z obcymi polskiej kulturze prawnej przepisami.

Kto będzie oceniał, w jakich sprawach ma być złożony wniosek?

Prokuratorzy, którzy najlepiej znają akta sprawy.

Skoro ma to służyć odkręcaniu skutków kontradyktoryjności, to dlaczego nie jest to zapisane wprost w projekcie? Przecież teraz przepis ten jest tak skonstruowany, że pozwala składać wnioski we wszystkich sprawach, w których akt oskarżenia trafił do sądu do momentu wejścia w życie nowelizacji. A w konsekwencji uchylać także te wyroki, które zapadły zarówno przed, jak i po epoce kontradyktoryjności.

Wszystkie postępowania, które toczyły się w momencie wejścia w życie nowelizacji wprowadzających elementy kontradyktoryjności, zostały w mniejszym lub większym stopniu dotknięte przez nowe przepisy. Wynikało to z przepisów przejściowych, w szczególności z art. 27 i kolejnych w noweli z 27 września 2013 r. Przykładowo zgodnie z art. 31 niezwłocznie po dniu wejścia w życie tej noweli właściwy organ procesowy miał obowiązek przekazać stronom i innym osobom uprawnionym informacje o zmianie zakresu ich obowiązków i uprawnień, co wpływało następnie na wnioski dowodowe. Ponadto art. 36 wprawdzie wyłączał stosowanie kontrowersyjnego zakazu owoców z zatrutego drzewa i pozwalał stosować dotychczasowe zasady określające granice inicjatywy dowodowej sądu, ale zastosowanie miało już nowe brzmienie art. 2 par. 2 k.p.k., wyeliminowano też możliwości zwrotu sprawy. Niezwykle trudne jest też określenie właściwego stosowania przepisów w przypadku, gdy te nowelizacje weszły w życie na etapie postępowania międzyinstancyjnego lub odwoławczego.

Skąd przekonanie, że akty oskarżenia wnoszone w czasie, gdy proces opierał się na zasadzie kontradyktoryjności, były formułowane "po łebkach"?

Mówili o tym sami prokuratorzy, w okresie, w którym wchodziły w życie te przepisy. Wynika to również z tez autorów reformy, podkreślających, że skoro dowody w lwiej ich części mają być przeprowadzane dopiero na rozprawie, jest oczywiste, że skarga oskarżycielska będzie jedynie wyrazem podejrzenia, choćby ustalonego operacyjnie, popełnienia przestępstwa, które to podejrzenie ma się weryfikować w kontradyktoryjnym postępowaniu dowodowym przed sądem. A przecież akt oskarżenia zbudowany na podstawie skrótowo, nieściśle sporządzonych protokołów przesłuchania świadka, podejrzanego lub biegłego, uzupełnionych, jak twierdzono, nawet doniesieniem konfidenta czy notatką z podsłuchanej rozmowy, to tykająca bomba. Mnóstwo problemów jest również w tych postępowaniach, w których akty oskarżenia były wnoszone na szybko tuż przed wejściem w życie nowelizacji kontradyktoryjnych, ale które także są dotknięte w pewnym stopniu tymi zmianami. Mimo że akty oskarżenia były wniesione na innych zasadach sądy nie mogły już posłużyć się instytucją zwrotu.

Nie ma ryzyka, że przepis ten będzie nadużywany przez prokuratorów? Przecież to dla nich bardzo wygodne narzędzie. Czy nie ma ryzyka, że instytucja ta będzie wykorzystywana w celu utrącania niewygodnych spraw? Że będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju wyroków na próbę: prokurator wnosi akt oskarżenia, patrzy, jaki będzie wyrok, a jak będzie nie po jego myśli, to po prostu złoży wniosek o zwrot sprawy i umorzy postępowanie.

To pytanie zakłada zupełne oderwanie się prokuratorów od treści przepisu i stosowanie instytucji contra legem. Proszę zapytać dowolnego prokuratora, czy złożenie przez niego wniosku bez rzeczywistych podstaw w postaci nowych dowodów, w sytuacji, w której pośrednio przyznaje się też do tego, że być może poważnie wcześniej zaniedbał obowiązki przy zbieraniu dowodów, jest wygodnym narzędziem. Zadajmy więc to pytanie bardziej pragmatycznie: czy będzie on nadużywał tę instytucję, ryzykując postępowanie dyscyplinarne, po to żeby ponownie wrócić do pracy nad kolejną sprawą, która w jego repertorium została już załatwiona.

Po co prokuratorowi generalnemu możliwość uchylania wyroków?

Przepis dotyczy wniosku prokuratora prowadzącego sprawę, a nie prokuratora generalnego. A nazywanie tej kompetencji możliwością uchylania wyroku to nieporozumienie. Prokurator na podstawie tego przepisu może złożyć wniosek o skierowanie sprawy z powrotem do postępowania przygotowawczego, gdy uzna, że zebrany i przedstawiony materiał dowodowy jest niewystarczający, aby dotrzeć do prawdy, nawet tej niewygodnej dla oskarżyciela. Uchylenie wyroku pierwszej instancji jest procesową konsekwencją decyzji o zwrocie sprawy, podobnie jak jest obecnie.

W normalnym typowym postępowaniu karnym decyzję taką podejmuje sąd, gdy stwierdzi, że materiał dowodowy jest tak niepełny, iż nie jest możliwe jego uzupełnienie na rozprawie. Wskutek jednak nowelizacji k.p.k. wprowadzającej elementy kontradyktoryjności odebrano sądowi taką możliwość, co jest kuriozum, gdyż nawet we Włoszech to obowiązuje, a mają oni najbardziej rozwinięty model kontradyktoryjności w Europie. Co więcej, zmodyfikowano zasady dotyczące dowodów z tak istotnych źródeł jak opinie „biegłych prywatnych” i sposoby przesłuchiwania świadków w postępowaniu przygotowawczym. Zmieniono również art. 2 par. 2 k.p.k., który określał standard prawdy materialnej i ograniczono inicjatywę dowodową sądu oraz zakres badania przez sąd odwoławczy. Do tego dodano przepisy przejściowe, które stworzyły mozaikę reguł postępowania.

I mamy paradoks. W uproszczeniu można stwierdzić, że gdyby w procedurze obowiązującej przed lipcem 2015 postępowanie dowodowe wymagałoby gruntownego uzupełnienia, sąd cofnąłby sprawę do postępowania przygotowawczego. Nawet jeśli wniosek, co raczej byłoby ewenementem, złożył sam prokurator, sąd niejako automatycznie uznałby taki wniosek, bo wiązałaby go dyrektywa ustalenia prawdy materialnej, a wniosek prokuratora wyraźnie wskazywałby, że ustalenie prawdy nie jest możliwe. Podobnie jest w procedurze obowiązującej obecnie. Jednakże w sprawach, które się toczyły z uwzględnieniem procedury patchworkowej, związanej z przepisami przejściowymi, wszyscy musieliby się nieźle zastanawiać. Z tego względu posłowie, uchwalając ustawę z czerwca 2016 r., zdecydowali się przyznać prokuratorom proste i skuteczne narzędzie. Teraz w projekcie rządowym tylko uzupełniamy braki, które i tak można było wyprowadzić w drodze wykładni, i usuwamy niepotrzebne zażalenie.