Do dzisiaj nie udało się rozwiązać w Polsce sprawy zwrotu przedwojennego mienia. Koszty tego ponoszą mieszkańcy i coraz częściej w zagrożonych miejscach mówi się o zorganizowaniu referendum. Nie tylko o odwołanie włodarza, ale także o sam proces reprywatyzacji na terenie gminy.
Przez 27 lat od upadku komunizmu nie udało się uchwalić ustawy, która całościowo określiłaby procedurę reprywatyzacji. Nie jest jednak tak, że brak jest jakichkolwiek regulacji w tym zakresie. Lukę częściowo wypełnia ustawa z 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1774 ze zm.). Ze zwrotem wywłaszczonej (znacjonalizowanej) własności, zwłaszcza w naturze, wiążą się jednak spore kontrowersje społeczne. Szczególnie, gdy oddanie mienia prowadzi do wyzbycia się obiektów, które obecnie zajmowane są na cale użyteczności publicznej.
Ostatnio w mediach głośno jest o tzw. aferze reprywatyzacyjnej w Warszawie, co doprowadziło do dymisji wszystkich zastępców prezydenta stolicy. Coraz częściej głoszony jest postulat przeprowadzenia referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie ma przy tym wątpliwości, że jest to możliwe. W art. 2 ust. 2 pkt 1 ustawy z 15 września 2000 r. o referendum lokalnym (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 400, dalej u.r.l.) wyraźnie jest mowa, że przedmiotem referendum gminnego może być odwołanie wójta (burmistrza, prezydenta miasta).
Politycy idą dalej i chcą, by to mieszkańcy decydowali o kierunku reprywatyzacji na terenie gminy. Postulat na pierwszy rzut oka wydaje się dobrym pomysłem, sęk w tym, że jak twierdzą eksperci, nie jest to dopuszczalne w świetle ustawy z 15 września 2000 r. o referendum lokalnym (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 706 ze zm.).
– Reprywatyzacja jest pewnym wspólnym określeniem na procesy związane z odzyskiwaniem przez dawnych właścicieli (lub ich następców prawnych) nieruchomości, które w oparciu o wiele różnych aktów zostały znacjonalizowane lub wywłaszczone w przeszłości, szczególnie w okresie od 1944 do 1962 r. – tłumaczy Michał Czuryło, radca z kancelarii Konieczny, Wierzbicki Kancelaria Radców Prawnych Sp.p. I dodaje, że do dnia wejścia w życie ustawy z 25 czerwca 2015 r. o zmianie ustawy o gospodarce nieruchomościami oraz ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy (tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna), mimo wieloletnich prac i licznych obietnic ze strony kolejnych ekip rządzących, istniały jedynie pewne szczątkowe uregulowania w zakresie reprywatyzacji tzw. gruntów warszawskich. Prawnik zwraca uwagę, że był to w szczególności art. 214 ustawy o gospodarce nieruchomościami, który dla zwrotu tych nieruchomości wymagał przede wszystkim zgłoszenia stosownego wniosku o oddanie gruntów w użytkowanie wieczyste w terminie do 31 grudnia 1988 r.
– Obecna ustawa, stanowiąca przede wszystkim właśnie nowelizację ustawy o gospodarce nieruchomościami, doprecyzowuje zasady zwrotu nieruchomości, poprzez m.in. dodanie przesłanek, które zwrot ten ograniczają – dodaje Czuryło.
Podstawą reprywatyzacji jest stwierdzenie nieważności aktu, który stał się podstawą nacjonalizacji lub wywłaszczenia. Oznacza to najczęściej ustalenie przez organy administracji publicznej, że do wywłaszczenia lub nacjonalizacji doszło z rażącym naruszeniem prawa. Ponadto zwrotu wywłaszczonego mienia mogą dochodzić właściciele nieruchomości, która ma zostać wykorzystana na inny cel niż określony w decyzji o wywłaszczeniu oraz nieruchomości, która stała się zbędna na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu – reguły tych postępowań zwanych zwrotowymi zostały unormowane w ustawie o gospodarce nieruchomościami. Dlatego zdaniem Karoliny Wierzby z Kancelarii Ziemski & Partners nie sposób wyobrazić sobie, żeby możliwe było całkowite zablokowanie postępowań dotyczących stwierdzenia nieważności decyzji nacjonalizacyjnych i wywłaszczeniowych – i to nawet na podstawie aktu prawa o randze ustawy, nie mówią już o referendum. Dodaje, że samorząd nie może wstrzymać się od działania – jest on zobligowany do prowadzenia postępowań dotyczących zwrotu nieruchomości w sposób sprawny, na zasadach określonych przez kodeks postępowania administracyjnego. – Nie można wobec powyższego tzw. reprywatyzacji zawiesić na podstawie decyzji politycznej władz samorządowych – uważa prawniczka.
Kluczowe przy ocenie dopuszczalności przeprowadzenia referendum lokalnego jest także określenie, w jakim zakresie wypowiedzieć mieliby się mieszkańcy danej jednostki samorządu. I tu pojawia się kolejny problem. W referendum społeczność lokalna musi odpowiedzieć na jedno lub kilka zagadnień. – Pytania muszą mieć charakter zamknięty, tj. pozwalać na odpowiedź tak/nie albo wybór jednego z zaprezentowanych wariantów – uważa Michał Czuryło. – Wątpliwe jest, w mojej ocenie, czy tak złożona kwestia jak reprywatyzacja pozwala na sformułowanie jednoznacznych pytań – dodaje prawnik. Jego zdaniem konieczne byłoby zatem przedstawienie kilku wariantów wprowadzenia konkretnych rozwiązań prawnych. Ich propozycje musiałyby bowiem spełniać wiele wymagań wynikających z zasad konstytucyjnych.
Wtóruje mu Karolina Wierzba, która również zwraca uwagę na problem ze skonstruowaniem pytania w ewentualnym referendum. Uważa ona, że stanowiłoby to niemałe wyzwanie. Referendum polega na udzieleniu na urzędowej karcie do głosowania pozytywnej lub negatywnej odpowiedzi na postawione pytanie lub na dokonaniu wyboru pomiędzy zaproponowanymi wariantami. Prawniczka podkreśla, że niemożliwe byłoby przy tym z całą pewnością zadanie pytania, czy: Jest Pan/Pani za reprywatyzacją? – W przypadku udzielenia w referendum odpowiedzi pozytywnej wdrożenie wyników referendum w życie byłoby w zasadzie niemożliwe – całkowite powstrzymanie postępowań zwrotowych jest bowiem wykluczone – wyjaśnia Wierzba.
Ponadto zdaniem mecenasa Czuryło nie jest dopuszczalne przeprowadzenie referendum także z tego powodu, że ograniczenia realizacji roszczeń reprywatyzacyjnych stanowią bez wątpienia ingerencję w prawo własności. A ta – według mecenasa – zgodnie z Konstytucją RP i kodeksem cywilnym może nastąpić tylko w drodze ustawy. – Realizacja rozstrzygających wyników referendum lokalnego należy natomiast do właściwych organów jednostki samorządu terytorialnego, które nie mają zaś uprawnień ustawodawczych – podkreśla.