Po głośnych skandalach związanych z objęciem przez byłych komisarzy unijnych lukratywnych stanowisk w sektorze prywatnym Komisja Europejska przyspieszyła prace nad nowymi zasadami kontaktów polityków z lobbystami. Jednak przedstawione w ubiegłym tygodniu propozycje okazują się głównie kosmetyczne.
– Obywatele mają prawo wiedzieć, kto próbuje wywierać wpływ na proces legislacyjny w UE. Proponujemy prostą zasadę: żadnego spotkania z politykami bez wcześniejszej rejestracji. Dzięki temu opinia publiczna będzie wiedziała, kim są lobbyści, kogo reprezentują oraz ile wydają – powiedział wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans podczas prezentacji porozumienia, które ma w założeniu przyczynić się do większej jawności w organach UE.
Zgodnie z projektem wszyscy przedstawiciele grup interesu lobbujący w Komisji, europarlamencie i Radzie UE będą mieli obowiązek wpisywania się do tzw. rejestru przejrzystości, czyli wykazu podmiotów, które prowadzą działalność lobbystyczną, a w szczególności kontaktują się urzędnikami UE lub w budynkach instytucji organizują imprezy czy biorą udział w wysłuchaniach publicznych. Rejestr funkcjonuje od 2014 r. i liczy dziś blisko 10 tys. podmiotów, przy czym do tej pory wymóg wpisywania się do rejestru, a w konsekwencji wyraźny zakaz kontaktowania się z niezewidencjonowanymi lobbystami, obowiązywał jedynie w Komisji. Teraz ma się to zmienić.
– Problem w tym, że informacje wymagane od podmiotów wpisujących się do rejestru są w przeważającej mierze nieweryfikowalne i niesprawdzane, co osłabia jego wiarygodność – zauważa Krzysztof Izdebski, prawnik i aktywista z Fundacji ePaństwo. Chodzi zwłaszcza o dane finansowe dotyczące działalności lobbingowej prowadzonej przez grupy interesu. Zgodnie z zasadami muszą one ujawniać m.in. wstępny roczny budżet na lobbing, roczne obroty z tym związane oraz środki finansowe otrzymane od instytucji UE. Organizacje pozarządowe, które prześwietlają te informacje, wielokrotnie wskazywały, że bardzo często okazują się one niepełne, niespójne i trudne do zrewidowania. Co więcej, obowiązek rejestracji nie odnosi się do spotkań ze współpracownikami UE, takimi jak polityczni doradcy.
Eksperci zwracają też uwagę, że rejestr nadal nie będzie obejmował wszystkich podmiotów, które usiłują wpływać na decydentów politycznych w Brukseli. – Niektóre organizacje po prostu nie czują się lobbystami, bo uważają, że prowadzą działalność w interesie publicznym. Dlatego przedstawiania swoich uwag do projektów czy nakłaniania do jakichś rozwiązań nie traktują jako lobbingu, o ile nie odbywa się to na korytarzach budynków unijnych – tłumaczy Izdebski.
Projekt Komisji nie uwzględnił również postulatu ograniczenia zjawiska revolving door, czyli obejmowania przez byłych funkcjonariuszy UE stanowisk doradców czy konsultantów od spraw europejskich w prywatnych firmach (przypadek José Manuela Barroso i Neelie Kroes). Parlament Europejski proponował, aby komisarze i europosłowie mieli zakaz pracy w takim charakterze przez trzy lata od zakończenia służby publicznej. Ci pierwsi nie mogą obecnie przez 18 miesięcy lobbować w sprawach, którymi zajmowali się w KE.